czwartek, 27 lutego 2014

11

Szła między starymi kamienicami, co chwilę słysząc krzyki i odgłosy bijatyk dochodzące do jej uszu. Minęła to niewzruszona, nie odwracając się nawet i nie zaszczycając wykonawców owego hałasu wzrokiem i wkroczyła do budynku, w którym obecnie mieszkała. Wspinała się powoli po starych, kamiennych schodach chcąc jak najbardziej opóźnić wejście do mieszkania. Stanęła przed drzwiami i głęboko westchnęła. Jej ojczym pewnie znowu się upił i na jej widok najprawdopodobniej rzuci się z pięściami. Cóż, była do tego przyzwyczajona. Matka udawała ślepą, nic nigdy nie widziała, a do męża podchodziła jak do dziecka. Widać było, że się go panicznie bała, zresztą codziennie przybywało jej siniaków na ramionach i dekolcie, które nieudolnie przysłaniała apaszką, a to mówiło chyba samo za siebie.
Dziewczyna w końcu musiała się z tym zmierzyć, poprawiła więc włosy i nacisnęła klamkę. Od progu uderzył ją zapach papierosów i czegoś przypalanego, jak gdyby zostawiono garnek na ogniu i całkiem o nim zapomniano. Zdjęła cicho buty, nie chcąc póki co się ujawniać, na wypadek gdyby ktoś był w mieszkaniu, i na palcach przeszła do kuchni.
Blat zawalony był pustymi butelkami, odłamkami szkła i zeschniętą połówką chleba, która leżała tam już od kilku dni. Nikt jakoś nie kwapił się, by ją wyrzucić, a nastolatka bynajmniej nie chciała być tą osobą. Spojrzała z odrazą na bałagan i mruknęła tylko do siebie, że takie są skutki powrotu ojczyma do domu. Wyłączyła gaz pod patelnią, jednocześnie odkrywając tajemnicze źródło smrodu i przeszła przez korytarz do swojego pokoju.
Jedyne miejsce, do którego jej rodzice od siedmiu boleści się nie przyczepili. Opadła z ulgą na skrzypiące łóżko i odetchnęła kilka razy.
Po chwili wstała i otworzyła na oścież okno wyglądając na zewnątrz. Prychnęła. Mieszkała chyba w najohydniejszej i najbrudniejszej części miasta. Przeprowadzili się tu po tym, jak jej rodzicielka poznała swojego obecnego męża, porzucając duże mieszkanie w centrum na rzecz tego śmietnika.
Przekrzywiła głowę i spojrzała na dwie sąsiadki, które stanęły centralnie pod jej oknem i zaczęły głośno rozmawiać o dzisiejszej młodzieży i jej złym zachowaniu.
- Widać, że nie masz swoich dzieci - mruknęła dziewczyna.
Dosłownie sekundę później usłyszała trzaśnięcie drzwiami i krzyk mężczyzny. Do jej uszu doszedł jeszcze głos sąsiadek: "Oho, ojciec wrócił" i poczuła na swoich ramionach mocne uściśnięcie. Obróciła się gwałtownie stając twarzą twarz z ojczymem, czując uderzający zapach alkoholu.
- Witaj, Jessiko - wysyczał i zacisnął swoje dłonie mocniej na delikatnej skórze nastolatki.

Znowu płakała, skulona na kanapie. Myślała, że już jej przeszło, że się jakoś pogodziła ze stratą Oliego, a to powróciło ze zdwojoną siłą. Spotkanie z chłopakiem przywołało do jej umysłu wszystkie wspomnienia i na powrót marzyła o tym, by cofnąć czas i zacząć wszystko od nowa.
Co kilkadziesiąt sekund spoglądała na zegarek, mając na uwadze to, że za niecałe dwadzieścia minut z pracy miała wrócić jej mama. Pasowałoby się do tego czasu ogarnąć, żeby nie otworzyć jej drzwi w postaci zaryczanej gówniary, ale każda próba powstrzymania łez kończyła się niepowodzeniem.
Dlaczego nie walczyła? Dlaczego nie chciała się zgodzić na powrót do Olivera, dlaczego nie chciała zacząć wszystkiego od nowa? Bała się, że znowu coś nie wyjdzie. Było im razem zbyt dobrze, żeby coś się nie zepsuło. To była tylko kwestia czasu, żeby wszystko się zawaliło.
Nie wiadomo jak długo tak leżała, ale w pewnym momencie poczuła jak ktoś okrywa ją kocem i gładzi po policzku. Otworzyła oczy.
- Znowu płakałaś? - jej mama spojrzała na nią z uwagą. - Oliver?
Sophie pokiwała tylko głową w obawie, że gdyby się odezwała, glos zacząłby jej się łamać. - Był tu?
Zaprzeczyła, znów ruchem głowy.
- Dzwonił? Pisał?
Nie, nie.
- Więc co? Widziałaś się z nim?
Kiwnięcie.
Mama odwróciła na moment wzrok, po czym z powrotem zwróciła go na córkę.
- Zaczniesz ze mną normalnie rozmawiać?
Sophie kiwnęła głową, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Opowiesz co się stało?
- Jego kolega po mnie przyszedł - zaczęła cicho - i zaprowadził mnie do niego. Prosił mnie, wręcz błagał, bym do niego wróciła. Nie zgodziłam się. Wiesz, kiedy to mówiłam, to było coś w stylu, jakbym to nie była ja. Z jednej strony chciałam, żeby już na zawsze dał mi spokój, z drugiej cholernie za nim tęsknię... - ściszyła glos, ocierając z policzka niewidzialną łzę. - Tęsknię za nim, mamo...
Kobieta ze współczuciem spojrzała na dziewczynę.
- Zadzwoń po niego. Niech tu przyjdzie, pójdziecie na spacer, porozmawiacie. Spróbuj mi zaufać i tak zrób, hm? - spróbowała się uśmiechnąć.
Sophie już chciała powiedzieć, że to najgłupszy pomysł pod słońcem i to spotkanie na pewno nic im nie da, ale ugryzła się w język. Po przeanalizowaniu słów, które co dopiero wypowiedziała mama zaczęła dostrzegać w nich jakieś dobre strony. Kącik jej ust uniósł się ledwo zauważalnie do góry.
- To ja zaraz wracam - rzuciła i pobiegła na górę, by odnaleźć swój telefon.
Nie zawahała się ani chwili wybierając numer chłopaka, w obawie przed swoim tchórzostwem. Słysząc, że odebrał wypaliła od razu:
- Oliver, mógłbyś do mnie przyjść? Chcę o czymś z tobą porozmawiać.
Cały w skowronkach chłopak od razu się zgodził i z racji, że od czasu ich poprzedniego spotkania jeszcze nie wrócił do domu, tylko w podłym nastroju włóczył się po mieście, skierował swoje kroki do domu dziewczyny.

Dokładnie w tym samym czasie Jessica z mokrą od łez i krwi twarzą uciekała przez okno z tego piekła. Na szczęście patent skakania z pierwszego piętra miała już opanowany, gdyż wiele razy opuszczała swój pokój w ten sposób, więc wystarczyło jak złapała się barierki balkonu znajdującego się zaraz obok i swobodnie opadała na ziemię, przeważnie nic sobie nie robiąc.
Ojczym pobił ją tak brutalnie, jak nigdy wcześniej. Z nosa ciekła jej stróżka krwi, siniak na policzku i przedramionach dodawały całej sytuacji dodatkowego dramatyzmu, a jej lewa noga przy każdym stanięciu na ziemi bolała coraz bardziej.
Nie myślała nawet, gdzie biegnie, byleby uciec. Modliła się w duchu, by mężczyzna nie zauważył jej zniknięcia i nie zaczął jej gonić, przynajmniej do czasu, aż znajdzie się w bezpiecznej odległości.
Mijala przechodniów, z których nikt nic sobie nie robił z rannej dziewczyny i jednocześnie prowadziła ze sobą w duchu monolog o tym, jak długo udawało jej się ukryć te problemy przed koleżankami, nauczycielami i całą resztą. Zgrywała pewną siebie tylko po to, by to zamaskować. Kiedy jeszcze była z Oliverem, jej matka i ona na szczęście jeszcze nie mieszkały z tym tyranem, więc przemoc się nie pojawiała.
Powoli zaczynało jej brakować tchu. Zatrzymała się na moment i zrobiła krok do przodu, nie zwracając nawet uwagi na to, że wchodzi na jezdnię pełną rozpędzonych samochodów.
- Jessica, cofnij się! - usłyszała jeszcze, zanim ból oszołomił ją ze wszystkich stron.

Sophie czekała. Naprawdę długo czekała, cholernie długo stała przed domem i patrzyła z oczekiwaniem na drogę, wypatrując Olivera. Dała mu szansę, a on co? Nawet nie raczył się pojawić.
- A weź się odwal - mruknęła, wchodząc do domu.
Mama stała w kuchni, szukając czegoś w lodówce. Słysząc trzaśnięcie drzwiami wychyliła się do salonu i na widok Sophie zdziwiona zapytała:
- Już wróciliście?
- Nigdzie nie byłam - westchnęła. - Nie przyszedł.
- Czekałaś na niego tyle czasu na zewnątrz?
- Taa. Jestem głupia, wiem.
Dziewczyna już miała wchodzić na schody, gdy poczuła jak matka złapała ją za nadgarstek. - Zadzwoń do niego - zaczęła, ale nastolatka nie dała jej skończyć.
- Zadzwoń, tak? Nie masz innych porad? Mam tylko do niego wydzwaniać i robić z siebie idiotkę?! Dziękuję bardzo, nie skorzystam. Poza tym - dodała, stając już na stopniu - skoro wypadło mu coś TAK ważnego, że mnie olał, powinien sam zadzwonić.
Ruszyła na górę, aż kipiąc wściekłością. Dała mu szansę? Dała. Wykorzystał ją? A gdzie tam.
Tylko się zbłaźniła. Pewnie tylko powiedział, że przyjdzie, żeby sterczała na mrozie jak ta głupia przez bite czterdzieści minut. A co? Chciała do niego wrócić, wszystko poukładać. Nie ma, przepadło.
Poczuła wibracje w kieszeni dżinsów.
- Aha, teraz sobie przypomniałeś - sarknęła, wyciągając telefon. - Halo? - syknęła do słuchawki.
- Sophie, przepraszam cię - krzyczał Oliver, znajdujący się aktualnie w jakimś bardzo głośnym miejscu, bo oprócz niego Sophie słyszała jedynie jakieś szumy i głosy innych ludzi. - Przepraszam, że nie przyszedłem, ale spotkałem po drodze Jessikę i...
- No jasne, że tak! - wrzasnęła. - Spotykaj się z Jessiką, podczas gdy ja tutaj będę na ciebie czekać! Masz rację!
- Nie, to nie tak...
Nie dokończył swojej przemowy, bo dziewczyna po prostu przerwała połączenie.
- Znowu ta... - chwilę zastanawiała się nad epitetem pasującym do Jessiki, jednak zrezygnowała z ochrzczenia jej takim słowem - ...Jessica wszystko psuje. Pewnie sobie teraz siedzą u niego albo u niej w domu i Bóg wie, co robią. Albo poszli na jakaś imprezę, sądząc po odgłosach w tle.
Przez chwilę prowadziła ze sobą wewnętrzny dialog, gdy przerwał jej dźwięk smsa.
'Przyjdź do szpitala, obiecuję, że tam z tobą porozmawiam.'
- Do szpitala, tak? No cóż, romantyzmu w tym nie dostrzegam - przewróciła oczami.
Zeszła na dół i zajrzała do kuchni.
- Spotkał się z Jessiką zamiast ze mną - oznajmiła mamie, która słysząc to o mało co nie upuściła trzymanej teraz miski.
- Co? Dlaczego?
- Nie wiem, ale napisał mi właśnie wiadomość, żebyśmy się spotkali w szpitalu. Tam mamy pogadać - spojrzała na mamę wzrokiem mówiącym, co myśli o tej propozycji.
- Powinnaś iść - odparła kobieta, ku zdumieniu córki. - Naprawdę. Nieważne miejsce, powinniście pogadać. Widocznie to coś ważnego, skoro prosi o spotkanie tam...
- A wiesz co? Pójdę. I pokażę mu, co uważam o tej całej sytuacji.
Wkroczyła do przedpokoju, zakładając kurtkę i buty i już miała wychodzić, gdy do pomieszczenia wbiegła rodzicielka.
- Zapomniałam ci powiedzieć... Wieczorem spotykam się z twoim ojcem. Chcesz się z nim zobaczyć?
- Po moim trupie - odparła i nacisnęła klamkę.
Przed szpitalem znalazła się szybko. Właśnie biła się z myślami czy czekać na Sykesa tu, czy do niego napisać, kiedy usłyszała znajomy krzyk i sekundę potem Oliver objął ją swoimi silnymi ramionami.
Na chwilę się mu poddała. Czuła ten przyjemny zapach perfum, jego skórę na swojej, tak jak kiedyś.
Oderwała się od chłopaka gwałtownie i skrzyżowała ręce na piersi.
- I co masz mi do powiedzenia? Że wolałeś spotkać się z Jessiką niż ze mną? A teraz tak po prostu mnie przytulasz? Ciekawe.
- Posłuchaj mnie. Nie spotkałem się z Jessiką. Szedłem do ciebie i byłem świadkiem, jak weszła na ulicę prosto pod koła autobusu, rozumiesz? Nie spotkałem się z nią tak, by pogadać. Zobaczyłem to przypadkiem. Idąc do ciebie.
Zamilkła. Było jej wstyd, że za wcześnie oceniła sytuację. Spojrzała chłopakowi w oczy.
- Ach tak... Co z nią? Żyje?
- Żyje, jej stan jest już ustabilizowany. - zawahał się, nim wypowiedział kolejne zdanie. - Mogę cię znowu przytulić? Przepraszam, że wcześniej nie przyszedłem, naprawdę przepraszam. Możemy uznać, że tamtego nie było i to nasze pierwsze spotkanie?
Nic nie mówiąc, Sophie po prostu się w niego wtuliła, układając dłonie na jego torsie. On zaś przyciągnął ją bliżej siebie i pocałował w czubek głowy.
- Tak strasznie mi cię brakuje, Sophie - szepnął w jej włosy.
- Mi ciebie też - odpowiedziała równie cicho. - Przemyślałam to wszystko...
- I? Co postanowiłaś? - Oliver starał się ukryć swoje zdenerwowanie.
- Zacznijmy od nowa, okej? - podniosła głowę, wpatrując się w oczy chłopaka.
Radość, jaka nim wstrząsnęła, była nie do opisania. Zaśmiał się tylko krótko i odstąpił od dziewczyny, patrząc na jej nieśmiały uśmiech.
- Dziękuję ci, kochanie, dziękuję. Obiecuję ci, że nic już nie zepsuję. Możesz mi uwierzyć.
Oliver zaproponował, by poszli odwiedzić Jessikę. Po drodze opowiedział Sophie, jak doszło do wypadku i o czym powiedzieli mu lekarze. Wcześniej dziewczyna została bardzo brutalnie pobita, co prawdopodobnie wpłynęło na jej lekkie otępienie i wtoczenie się na ulicę.
Ruda leżała na szpitalnym łóżku, z wieloma rurkami wystających z jej ciała. Sophie szczerze nienawidziła szpitali, nigdy nie kojarzyły jej się z czymś dobrym. Odkąd spędziła w jednym z nich długi okres czasu zaraz po niezbyt udanej próbie samobójczej unikała tych miejsc jak ognia.
Przysiadła na kraju łóżka. Dziewczyna faktycznie miała na sobie ślady pobicia, a dodatkowo wypadek dodał jej nowych blizn i siniaków. Jej prawa noga spoczywała w gipsie, a lewa ręka owinięta była grubą warstwą bandaża. Biedna. Szczerze jej teraz współczuła. Mimo tego, co między nimi było, było jej przykro, że tak wcześniej zareagowała, pochopnie oceniając sytuację i zakładając, że Oliver wolał spotkać się z Jess niż z nią.
Siedzieli przy jej łóżku jeszcze kilka minut. Do pomieszczenia weszły dwie pielęgniarki, niosąc nowe kroplówki i jakieś leki. Grzecznie wyprosiły parę na zewnątrz i kazały czekać na wyniki.
Oliver oparł się o ścianę.
- Widzisz, jakie życie jest kruche? Nie wiadomo, czy na przykład dzisiaj nie zginę ja, albo ty… Chociaż na jedno wychodzi, gdybyś odeszła, też odebrałbym sobie życie.
Sophie doskoczyła do chłopaka i pogładziła go po policzku.
- Nie wolno ci tak mówić – pomachała mu palcem przed twarzą. – Nie wolno ci tak zrobić. Nawet gdyby stałoby się, jakby się stało, masz żyć, zrozumiano? Kim ja jestem, żebyś…
- Kim ty jesteś? – przerwał jej, stając naprzeciw dziewczyny i spoglądając w dół, na jej twarz. – Jesteś taką osobą, dzięki której chce mi się rano wstawać, wlec do szkoły, pisać te wszystkie sprawdziany, bo wiem, że po tym zawsze mogę się z tobą spotkać. Dotknąć, przytulić, powiedzieć, że cię kocham, być przy tobie. Jesteś osobą, która jest najcudowniejsza i najbardziej idealna na całym globie. Ubóstwiam cię, każdy centymetr twojej skóry, każde słowo wychodzące z twoich ust, każdy twój ruch. Patrzenie na twój uśmiech, twoje szczęście jest tym, dzięki czemu jeszcze tu jestem. Jesteś całym światem, Sophie – zakończył, delikatnie przykładając swoje usta do jej.
Niepewnie odwzajemniła pocałunek.
- Przepraszam, że byłam taka beznadziejna i nie chciałam naszego powrotu. Też postaram się być lepsza, okej?
Zadarła wysoko głowę, bo jednak Oliver był od niej sporo wyższy i leciutko się uśmiechnęła. Pokiwał głową i odnalazł jej palce.
- Wierzę ci – odpowiedział surowym tonem, po czym głośno się roześmiał, prawie natychmiast zostając skarconym przez pielęgniarkę.

Ojczym Jessiki po tym, jak z wściekłością zauważył, że nie ma jej w mieszkaniu, wybiegł na zewnątrz i zaczął ją nawoływać, zaglądając wszędzie, gdzie przypuszczał, że mogłaby być. Przeszedł przez praktycznie całe miasto, odwiedzając po drodze każdy sklep, magazyn czy park. Stanął przed szpitalem.
- Mam nadzieję, że się ta smarkula załatwiła na amen – warknął i wkroczył do środka.
W portierni dopadł do blatu, przy którym urzędowała recepcjonistka i podał dane Jess, by upewnić się, że dziewczyna się tutaj znajduje. Wchodząc po schodach na górę minął jakąś bardzo zajętą sobą parę, więc specjalnie, by dać im do zrozumienia że są tu też inni ludzie, wpadł na nich swoim lewym bokiem, i pogwizdując pod nosem ruszył korytarzem przed siebie, nie zwracając uwagi na słowa, którymi obrzucał go chłopak.
Stanął przed salą 58, w której, według recepcjonistki miała znajdować się jego pasierbica, i wtargnął do środka. Na jej widok zaczął się histerycznie śmiać i wywrzaskiwać w jej stronę obelgi. Do pomieszczenia wpadł lekarz i dwie kobiety i zaczęli na siłę wyprowadzać go z pokoju.
Całej tej scenie przyglądali się z boku poszkodowani Sophie i Oliver. Dziewczyna miała bardzo dziwne wrażenie, że skądś tego faceta zna, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć dokładnie skąd. Oliver zaś obejmował dziewczynę ramieniem na wypadek, gdyby jakiś inny szaleniec zechciał na nich ponownie wpaść.
Sophie zmarszczyła brwi. Te oczy, głos… Boże, skądś znała tego gościa! Przyjrzała mu się jeszcze raz dokładnie. W chwili gdy wpatrywała się w jego twarz, on też się odwrócił. Wstrząsnął nim szok, zaraz po tym jak rozpoznał dziewczynę.
- O mój Boże – jęknęła, osuwając się na ziemię. – Kim jest ten człowiek? – zapytała cicho Olivera.
- Wnioskuję, że ojcem albo ojczymem Jessiki – zastanowił się chwilę. – A co? Co się dzieje? – zaniepokoił się.
- To jest mój ojciec – wydusiła jeszcze z siebie dziewczyna i opadła w ramiona Olivera.

***
wybaczcie, że długo nie dawałam znaku życia, ale kompletnie nie miałam pomysłu. kurde, to mi się zdarza za często DD:
nieważne. pisząc to, miałam głowę pełną pomysłów, no i postanowiłam zrealizować ten.
swoją drogą, jestem straasznie ciekawa, co o tym pomyślicie.
nie jest to dokładnie to, co chciałam stworzyć, ale grunt że wreszcie dodałam XD
komentujcie ok, bo to straszna motywacja.


niedziela, 16 lutego 2014

10

Jessica siedziała na huśtawce przed swoim domem i odpychając się stopami od ziemi, wprawiała ją w ruch. Na jej ustach bezustannie widniał uśmiech, a jej myśli krążyły jedynie wokół wydarzeń z dzisiejszego dnia. Boże, jak ją ta Sophie wnerwiała… Taka nijaka, bez wyrazu, kompletnie bez poczucia humoru, obrazi się o byle gówno, a Oliver od razu rzuci wszystko, byleby jej tylko było dobrze…
Prychnęła. Co za idiotka! Co ona sobie wyobraża? Ona nawet nie umie się postarać o Sykesa, bierze go na litość, przynajmniej tak wynika z ich relacji. Kto to widział, żeby ten chłopak się tak jej podlizywał? Za rączkę weźmie, krzesło odsunie, zapyta jak się czuje… Zerzygać się można.
Jessica wreszcie się podniosła. Na szczęście posiadała adres dziewczyny, więc gdyby tylko chciała, zaraz mogłaby do niej pójść i popatrzyć, jak się załamuje nad swoim życiem i stratą Olivera. Swoją drogą, chłopak na pewno już do niej poleciał przepraszać ją na kolanach. Nie rozumiała tego jego infantylnego zachowania. Przecież, kiedy byli razem, ani przez myśl jej nie przeszło żeby zachowywać się jak Sophie i dyrygować chłopakiem.
Nastolatka powolnym krokiem ruszyła do domu, by zabrać stamtąd swoją kurtkę i skórzaną torbę, po czym skierowała swoje kroki do miejsca, tak przypuszczała, zamieszkania Sophie. Po co? Jeszcze sama nie wiedziała, ale znając jej nieprzeciętny geniusz, zaraz wymyśli coś po drodze.

Sophie tymczasem po rozmowie z mamą i sprzątnięciu salonu krzątała się po swoim pokoju, zgarniając z szafek kurz. Pomagało jej się to odstresować i choć na chwilę o wszystkim zapomnieć, chociaż ten sposób mógł się wydawać nieco nudny i przeciętny. W głębi duszy wiedziała, że gdyby tylko się do tego zmusiła, stałaby teraz pod drzwiami mieszkania Olivera i czekała tam, aż chłopak by się nie pojawił, by wszystko wyjaśnić, ale nie. Skoro okazało się, że to nie ten jedyny, no to trudno.
Przypadkiem strąciła kantem dłoni na ziemię drewniane pudełko stojące na najwyższej półce regału. Kaszląc, gdyż powietrze zaroiło się od drobinek kurzu, Sophie otworzyła je, w międzyczasie próbując zgadnąć co chciała tam ukryć przed światem. Kiedy skrzynka stała już przed nią otworem, dziewczynie drgnął kącik ust. W środku, owinięty bibułką leżał bilet na koncert, który podarował jej Oliver. Prezent urodzinowy.
Wyjęła go i przejechała palcem po nierównej fakturze papieru. Data wydarzenia jasno wskazywała na za dwa tygodnie. Hm, pójdzie tam sama, czy może w ogóle nie pójdzie? Mogłaby się dobrze bawić, zobaczyć idoli, pośpiewać do ukochanej muzyki, ale z drugiej strony wiedziała, że Sykes również ma bilet na tenże koncert i niechybnie również się tam pojawi.
- Co mi tam – mruknęła. – Może akurat do tego czasu się pogodzimy.
Zaczęła nucić pod nosem jedną z piosenek tego zespołu i powróciła do sprzątania, sama się sobie dziwiąc, że tak łatwo pogodziła się z tą chwilową stratą chłopaka.

Jessica stała już pod drzwiami dużego, białego domu, który według jej niedawno przeprowadzonego śledztwa, miał należeć do Sophie. Poprawiła włosy jednym ruchem ręki i wcisnęła dzwonek. Nie zdejmowała z niego palca dopóki nie usłyszała dźwięku przekręcanego klucza.
- Pali się, czy co… - do jej uszu doszedł pomruk, a sekundę później stanęła przed nią rodzicielka dziewczyny. – Dzień dobry – dodała, nieco zdziwiona.
- Bry. Ja do… Sophie – odparła nonszalancko, ostentacyjnie żując miętową gumę.
- Zaraz zawołam – odpowiedziała kobieta, wciąż nie ukrywając się ze swoim zdumieniem. – Sophie? Koleżanka do ciebie! – zawołała w głąb domu, po czym szepnęła bardziej do siebie: - Chyba koleżanka.
Dziewczyna zbiegła po schodach i wpadła do przedpokoju. Na widok Jess stanęła jak wryta, zaciskając pięści.
- Mamo, to jest właśnie Jessica – posłała dziewczynie najbardziej fałszywy uśmiech, na jaki było ją stać.
Kobieta, która mniej więcej poznała już całą historię dotyczącą Olivera i Sophie, spojrzała z niemałą wściekłością na rudą nastolatkę.
- Hm, dzień dobry po raz drugi.
- Bry – przytaknęła Jessica, po czym wskazała na podwórko. – Wyjdź na chwilę, musimy pogadać.
Sophie sięgnęła po bluzę, mrucząc:
- Oj, musimy.
I zamknęła za sobą drzwi, starając się póki co nie okazywać swojej złości.
Cóż, nie wyszło jej, gdyż moment później chwyciła dziewczynę za ramiona i mocno ją potrząsnęła, jednocześnie wywrzaskując:
- Myślisz, idiotko, że przychodząc do mnie tak po prostu naprawisz wszystko, co zepsułaś dzisiaj rano?! Że zabrałaś mi Olivera, a teraz jeszcze masz czelność się tu w ogóle pokazywać?! Pewnie będziesz się tłumaczyć, tak? No to słucham – oparła dłoń na biodrze i wpatrzyła się w stojącą obok niej dziewczynę.
Ta tylko machnęła ręką.
- Po co te nerwy skarbie, uspokój się, weź kilka wdechów… Jestem tu, by ci wyjaśnić, dlaczego Oli powinien być ze mną, a nie z tobą, taką pokraką – wyszczerzyła zęby w uśmiechu i widząc, że Sophie chce coś powiedzieć, dodała: - Ci, nie przerywaj. No więc tak. – mlasnęła, robiąc wielki balon z gumy, który następnie z hukiem pękł. – Oliverek był i zawsze będzie moją największą miłością, wiesz kochana? Ten jego związek z tobą to jedno, wielkie nieporozumienie. Sama nie wiem, czemu zerwaliśmy, ale wiesz, są momenty, kiedy nie myślę i daję upust emocjom…
- Momenty? Czyli jednak czasami myślisz? Nie do wiary – wtrąciła Sophie, przewracając oczami.
- Po prostu z nim zerwałam – ciągnęła dalej tamta, całkiem ignorując wypowiedź Sophie. – Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak cierpiał, dopóki Matt, mój ówczesny chłopak mi tego nie powiedział, w końcu się przyjaźnią, rozumiesz.
- Zamknij się, idiotko, mam dość twojego bezsensownego gadania – syknęła. – Wynoś się stąd i nie przeszkadzaj już nigdy ani mnie, ani Oliverowi. Zrozumiałaś?
Jessica przez chwilę się zamyśliła, po czym uniosła palec do góry, co miało oznaczać, że niewątpliwie wpadła na jakiś genialny pomysł.
- Prosiłam, żebyś nie przeszkadzała – upomniała ją, po czym, gotowa dalej kontynuować swój wywód, otworzyła usta. – Ja też byłam pokrzywdzona, ale nawet nie będę tego przyrównywać do bólu, który najprawdopodobniej czuł Oliver… Biedny – zasmuciła się.
Sophie nie wytrzymała. Podeszła do niej i chwyciła ją z całej siły za nadgarstek. Ruszyła w stronę furtki, pod nosem miotając przeróżne przekleństwa.
- Nie. Wracaj. Tu. Rozumiesz?
Praktycznie wyrzuciła ją na ulicę i zatrzasnęła za nią drzwiczki.
- Nigdy – rzuciła jeszcze i wróciła szybkim krokiem do domu.
Jessica coś jeszcze za nią krzyczała, ale Sophie nie zwracała na to całkowicie uwagi. Trzasnęła drzwiami wejściowymi i pobiegła do swojego pokoju. Usiadła pod ścianą, spokojnie oddychając i starając się opanować. Niestety, nie dane jej było posiedzieć w spokoju, gdyż chwilę potem po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk jej dzwonka. Jęknęła, wlokąc się telefon.
- Czego znowu…
Spojrzała na wyświetlacz. Odchrząknęła i nacisnęła czerwoną słuchawkę.
- Przepraszam, nie mam ochoty z tobą rozmawiać – szepnęła, wpatrując się w imię Olivera na wyświetlaczu.

Następnego dnia Oliver obudził się przed szóstą rano. W ogóle nie mógł zasnąć, a kiedy w końcu podołał temu zadaniu, nawiedził go jakiś koszmar z Jessiką w roli głównej, no oczywiście. Usiadł na łóżku, po czym wstał i rozsunął żaluzje w oknach, wpuszczając do środka nieco więcej światła. Nie lubił, gdy w jego pokoju było tak ciemno, po prostu tego nie lubił. Musiało być jasno i przyjemnie, nie umiał nawet wyjaśnić tych nietypowych preferencji. Wrócił pod kołdrę, wygodnie się pod nią zagrzebując i chwycił do ręki telefon. Sprawdził wychodzące połączenia. Sophie, Sophie, Sophie, Sophie. A czy odebrała? A gdzie tam. W końcu chyba wyłączyła telefon, bo non stop włączała się poczta głosowa.
Czyli aż tak? Aż tak nie chce go znać? On aż tak ją zranił?
Było to w sumie do przewidzenia, że Jessica prędzej czy później namiesza w ich życiu. Sama mu kiedyś obiecała, kiedy powiedział jej, że nic już do niej nie czuje, że się na nim zemści. Ha, no i słowa dotrzymała, ale Oliver wciąż nie rozumiał, czemu odbyło się to kosztem niewinnej Sophie.
Leżał bez ruchu przez kolejną godzinę, wpatrując się w sufit i od czasu do czasu licząc sekundy. W końcu kiedy usłyszał, że w mieszkaniu zaczynają się budzić pozostali domownicy wstał, by jako pierwszy zająć łazienkę, i wyszedł z pokoju.
Jego mama stała już w salonie, w swoim białym, długim szlafroku i wczytywała się w program telewizyjny umieszczony w lokalnej gazecie. Oliver chciał przemknąć obok niej niezauważony, ale kobieta nawet nie podnosząc wzroku oznajmiła:
- Chodź no tu, muszę cię o coś zapytać.
Z westchnieniem przybliżył się do mamy i spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
- No? Jeśli chcesz pogadać o Sophie, to wybacz, ale póki co nie mam zamiaru poruszać tego tematu – rzucił.
- Chcę porozmawiać o Jessice – odpowiedziała spokojnie, spoglądając na syna.
Zdziwiło go to, nie da się ukryć, więc oparł się o stół i odparł:
- Hm, okej. Co chcesz wiedzieć?
Mama odłożyła czasopismo, potarła nerwowo palce i odezwała się:
- Powiedz mi, kochanie, kochałeś ją? Tak naprawdę? Tak jak Sophie?
Chwilę się zawahał.
- Kkochałem… Chyba – zająknął się.
Jego rodzicielka pokiwała głową w zamyśleniu.
- Chyba, tak? A Sophie kochasz?
- Oczywiście, że tak – zareagował od razu, bez ani chwili namysłu.
- Sam widzisz. Więc dlaczego pozwoliłeś jej tak łatwo odejść i o nią nie walczysz? Czemu nie sterczysz teraz pod jej domem i nie wyczekujesz, aż raczy wyjść na zewnątrz i z tobą porozmawiać? Czemu tak się poddałeś?
Nadmiar pytań sprawił, że nastolatek całkiem zgłupiał i zamiast zacząć udzielać odpowiedzi głęboko odetchnął i wzruszył ramionami.
- Jestem tchórzem – zaczął. – Cholernym tchórzem i nie mogę się pogodzić ze stratą tej cudownej osóbki, która tak zmieniła moje życie. Po stracie Jessiki faktycznie, byłem załamany, ale nawet nie będę tego przyrównywać do straty Sophie, teraz. Chciałbym do niej iść, ale boję się tego, że powie, że to koniec, że… - urwał. – Że nie chce mnie więcej widzieć – skończył ciszej. – Przepraszam, ale muszę wziąć kąpiel, przebrać się i może wreszcie zacznę trzeźwo myśleć. Uwierz mi, sam siebie już irytuję – rzucił, kierując się do łazienki.
Kiedy zamknął się już w pomieszczeniu, miał ochotę wyrwać sobie serce albo udusić się gołymi rękami. To, jak się teraz zachowywał przechodziło ludzkie pojęcie.
Strumień lodowatej wody spływający po jego ciele sprawił, że nieco się otrząsnął i kiedy wrócił do salonu, miał już w głowie plan działania. Nic nikomu nie mówiąc, wyszedł po prostu z mieszkania, wcześniej wybierając jeszcze na telefonie jeden numer.
Matt Nicholls, zaraz po odebraniu połączenia od kumpla od razu zaczął wcielać w życie jego plan. Wiedział, jak chłopak przywiązany był do Sophie i jak bolała go jego strata, sam przecież chwilę temu stracił własną dziewczynę, chciał więc zrobić wszystko, by na nowo zeswatać tę przeuroczą parkę.
Otrzymawszy od Sykesa adres nastolatki bez ani chwili zwłoki się tam udał. Otworzyła mu owa dziewczyna, z opuchniętymi, czerwonymi oczami. Płakała, przemknęło przez myśl chłopakowi. Szeroko się uśmiechnął i oznajmił:
- Mam dla pani propozycję – zagadkowy ton jego głosu zaintrygował Sophie, która spojrzała na niego z zaciekawieniem. – Wiem, o tym, co się stało… - zawahał się. – I chcę wam pomóc.
- Nie, proszę cię, nie mieszaj się w to – dziewczyna cofnęła się dwa kroki i zamachała dłońmi w powietrzu, odpędzając wyimaginowanego wroga. – To nasza sprawa, i sami sobie damy radę.
- Jakoś nie widzę, żeby Sykes tu teraz był i cię przepraszał – odparł kwaśno. – Chodź, nie pożałujesz.
Odwróciła wzrok.
- Mam nadzieję, że nie zaprowadzisz mnie do niego? – szepnęła.
Nicholls podrapał się po głowie, po czym widząc uniesioną brew nastolatki, zaoponował: - Nie, nie. Przyrzekam – uniósł dłoń, obiecując. – Ej, co ci szkodzi? Poza tym, dotlenisz się i w ogóle.
- Posłuchaj, jeśli zaprowadzisz mnie do Olivera… - zaczęła, ale Matt pociągnął ją za rękę i wyprowadził na zewnątrz.
- Nic nie mów – oznajmił i ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą obrażoną na wszystko nastolatkę.
Tymczasem Oliver był zdenerwowany jak nigdy dotąd. Krążył wokół miejsca, do którego przykazał Mattowi przyprowadzić Sophie i nerwowo wyłamywał sobie palce. Bał się, cholernie się bał, że mimo wszystko mu się nie uda i utraci Sophie już na zawsze.
Usłyszał przytłumione głosy dochodzące zza drzew. Rozpoznał wśród nich Nichollsa i narzekającą na coś nastolatkę.
- Daleko jeszcze? Nogi mi odpadają – jęczała.
- Jeszcze kawałeczek – odpowiedział Matt, po czym znienacka zasłonił jej oczy i podprowadził bliżej Olivera.
Ten zaś schował się za jakiś wielki krzak tak, by póki co pozostać poza zasięgiem wzroku nastolatki. Matt zdjął dłoń z jej twarzy i nakazując jej nie otwierać oczu, sam również się wycofał, zostawiając ją samą.
- Matt? – zapytała niepewnie i uchyliła powieki.
Po chłopaku nie było ani śladu.
- Aha, super – powiedziała z przekąsem. – Zostawił mnie na jakiejś polanie, w środku lasu, ciekawe jak wrócę do domu.
Zaczęła się rozglądać, a tymczasem Oliver wziął głęboki wdech i podszedł do niej od tyłu. Drgnęła, czując jego dłonie na swojej skórze.
- Oliver! – wydała z siebie okrzyk i cofnęła się. – Co za drań, obiecywał, już ja mu pokażę… - mruknęła, po czym odgarnęła włosy do tyłu i spojrzała wyczekująco na chłopaka. – I co? Po co mnie tu przyprowadził? Żeby naprawić to, co między nami było, prawda? Tak myślałam – parsknęła. – Mylił się, myliliście się obaj, jeśli myśleliście, że da się to wszystko naprawić. Gówno prawda. Nic się nie da naprawić, Oliver, i jeśli jeszcze tego nie zrozumiałeś, to mi przykro.
Zamilkła i wpatrzyła się w czubki swoich butów. Chłopak wyciągnął powoli rękę w jej stronę, ale uskoczyła.
- Nie dotykaj mnie – szepnęła płaczliwie. – Idź do Jessiki, może akurat ona będzie z tego zadowolona. Zostaw mnie w spokoju.
Usiadła na trawie i schyliła głowę. Oliver wpatrywał się w nią przerażony. Czy ona właśnie… się go przestraszyła? Przestraszyła się jego dotyku?
- Posłuchaj, Sophie. Rozumiem, jeżeli powiesz, że mam cię więcej nie niepokoić i tak po prostu dać sobie spokój.
- O, o to mi chodzi – mruknęła.
- Ale nawet jeśli tak powiesz, ja ci tego spokoju nie dam – ciągnął. – Nie poddam się, nie teraz, kiedy jestem tak blisko osiągnięcia celu.
- Celu? Jestem twoim celem? – sarknęła. – Dobrze wiedzieć.
Westchnął.
- Nie to miałem na myśli. Sophie. Jesteś dla mnie całym światem, wiesz? Jesteś i będziesz, mimo tego, że się ode mnie odwrócisz. Chciałbym cię teraz znów złapać za rękę, objąć, pocałować w policzek, po prostu być, i bardzo mi przykro, że to odtrącasz. Boisz się przyznać sama przed sobą, że tęsknisz. Po prostu się boisz i wiem to, bo sam byłem tchórzem.
Łzy spłynęły powoli po twarzy nastolatki i by nie dać po sobie poznać, że płacze, nie odezwała się ani słowem. Przez chwilę między nimi panowała kompletna cisza.
- Wróć do mnie, Sophie – wyszeptał chłopak, po czym zamilkł.
Teraz musiał czekać na odpowiedź dziewczyny.
Sophie w końcu się odwróciła, ukazując mu załzawione oczy i mokre policzki. Wstała i spojrzała mu w oczy. Pokręciła głową, jednocześnie uwalniając kolejną dawkę słonych kropel.
- Nie, Oliver – szepnęła. – Nie dam rady. Jessica…
- Zostaw Jessikę, nie wymawiaj przy mnie tego imienia – krzyknął. – Dasz radę, wiem to, Sophie. Jesteś silna, cudowna, a ja na ciebie ani trochę nie zasługuję, ale wiem, że dasz radę. Daj mi jedną szansę, proszę, a obiecuję ci, że będzie tak jak dawniej.
- Nie będzie, cholera jasna, nie rozumiesz? – wrzasnęła, zanosząc się szlochem. – Nie będzie! Bo ta idiotka tak to zmieniła, że nigdy nie będzie!
Odwróciła się do niego tyłem i postawiła krok w przód.
- Przepraszam, ale nie mogę. Nie potrafię zapomnieć o tym, co mi zrobiła.
Ruszyła przed siebie, zostawiając za sobą zszokowanego Olivera. Co jak co, ale tego się nie spodziewał.
Matt podszedł do niego i poklepał po ramieniu.
- Nie lecisz za nią? – zapytał spokojnie.
- Nie potrafię – powtórzył za dziewczyną jej słowa. – I chyba już nie będę potrafił.

***
wow wow, wreszcie raczyłam coś dodać.
przepraszam, że tak długo nie było nic nowego, ale nie umiałam się zabrać za pisanie ;__;
postaram się poprawić, hm, ale co z tego wyjdzie, to nie wiem XD
no, to komentujcie, bo jestem ciekawa waszych opinii, krytyki, czy czegokolwiek.
kocham was bardzo mocno.

A, i jeszcze jedno! Dziękuję bardzo za nominacje do Liebster Award, ale tu na blogu nie przewiduję innych notek, niż rozdziały :c ale doceniam to i jestem mile zaskoczona, dziękuję!