niedziela, 16 lutego 2014

10

Jessica siedziała na huśtawce przed swoim domem i odpychając się stopami od ziemi, wprawiała ją w ruch. Na jej ustach bezustannie widniał uśmiech, a jej myśli krążyły jedynie wokół wydarzeń z dzisiejszego dnia. Boże, jak ją ta Sophie wnerwiała… Taka nijaka, bez wyrazu, kompletnie bez poczucia humoru, obrazi się o byle gówno, a Oliver od razu rzuci wszystko, byleby jej tylko było dobrze…
Prychnęła. Co za idiotka! Co ona sobie wyobraża? Ona nawet nie umie się postarać o Sykesa, bierze go na litość, przynajmniej tak wynika z ich relacji. Kto to widział, żeby ten chłopak się tak jej podlizywał? Za rączkę weźmie, krzesło odsunie, zapyta jak się czuje… Zerzygać się można.
Jessica wreszcie się podniosła. Na szczęście posiadała adres dziewczyny, więc gdyby tylko chciała, zaraz mogłaby do niej pójść i popatrzyć, jak się załamuje nad swoim życiem i stratą Olivera. Swoją drogą, chłopak na pewno już do niej poleciał przepraszać ją na kolanach. Nie rozumiała tego jego infantylnego zachowania. Przecież, kiedy byli razem, ani przez myśl jej nie przeszło żeby zachowywać się jak Sophie i dyrygować chłopakiem.
Nastolatka powolnym krokiem ruszyła do domu, by zabrać stamtąd swoją kurtkę i skórzaną torbę, po czym skierowała swoje kroki do miejsca, tak przypuszczała, zamieszkania Sophie. Po co? Jeszcze sama nie wiedziała, ale znając jej nieprzeciętny geniusz, zaraz wymyśli coś po drodze.

Sophie tymczasem po rozmowie z mamą i sprzątnięciu salonu krzątała się po swoim pokoju, zgarniając z szafek kurz. Pomagało jej się to odstresować i choć na chwilę o wszystkim zapomnieć, chociaż ten sposób mógł się wydawać nieco nudny i przeciętny. W głębi duszy wiedziała, że gdyby tylko się do tego zmusiła, stałaby teraz pod drzwiami mieszkania Olivera i czekała tam, aż chłopak by się nie pojawił, by wszystko wyjaśnić, ale nie. Skoro okazało się, że to nie ten jedyny, no to trudno.
Przypadkiem strąciła kantem dłoni na ziemię drewniane pudełko stojące na najwyższej półce regału. Kaszląc, gdyż powietrze zaroiło się od drobinek kurzu, Sophie otworzyła je, w międzyczasie próbując zgadnąć co chciała tam ukryć przed światem. Kiedy skrzynka stała już przed nią otworem, dziewczynie drgnął kącik ust. W środku, owinięty bibułką leżał bilet na koncert, który podarował jej Oliver. Prezent urodzinowy.
Wyjęła go i przejechała palcem po nierównej fakturze papieru. Data wydarzenia jasno wskazywała na za dwa tygodnie. Hm, pójdzie tam sama, czy może w ogóle nie pójdzie? Mogłaby się dobrze bawić, zobaczyć idoli, pośpiewać do ukochanej muzyki, ale z drugiej strony wiedziała, że Sykes również ma bilet na tenże koncert i niechybnie również się tam pojawi.
- Co mi tam – mruknęła. – Może akurat do tego czasu się pogodzimy.
Zaczęła nucić pod nosem jedną z piosenek tego zespołu i powróciła do sprzątania, sama się sobie dziwiąc, że tak łatwo pogodziła się z tą chwilową stratą chłopaka.

Jessica stała już pod drzwiami dużego, białego domu, który według jej niedawno przeprowadzonego śledztwa, miał należeć do Sophie. Poprawiła włosy jednym ruchem ręki i wcisnęła dzwonek. Nie zdejmowała z niego palca dopóki nie usłyszała dźwięku przekręcanego klucza.
- Pali się, czy co… - do jej uszu doszedł pomruk, a sekundę później stanęła przed nią rodzicielka dziewczyny. – Dzień dobry – dodała, nieco zdziwiona.
- Bry. Ja do… Sophie – odparła nonszalancko, ostentacyjnie żując miętową gumę.
- Zaraz zawołam – odpowiedziała kobieta, wciąż nie ukrywając się ze swoim zdumieniem. – Sophie? Koleżanka do ciebie! – zawołała w głąb domu, po czym szepnęła bardziej do siebie: - Chyba koleżanka.
Dziewczyna zbiegła po schodach i wpadła do przedpokoju. Na widok Jess stanęła jak wryta, zaciskając pięści.
- Mamo, to jest właśnie Jessica – posłała dziewczynie najbardziej fałszywy uśmiech, na jaki było ją stać.
Kobieta, która mniej więcej poznała już całą historię dotyczącą Olivera i Sophie, spojrzała z niemałą wściekłością na rudą nastolatkę.
- Hm, dzień dobry po raz drugi.
- Bry – przytaknęła Jessica, po czym wskazała na podwórko. – Wyjdź na chwilę, musimy pogadać.
Sophie sięgnęła po bluzę, mrucząc:
- Oj, musimy.
I zamknęła za sobą drzwi, starając się póki co nie okazywać swojej złości.
Cóż, nie wyszło jej, gdyż moment później chwyciła dziewczynę za ramiona i mocno ją potrząsnęła, jednocześnie wywrzaskując:
- Myślisz, idiotko, że przychodząc do mnie tak po prostu naprawisz wszystko, co zepsułaś dzisiaj rano?! Że zabrałaś mi Olivera, a teraz jeszcze masz czelność się tu w ogóle pokazywać?! Pewnie będziesz się tłumaczyć, tak? No to słucham – oparła dłoń na biodrze i wpatrzyła się w stojącą obok niej dziewczynę.
Ta tylko machnęła ręką.
- Po co te nerwy skarbie, uspokój się, weź kilka wdechów… Jestem tu, by ci wyjaśnić, dlaczego Oli powinien być ze mną, a nie z tobą, taką pokraką – wyszczerzyła zęby w uśmiechu i widząc, że Sophie chce coś powiedzieć, dodała: - Ci, nie przerywaj. No więc tak. – mlasnęła, robiąc wielki balon z gumy, który następnie z hukiem pękł. – Oliverek był i zawsze będzie moją największą miłością, wiesz kochana? Ten jego związek z tobą to jedno, wielkie nieporozumienie. Sama nie wiem, czemu zerwaliśmy, ale wiesz, są momenty, kiedy nie myślę i daję upust emocjom…
- Momenty? Czyli jednak czasami myślisz? Nie do wiary – wtrąciła Sophie, przewracając oczami.
- Po prostu z nim zerwałam – ciągnęła dalej tamta, całkiem ignorując wypowiedź Sophie. – Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak cierpiał, dopóki Matt, mój ówczesny chłopak mi tego nie powiedział, w końcu się przyjaźnią, rozumiesz.
- Zamknij się, idiotko, mam dość twojego bezsensownego gadania – syknęła. – Wynoś się stąd i nie przeszkadzaj już nigdy ani mnie, ani Oliverowi. Zrozumiałaś?
Jessica przez chwilę się zamyśliła, po czym uniosła palec do góry, co miało oznaczać, że niewątpliwie wpadła na jakiś genialny pomysł.
- Prosiłam, żebyś nie przeszkadzała – upomniała ją, po czym, gotowa dalej kontynuować swój wywód, otworzyła usta. – Ja też byłam pokrzywdzona, ale nawet nie będę tego przyrównywać do bólu, który najprawdopodobniej czuł Oliver… Biedny – zasmuciła się.
Sophie nie wytrzymała. Podeszła do niej i chwyciła ją z całej siły za nadgarstek. Ruszyła w stronę furtki, pod nosem miotając przeróżne przekleństwa.
- Nie. Wracaj. Tu. Rozumiesz?
Praktycznie wyrzuciła ją na ulicę i zatrzasnęła za nią drzwiczki.
- Nigdy – rzuciła jeszcze i wróciła szybkim krokiem do domu.
Jessica coś jeszcze za nią krzyczała, ale Sophie nie zwracała na to całkowicie uwagi. Trzasnęła drzwiami wejściowymi i pobiegła do swojego pokoju. Usiadła pod ścianą, spokojnie oddychając i starając się opanować. Niestety, nie dane jej było posiedzieć w spokoju, gdyż chwilę potem po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk jej dzwonka. Jęknęła, wlokąc się telefon.
- Czego znowu…
Spojrzała na wyświetlacz. Odchrząknęła i nacisnęła czerwoną słuchawkę.
- Przepraszam, nie mam ochoty z tobą rozmawiać – szepnęła, wpatrując się w imię Olivera na wyświetlaczu.

Następnego dnia Oliver obudził się przed szóstą rano. W ogóle nie mógł zasnąć, a kiedy w końcu podołał temu zadaniu, nawiedził go jakiś koszmar z Jessiką w roli głównej, no oczywiście. Usiadł na łóżku, po czym wstał i rozsunął żaluzje w oknach, wpuszczając do środka nieco więcej światła. Nie lubił, gdy w jego pokoju było tak ciemno, po prostu tego nie lubił. Musiało być jasno i przyjemnie, nie umiał nawet wyjaśnić tych nietypowych preferencji. Wrócił pod kołdrę, wygodnie się pod nią zagrzebując i chwycił do ręki telefon. Sprawdził wychodzące połączenia. Sophie, Sophie, Sophie, Sophie. A czy odebrała? A gdzie tam. W końcu chyba wyłączyła telefon, bo non stop włączała się poczta głosowa.
Czyli aż tak? Aż tak nie chce go znać? On aż tak ją zranił?
Było to w sumie do przewidzenia, że Jessica prędzej czy później namiesza w ich życiu. Sama mu kiedyś obiecała, kiedy powiedział jej, że nic już do niej nie czuje, że się na nim zemści. Ha, no i słowa dotrzymała, ale Oliver wciąż nie rozumiał, czemu odbyło się to kosztem niewinnej Sophie.
Leżał bez ruchu przez kolejną godzinę, wpatrując się w sufit i od czasu do czasu licząc sekundy. W końcu kiedy usłyszał, że w mieszkaniu zaczynają się budzić pozostali domownicy wstał, by jako pierwszy zająć łazienkę, i wyszedł z pokoju.
Jego mama stała już w salonie, w swoim białym, długim szlafroku i wczytywała się w program telewizyjny umieszczony w lokalnej gazecie. Oliver chciał przemknąć obok niej niezauważony, ale kobieta nawet nie podnosząc wzroku oznajmiła:
- Chodź no tu, muszę cię o coś zapytać.
Z westchnieniem przybliżył się do mamy i spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
- No? Jeśli chcesz pogadać o Sophie, to wybacz, ale póki co nie mam zamiaru poruszać tego tematu – rzucił.
- Chcę porozmawiać o Jessice – odpowiedziała spokojnie, spoglądając na syna.
Zdziwiło go to, nie da się ukryć, więc oparł się o stół i odparł:
- Hm, okej. Co chcesz wiedzieć?
Mama odłożyła czasopismo, potarła nerwowo palce i odezwała się:
- Powiedz mi, kochanie, kochałeś ją? Tak naprawdę? Tak jak Sophie?
Chwilę się zawahał.
- Kkochałem… Chyba – zająknął się.
Jego rodzicielka pokiwała głową w zamyśleniu.
- Chyba, tak? A Sophie kochasz?
- Oczywiście, że tak – zareagował od razu, bez ani chwili namysłu.
- Sam widzisz. Więc dlaczego pozwoliłeś jej tak łatwo odejść i o nią nie walczysz? Czemu nie sterczysz teraz pod jej domem i nie wyczekujesz, aż raczy wyjść na zewnątrz i z tobą porozmawiać? Czemu tak się poddałeś?
Nadmiar pytań sprawił, że nastolatek całkiem zgłupiał i zamiast zacząć udzielać odpowiedzi głęboko odetchnął i wzruszył ramionami.
- Jestem tchórzem – zaczął. – Cholernym tchórzem i nie mogę się pogodzić ze stratą tej cudownej osóbki, która tak zmieniła moje życie. Po stracie Jessiki faktycznie, byłem załamany, ale nawet nie będę tego przyrównywać do straty Sophie, teraz. Chciałbym do niej iść, ale boję się tego, że powie, że to koniec, że… - urwał. – Że nie chce mnie więcej widzieć – skończył ciszej. – Przepraszam, ale muszę wziąć kąpiel, przebrać się i może wreszcie zacznę trzeźwo myśleć. Uwierz mi, sam siebie już irytuję – rzucił, kierując się do łazienki.
Kiedy zamknął się już w pomieszczeniu, miał ochotę wyrwać sobie serce albo udusić się gołymi rękami. To, jak się teraz zachowywał przechodziło ludzkie pojęcie.
Strumień lodowatej wody spływający po jego ciele sprawił, że nieco się otrząsnął i kiedy wrócił do salonu, miał już w głowie plan działania. Nic nikomu nie mówiąc, wyszedł po prostu z mieszkania, wcześniej wybierając jeszcze na telefonie jeden numer.
Matt Nicholls, zaraz po odebraniu połączenia od kumpla od razu zaczął wcielać w życie jego plan. Wiedział, jak chłopak przywiązany był do Sophie i jak bolała go jego strata, sam przecież chwilę temu stracił własną dziewczynę, chciał więc zrobić wszystko, by na nowo zeswatać tę przeuroczą parkę.
Otrzymawszy od Sykesa adres nastolatki bez ani chwili zwłoki się tam udał. Otworzyła mu owa dziewczyna, z opuchniętymi, czerwonymi oczami. Płakała, przemknęło przez myśl chłopakowi. Szeroko się uśmiechnął i oznajmił:
- Mam dla pani propozycję – zagadkowy ton jego głosu zaintrygował Sophie, która spojrzała na niego z zaciekawieniem. – Wiem, o tym, co się stało… - zawahał się. – I chcę wam pomóc.
- Nie, proszę cię, nie mieszaj się w to – dziewczyna cofnęła się dwa kroki i zamachała dłońmi w powietrzu, odpędzając wyimaginowanego wroga. – To nasza sprawa, i sami sobie damy radę.
- Jakoś nie widzę, żeby Sykes tu teraz był i cię przepraszał – odparł kwaśno. – Chodź, nie pożałujesz.
Odwróciła wzrok.
- Mam nadzieję, że nie zaprowadzisz mnie do niego? – szepnęła.
Nicholls podrapał się po głowie, po czym widząc uniesioną brew nastolatki, zaoponował: - Nie, nie. Przyrzekam – uniósł dłoń, obiecując. – Ej, co ci szkodzi? Poza tym, dotlenisz się i w ogóle.
- Posłuchaj, jeśli zaprowadzisz mnie do Olivera… - zaczęła, ale Matt pociągnął ją za rękę i wyprowadził na zewnątrz.
- Nic nie mów – oznajmił i ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą obrażoną na wszystko nastolatkę.
Tymczasem Oliver był zdenerwowany jak nigdy dotąd. Krążył wokół miejsca, do którego przykazał Mattowi przyprowadzić Sophie i nerwowo wyłamywał sobie palce. Bał się, cholernie się bał, że mimo wszystko mu się nie uda i utraci Sophie już na zawsze.
Usłyszał przytłumione głosy dochodzące zza drzew. Rozpoznał wśród nich Nichollsa i narzekającą na coś nastolatkę.
- Daleko jeszcze? Nogi mi odpadają – jęczała.
- Jeszcze kawałeczek – odpowiedział Matt, po czym znienacka zasłonił jej oczy i podprowadził bliżej Olivera.
Ten zaś schował się za jakiś wielki krzak tak, by póki co pozostać poza zasięgiem wzroku nastolatki. Matt zdjął dłoń z jej twarzy i nakazując jej nie otwierać oczu, sam również się wycofał, zostawiając ją samą.
- Matt? – zapytała niepewnie i uchyliła powieki.
Po chłopaku nie było ani śladu.
- Aha, super – powiedziała z przekąsem. – Zostawił mnie na jakiejś polanie, w środku lasu, ciekawe jak wrócę do domu.
Zaczęła się rozglądać, a tymczasem Oliver wziął głęboki wdech i podszedł do niej od tyłu. Drgnęła, czując jego dłonie na swojej skórze.
- Oliver! – wydała z siebie okrzyk i cofnęła się. – Co za drań, obiecywał, już ja mu pokażę… - mruknęła, po czym odgarnęła włosy do tyłu i spojrzała wyczekująco na chłopaka. – I co? Po co mnie tu przyprowadził? Żeby naprawić to, co między nami było, prawda? Tak myślałam – parsknęła. – Mylił się, myliliście się obaj, jeśli myśleliście, że da się to wszystko naprawić. Gówno prawda. Nic się nie da naprawić, Oliver, i jeśli jeszcze tego nie zrozumiałeś, to mi przykro.
Zamilkła i wpatrzyła się w czubki swoich butów. Chłopak wyciągnął powoli rękę w jej stronę, ale uskoczyła.
- Nie dotykaj mnie – szepnęła płaczliwie. – Idź do Jessiki, może akurat ona będzie z tego zadowolona. Zostaw mnie w spokoju.
Usiadła na trawie i schyliła głowę. Oliver wpatrywał się w nią przerażony. Czy ona właśnie… się go przestraszyła? Przestraszyła się jego dotyku?
- Posłuchaj, Sophie. Rozumiem, jeżeli powiesz, że mam cię więcej nie niepokoić i tak po prostu dać sobie spokój.
- O, o to mi chodzi – mruknęła.
- Ale nawet jeśli tak powiesz, ja ci tego spokoju nie dam – ciągnął. – Nie poddam się, nie teraz, kiedy jestem tak blisko osiągnięcia celu.
- Celu? Jestem twoim celem? – sarknęła. – Dobrze wiedzieć.
Westchnął.
- Nie to miałem na myśli. Sophie. Jesteś dla mnie całym światem, wiesz? Jesteś i będziesz, mimo tego, że się ode mnie odwrócisz. Chciałbym cię teraz znów złapać za rękę, objąć, pocałować w policzek, po prostu być, i bardzo mi przykro, że to odtrącasz. Boisz się przyznać sama przed sobą, że tęsknisz. Po prostu się boisz i wiem to, bo sam byłem tchórzem.
Łzy spłynęły powoli po twarzy nastolatki i by nie dać po sobie poznać, że płacze, nie odezwała się ani słowem. Przez chwilę między nimi panowała kompletna cisza.
- Wróć do mnie, Sophie – wyszeptał chłopak, po czym zamilkł.
Teraz musiał czekać na odpowiedź dziewczyny.
Sophie w końcu się odwróciła, ukazując mu załzawione oczy i mokre policzki. Wstała i spojrzała mu w oczy. Pokręciła głową, jednocześnie uwalniając kolejną dawkę słonych kropel.
- Nie, Oliver – szepnęła. – Nie dam rady. Jessica…
- Zostaw Jessikę, nie wymawiaj przy mnie tego imienia – krzyknął. – Dasz radę, wiem to, Sophie. Jesteś silna, cudowna, a ja na ciebie ani trochę nie zasługuję, ale wiem, że dasz radę. Daj mi jedną szansę, proszę, a obiecuję ci, że będzie tak jak dawniej.
- Nie będzie, cholera jasna, nie rozumiesz? – wrzasnęła, zanosząc się szlochem. – Nie będzie! Bo ta idiotka tak to zmieniła, że nigdy nie będzie!
Odwróciła się do niego tyłem i postawiła krok w przód.
- Przepraszam, ale nie mogę. Nie potrafię zapomnieć o tym, co mi zrobiła.
Ruszyła przed siebie, zostawiając za sobą zszokowanego Olivera. Co jak co, ale tego się nie spodziewał.
Matt podszedł do niego i poklepał po ramieniu.
- Nie lecisz za nią? – zapytał spokojnie.
- Nie potrafię – powtórzył za dziewczyną jej słowa. – I chyba już nie będę potrafił.

***
wow wow, wreszcie raczyłam coś dodać.
przepraszam, że tak długo nie było nic nowego, ale nie umiałam się zabrać za pisanie ;__;
postaram się poprawić, hm, ale co z tego wyjdzie, to nie wiem XD
no, to komentujcie, bo jestem ciekawa waszych opinii, krytyki, czy czegokolwiek.
kocham was bardzo mocno.

A, i jeszcze jedno! Dziękuję bardzo za nominacje do Liebster Award, ale tu na blogu nie przewiduję innych notek, niż rozdziały :c ale doceniam to i jestem mile zaskoczona, dziękuję!

20 komentarzy:

  1. Nareszcie nowy ^^ wreszcie cos napisalas normalnie mam ochote Cie usciskac hehe <3 wiem jak to jest z wena, ze czasem ucieknie i za zadna cholere nie chce wrocic :< ta koncowka....totalny smuteczeg :<<< Kurwa (przepraszam takie slownictwo :>) czemu taki szmutnnnyyy rozdzial? No nie moge po prostu :< mam nadzieje, ze w najblizszym czasie wszystko sie wyjasni,prawda? Nie bede pisac ze czekam na kolejny bo to oczywista oczywistosc i mam nadzieje, ze poinformujesz o nastepnym :> duuuuzio weny zycze. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było zaczekać... Rozdział naprawdę świetny, tylko... czemu taki smutny? Ja już się cieszyłam, że będzie tak wspaniale, a ta cała Jessica musiała się wwalić w tą piękną relację...
    I po kiego grzyba, ja wiem, że musi być schwartzcharakter,ale... nie tu. Mama Olivera, jak zwykle genialna, chciałabym sama mieć taką, żebym mogła przyjść do niej ze wszystkim, ale niestety, ideały są tylko w snach (no i opowiadaniach) :p
    Nie będę cię ganiła, bo doskonale znam to uczucie kompletnej pustki, życzę natomiast dużo weny i czekam na rozwiązanie tej całej sytuacji. Mam nadzieję, że na koncercie ^.^ (ale to tylko moja wyobraźnia i próba zabawy w proroka).
    Pozdrawiam,
    S.

    PS. Jak opublikuję nowy, dam znać, zaczynają mi się ferie, więc mam więcej czasu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowy rozdział, tym razem wyjaśni się, co stało się z Shinodówną ;)
      http://little-things-from-the-notebook.blogspot.com/
      Pozdrawiam,
      S.

      Usuń
    2. Mam szalone tempo, zapraszam na kolejny rozdział :)
      S.

      Usuń
  3. Noo i to mi się podobaa :D Świetny, ten rozdział, wiesz? Na pewno wiesz :3 aż mnie natchnęłaś do napisania czegos u mnie :p weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A idź się schowaj, za dobra jesteś. <3 Wiesz, że Cię kocham? Jak dla mnie to ten rozdział być uroczy. *.* Wiem, wiem trochę dziwny epitet, ale ja tam uwielbiam takie akcje. xD Smutny, ale taki kochaany. *.* Więcej takich! Mam nadzieję, że szybciutko dodasz kolejny. :]

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego ty mi to robisz? ;-; Biedny Oli, niech oleje Sophie, ja tu przecież jestem! <3 Ale popieram, warto było czekać, bo kurde piszesz tak cudownie, że aż sama tak chcę *___* Dobra, dość słodzenia XDD
    Nie znoszę Jessiki, wyprowadza mnie z równowagi ta poczwara :c Ale za to (po raz kolejny) wielki plus dla mamy Olivera, chociaż sama w życiu nie spowiadałabym się mamie XDD
    Jako takich zastrzeżeń nie mam, bo piszesz świetnie (ale się powtarzam), więc powiem tylko, że życzę ci jak najwięcej weny i pisz szybko kolejny rozdział :3
    ~sanixi

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zawiodłam się, jest super! No ale dziewczyno, dlaczego ty im to robisz? ;-; Jak ty możesz ich tak ranić?! Ja mam nadzieję, że Sophie mu wybaczy. Życzę weny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny*.*
    smuutne, wez ich wreszcie ze soba połącz a nie xD
    weny zyczę ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział cudowny, już wszystko nadrobiła. Z niecierpliwością czekam na kolejny i pozdrawiam :-))

    OdpowiedzUsuń
  9. Nienawidzę BMTH, podoba mi się tylko Sempiternal i jedna z bonusowych piosenek do niego, ale ten blog jest cudowny! Akcja dzieje się troche za szybko, ale jakby tak pomyśleć to mi to nie przeszkadza. Będę wpadać częściej, informuj mnie na blogu jakby co :> przy okazji zapraszam do mnie, pisze o Bradzie Delsonie(da się tak odmieniać?._.) z LP! :3

    OdpowiedzUsuń
  10. chciałaś komentarz, to masz. Rozdział świetny, z resztą jak wszystkie. Dodawaj jak najszybciej następny, ciekawe co tam jeszcze wymyślisz :D

    Manian xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Ej, no weź! Faktycznie, akcja pędzi na złamanie karku i jeszcze jaka smutna...
    Okej, ja już nie wiem czego chcę ;-;
    Jak było słodko, to chciałam dramatu, a teraz Oliver się poddaje i mam ochotę go udusić (ew. zadźgać).
    Mama Oli'ego jak zwykle wkracza :D Kocham ją, jest taka pomocna i serdeczna. Sama chciałabym mieć kogoś tak wyrozumiałego, a co dopiero w rodzinie (no ale i tak swoją rodzinkę kocham, nawet jeśli członkowie nie są tacy idealni :D).
    Hmm...No Sophie, ty wiesz, że ja Cię nie lubię, nie? Nie będę owijać w bawełnę, że jesteś cudowna i słodka. Jesteś bezradną łajzą. Przykro mi, chyba się nie polubimy.
    A Jess...No też cię nie lubię, no sorry, no.
    Chyba z kobiet to tu na serio najbardziej lubię mamuśkę Sykes :/
    ROZDZIAŁ CUDOWNY! Smutny, ale cudowny.
    Przepraszam za opóźnienie w komentowaniu i taki nijaki komentarz, ale jakoś mi tak dziwnie na sercu no i muszę coś wreszcie wyskrobać do siebie (jutro/dzisiaj coś dodam :D)

    Także no ten: weny i czasu na pisanie :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę spóźniony, ale jest: zapraszam na nowy c:

      Usuń
  12. No dziewczyno, już myślałam, że będzie jakiś happy end pod koniec rozdziału, a ty mi z czymś takim wystrzeliłaś XD
    Niech Oliver coś zrobi, to przecież mądry facet, a w dodatku matka mu dobrze radzi!
    Bardzo lubię twój styl pisania, jest po prostu taki przyjemny do czytania :)
    Mam nadzieję, że szybko wpadniesz z następnym i weny życzę x

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszam na nowego shota do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale...co...jak...czemu...co...eyy...hę...yyy...
    CZEMU, NOOOO?!
    CZEMU ONI NIE BĘDĄ JUŻ RAZEM, NO CZEMU?! ;CCCCCCCCCC
    GUPIA JESS JESZCZE OBERWIE!!!!!!!!!!!
    MAM TAKĄ NADZIEJĘ...
    ALE NO CZEMU, NOOO?! ;CCCC
    MAM OCHOTĘ SIĘ ROZPŁAKAĆ!
    NIECH ONI BĘDĄ RAZEM...
    Ogej, lecę na następny :(

    OdpowiedzUsuń