poniedziałek, 30 grudnia 2013

6

- Sophie, długo jeszcze? - po raz setny krzyczał z dołu Oliver.
Niecierpliwie tupał nogą w podłogę, zerkając co parę minut na zegarek.
- Sekundka! - usłyszał.
- Mhm, jasne. Powtarzasz to od pół godziny - mruknął.
Opuścił przedpokój i ruszył schodami na górę, gotów przerwać dziewczynie wszystko, cokolwiek teraz ze sobą wyprawiała.
Kiedy przekroczył próg jej pokoju, stanął jak wryty. Nastolatka stała przed lustrem w ślicznej, kremowej sukience do połowy ud, z wysoko upiętymi włosami i lekkim makijażem, podkreślającym jej duże, ciemne i otoczone wachlarzem rzęs oczy.
- I co, mowę ci odebrało? - zapytała, chytrze się uśmiechając.
- Ja... Ty... - jąkał się. - Pięknie wyglądasz!
Rumieniec wstąpił na twarz dziewczyny, co tylko dodało jej większego uroku.
- O jejku, dziękuję - zachichotała i pocałowała go w policzek.
v Ruszyła do drzwi, po czym nie zauważając, żeby chłopak za nią podążał, roześmiała się głośno.
- Idziesz? Chyba ci się spieszyło, prawda?
Oliver ocknął się wreszcie i ujął dłoń dziewczyny w swoją.
- Proszę bardzo - oznajmił, puszczając ją w drzwiach przodem.
Zeszli na dół. Sophie zabrała się za ubieranie glanów (no oczywiście!), a chłopak trzymał w dłoniach jej dżinsową kurteczkę, czekając, by móc założyć jej ją na ramiona. Kiedy oboje byli gotowi do wyjścia, nastolatka stanęła naprzeciw chłopaka, stanęła na palcach i niesamowicie delikatnie musnęła wargami jego usta. Zachichotała uroczo i wyskoczyła na zewnątrz, ciągnąc za rękę Oliego.
Przed posesją czekała już taksówka, w środku której siedział nieco podirytowany i zniecierpliwiony kierowca. Na widok tej dwójki nieco się rozchmurzył i czym prędzej udał się pod podany przez Olivera adres.
Przez całą drogę Sophie opierała głowę o ramię chłopaka, bawiąc się ich złączonymi palcami. On zaś gładził ją po ręce, kreśląc na niej jakieś skomplikowane wzory.
W końcu dotarli na miejsce. Dom Matta już oblężony był przez tłumy nastolatków, a ze środka dało się słyszeć głośną muzykę. Zaciekawiona Sophie pierwsza wyszła na zewnątrz i czekając, aż chłopak zapłaci za ich przejazd, rozglądnęła się wokół.
- Wchodzimy? - krzyknął do niej, chcąc przekrzyczeć dudniącą muzykę.
Kiwnęła głową i mocniej ścisnęła jego dłoń. Znaleźli się w środku, gdzie od razu podbiegł do nich wysoki brunet.
- Jesteś, Oliver! - doskoczył do nich i klepnął przyjaciela w plecy. - I przywiozłeś ze sobą tą laskę, o której mówiłeś?
Sophie skrzyżowała ramiona.
- Ja mam imię. - mruknęła.
Nicholls parsknął śmiechem, po czym wyciągnął dłoń do dziewczyny.
- Matt.
- Sophie - niechętnie uścisnęła mu dłoń, po czym od razu wróciła do Oliego, oplatając palcami jego ramię.
- Pójdziemy się rozejrzeć - rzucił chłopak i wyminął kumpla.
Dziewczyna milczała. Wzrokiem penetrowała przestrzeń wokół siebie, póki co szczelnie wypełnioną przez ogrom ludzi. Usiadła na jakimś krześle i spojrzała na Olivera, który rozglądał się, najwyraźniej kogoś lub czegoś oczekując.
- Co jest? - zapytała.
- Patrzę, z kim by cię tu zapoznać - uśmiechnął się do niej, po czym przywołał kogoś palcem. Podbiegła do nich wysoka, ruda dziewczyna, ubrana w potargane ciemne rurki i białą, za dużą koszulkę.
- Sophie, to Jessica. Jess, to Sophie - objaśnił szybko Oliver.
Sophie posłała dziewczynie szczery uśmiech.
- Miło mi cię poznać! Skąd się znacie z Olim? - zaciekawiła się.
Chłopak podrapał się po głowie.
- To dziewczyna Matta. Myślę, że się zaprzyjaźnicie - uśmiechnął się do obu dziewczyn, po czym rzucił coś w stylu, że musi kogoś poszukać i odbiegł.
Jessica usiadła obok nastolatki i roześmiała się głośno. Sophie spojrzała na nią zdziwiona.
- Co?
- Oliver mnie wkopał - stwierdziła. - Sam poleciał szukać jakichś laseczek, a ciebie zostawił ze mną - śmiała się dalej, nie zdając sobie sprawy z tego, że jej słowa dogłębnie ranią dziewczynę. - Zostałam twoją niańką - spuentowała w końcu.
Sophie wbiła wzrok w czubki swoich glanów, marząc o tym, by jak najszybciej się stąd wydostać. Uśmiechnęła się fałszywie do Jess i wstała.
- Idę przewietrzyć. Jakby Oliver mnie szukał, będę... - machnęła ręką w stronę drzwi wejściowych. - Tam.
Ruda kiwnęła energicznie głową i odbiegła w stronę barku z zamiarem wlania w siebie dawki alkoholu.
Sophie przepchała się między roztańczonymi osobami i wypadła na zewnątrz, zaczerpując powietrza. Nie bez powodu miała złą opinię o imprezach. Zawsze to samo. Zostawała sama, wszyscy od niej uciekali. Była przekonana, że spędzi ten czas miło, z Oliverem, a tu co? Nawet on gdzieś zniknął.
Opadła na trawę, bawiąc się pojedynczym źdźbłem. Wtem usłyszała za sobą szybkie kroki i poczuła silne ręce, podnoszące ją z murawy.
- Kochanie, co ty robisz? - zdziwił się Oli. - Nie jesteś z Jessicą?
- Nie. I wiesz, dzięki, że zostawiłeś mnie samą na pastwę tej idiotki, która uznała, że poszedłeś uganiać się za jakimiś laseczkami, a ona stała się moją niańką. Bardzo się polubiłyśmy - sarknęła i odwróciła się do chłopaka plecami.
- Co...? Jejku... Sophie, to nie tak - zaśmiał się. - Nie uganiam się za nikim, przyszedłem tu z tobą i z tobą zamierzam wyjść - wymruczał jej do ucha.
- To gdzie byłeś? - zapytała oschle.
Znowu się zaśmiał.
- Przygotowuję dla ciebie pewną niespodziankę, ale nie rób problemów, proszę, bo nic z tego nie wyjdzie.
Pocałował ją w policzek i stanął przed nią.
- Chodź, wrócimy do środka i będziemy się świetnie bawić. Obiecuję, ani na moment nie wypuszczę cię z ramion. No zgódź się - zrobił słodkie oczka.
Sophie parsknęła śmiechem.
- Ty i ten twój dar przekonywania... - przewróciła oczami. - No chodź.
Wciągnęła go z powrotem do wnętrza domu i skierowała swoje kroki do salonu. Na podłodze walały się okruszki po chipsach, puste butelki po piwie i jakieś szeleszczące opakowania. Chłopak ułożył swoje dłonie na talii dziewczyny i posłał jej nieśmiały uśmiech.
- Z góry przepraszam, nie umiem tańczyć.
- Ja też, nie martw się – zaśmiała się Sophie. - Będziemy jak takie dwie pokraki.
Nastolatek jej zawtórował, po czym słysząc, że ktoś właśnie zmienił piosenkę na taką bardziej sprzyjającą tańcu, zaczął bardzo energicznie wymachiwać kończynami, wywołując śmiech u swojej partnerki.
Kilkanaście minut później opadli na kanapę, całkowicie wykończeni. Dziewczyna usadowiła się na kolanach chłopaka, ciężko oddychając.
- Mimo to, że oboje nie umiemy tańczyć, bawiłam się świetnie - śmiała się.
- No widzisz? A tak nie chciałaś pójść... Chcesz coś do picia?
Kiwnęła głową. Jej usta były całkowicie suche i nawet mówienie sprawiało jej trudność.
- Co byś chciała? Sok, piwo, wo...
- Siema! - wrzasnął Matt, przerywając Oliverowi wypowiedź i rozwalający się obok nich na kanapie. - Dobrze się bawicie, gołąbeczki?!
- Nie musisz tak ryczeć, nikt tu nie jest głuchy - mruknął Oli.
- Co mówiłeś?! - znowu wrzasnął i zaniósł się śmiechem. - Coś mi chyba odwala!
- Piłeś - bardziej stwierdził, aniżeli zapytał Oliver, przewracając oczami.
Matt chwilę się zamyślił i podrapał po brodzie.
- A wiesz, że masz rację?! Piłem! - krzyknął jeszcze głośniej.
Sophie cicho się zaśmiała.
- Widzimy, widzimy! Oliver - zwróciła się ciszej do chłopaka. - chodźmy stąd. Błagam cię - ponownie parsknęła śmiechem.
- Nie ma problemu - odparł chłopak pomagając jej wstać. - Idziemy! - krzyknął w stronę Nichollsa na wypadek, gdyby ten nie usłyszał. - Siedź tu i się nie ruszaj! To w trosce o bezpieczeństwo innych ludzi!
Wybuchł śmiechem i pociągnął za rękę Sophie, zostawiając w tyle pijanego chłopaka, wciąż jeszcze analizującego słowa Oliego.
Kiedy znaleźli się w bezpiecznej od niego odległości, Oliver doskoczył do barku i podał dziewczynie szklankę z jakimś pomarańczowym napojem.
- To sok? - spytała niepewnie.
- Sok, sok, spokojnie - uśmiechnął się i duszkiem opróżnił swoją szklankę. - Pomarańczowy - dodał już po skonsumowaniu. - Gdzie chcesz iść teraz? Poznać się z kimś jeszcze?
- W sumie czemu nie. Byleby ten ktoś nie był taki jak Jessica - burknęła, mocząc usta w napoju.
Chłopak pokiwał głową i powiedział po chwili zastanowienia:
- Przepraszam cie za nią, nie miałem pojęcia że się tak zachowa.
Sophie przytuliła się do niego mocno i szepnęła:
- Wybaczam. To chodź, poznaj mnie z kimś, kto jest tego wart.
Wzięła go pod ramię, a on spytał:
- Jakieś wymagania? Płeć, kolor włosów, wiek, wzrost... - roześmiał się.
- Hmm... - udała, że się zastanawia. - Chyba nie. Prowadź - uśmiechnęła się.
Dotarli do przestronnej, beżowej kuchni, w której kącie całowała się jakaś para, a przy zlewie stał wysoki chłopak, z ciemnymi, prawie że czarnymi włosami. Oliver kiwnął w jego stronę głową, dając do zrozumienia Sophie, że to on jest tym wybrańcem.
- Fish! - krzyknął, podbiegając do niego z szerokim uśmiechem.
Owy chłopak zakręcił kran, kończąc mycie rąk i spojrzał w stronę, z której dobiegało wołanie.
- Sykes, stary! - roześmiał się, po czym po przyjacielsku wykonał z Olim uścisk.
- Kiedy przyjechałeś? - zapytał ten, obejmując w pasie nastolatkę.
- Kilka dni temu. Nie zostaję na zbyt długo, niestety - zasmucił się.
- Jordan tu nie mieszka, wpada tylko do nas co kilka miesięcy - pospieszył z wyjaśnieniami dla dziewczyny Oliver.
Wzrok Fish'a padł na dłoń chłopaka na talii Sophie.
- My się chyba nie znamy?
- Jeszcze nie - uśmiechnęła się. - Sophie.
- Jordan Fish - szarmancko się skłonił.
- Nie rób z siebie pajaca, Fish - rozległ się głos w progu.
Wszyscy się odwrócili. Pod ścianą stał niski chłopak, nieco przy kości, z prostymi włosami i szarą czapką, z którą nigdy się nie rozstawał.
- A to jest Lee - przedstawił go Oliver.
- Miło - uśmiechnęła się Sophie. - No, to skoro poznałam już parę osób, to może zejdźmy na dół potańczyć czy coś? - zaproponowała nieśmiało.
Jordan z entuzjazmem pokiwał głową.
- Kto ostatni na dole, ten myje kible po imprezie! - wrzasnął i z radosnym krzykiem puścił się biegiem.
Sophie wybuchła śmiechem czując, jak Oliver bierze ją na plecy i przemierza z niesłychaną szybkością korytarz.
Zdyszany dotarł do salonu, który wcześniej opuścili i głośnym wybuchem śmiechu przywitał ostatniego uczestnika wyścigu, którym okazał się Lee.
- No stary - zaczął współczującym tonem Fish. - Niezbyt przyjemna robota cię czeka.
Dziewczyna uśmiechnęła się, stając na własnych nogach i całując Olivera w policzek, co Jordan skomentował tylko głośnym "Gorzko, gorzko!".
- Przymknij się - mruknął z uśmiechem Oli.
Kątem oka zauważył toczącego się w ich stronę Nichollsa.
- Oho - zapowiedział. - Idzie król parkietu.
Matt zachwiał się nieco stając obok nich i powitał Sophie głośnym okrzykiem.
- Hej! - jak zawsze, wrzasnął.
- Co mu jest? Ma niedosłuch? - dyskretnie zapytał Jordan.
- Spił się w trzy dupy - lakonicznie objaśnił mu Lee.
- To wszystko jasne - zaśmiał się ciemnowłosy. - Matt, bracie, weź się napij wody czy coś i wytrzeźwiej, co ty na to?
- Ale ja nie chcę - burknął, o dziwo, cicho.
Lee przewrócił oczami.
- Cały on.
Wszyscy jak na zawołanie wybuchli śmiechem, a zdezorientowany Matt rozejrzał się wokół.
- No co?! Co wam tak wesoło?!
- A tak jakoś - odparła z uśmiechem Sophie.
Impreza zaczęła się jej podobać. Czuła się dobrze w gronie nowo poznanych przyjaciół, no i Matta, który non stop przyprawiał ją o śmiech.
- Ej, Nicholls - zagadnął go Oliver. - Twoja panna wie, co ze sobą wyczyniasz?
- Jessica! - wydarł się nagle. - Słońce moje, gdzie jesteś?! - i zatoczył się w stronę korytarza, po drodze popychając kilkoro zajętych sobą par.
- No i taki on już jest - skwitował Fish.
Sophie przytaknęła, stanęła na palcach i szepnęła prosto do ucha Oliverowi:
- Masz świetnych przyjaciół, wiesz?
Oli złapał ją w pasie i okręcił wokół swojej osi.
- A ty jesteś najlepszą z nich - odparł równie cicho.
Udała złą.
- Czyli jestem tylko przyjaciółką, tak?
Kąciki jego ust momentalnie powędrowały wyżej.
- A chcesz być kimś więcej?
Uniósł brew, uśmiechając się szerzej.
Rumieniec oblał twarz Sophie, gdy zdała sobie sprawę z tego, że wszyscy jej nowi znajomi z ciekawością wsłuchują się w przebieg rozmowy tej dwójki. Jordan uśmiechnął się znacząco do Lee'a.
Oliver też zdał sobie sprawę z towarzystwa, więc wysunął dłoń do dziewczyny i ukłonił się.
- Zechcesz zatańczyć?
Nastolatka cicho się zaśmiała i splotła swoje palce z jego.
- Z wielką chęcią - odparła i ruszyła na środek pokoju, który nagle wypełnił się kilkunastoma parami, które zjawiły się tam pod wpływem jakiejś wolnej piosenki.
Sophie oparła głowę na ramieniu Olivera. Kołysali się wolno w rytm spokojnej melodii.
- Jesteś zmęczona? - spytał w pewnym momencie.
- Niee, jest okej. A co, planujemy tu zostać przez całą noc? - uśmiechnęła się.
Wzruszył ramionami.
- Jeśli chcesz. Zauważyłem, że ci się podoba - jego twarz rozjaśnił delikatny uśmiech i spojrzał w dół, na twarz dziewczyny.
- Tak. Na początku nie byłam przekonana - skrzywiła się. - Ale już jest fajnie.
Tańczyli jeszcze przez moment, Sophie zarzuciła swoje ramiona na szyję chłopaka.
- Mogę dzisiaj u ciebie spać? - spytała znienacka. - Mojej mamy nie ma w domu, więc jej nie obchodzi co robię... A ja jeszcze u ciebie nie byłam.
- Nie ma problemu - szepnął i bez uprzedzenia uniósł palcem brodę dziewczyny zmuszając ją do popatrzenia mu się w oczy i dotknął ustami jej warg.
Trwali tak do końca tej piosenki, ani na moment się od siebie nie oderwawszy. Kiedy w końcu zeszli z parkietu, Jordan na ich widok uśmiechnął się tak szeroko, jakby dopiero co dostał Nobla.
- A jemu co? - zaśmiał się Oliver.
- Założyliśmy się o to, przez ile piosenek będziecie się tam ten tego - wyjaśnił Lee, lekko się uśmiechając.
Sophie zrobiła facepalma.
- I jak przypuszczam, Jordan wygrał? - domyśliła się.
- Ehe - odparł rzeczony zwycięzca. - Znając umiejętność Olivera do całowania, strzelałem, że nie wytrzymasz z nim długo - zwrócił się ze śmiechem do nastolatki.
- A ty co, próbowałeś jego zdolności, że o tym wiesz? - parsknęła śmiechem, a Lee aż zgiął się wpół, chichocząc.
Sykes przewrócił oczami.
- Tak, nasza kochana Rybeńka ma za sobą wiele, naprawdę wiele ciekawych przeżyć...
Fish parsknął śmiechem, a Sophie uśmiechnęła się i złapała Oliego za rękę.
- Nie obraźcie się chłopcy - rzuciła w stronę ciemnowłosego i wciąż duszącego się ze śmiechu Lee - ale porywam na moment waszego przyjaciela i speca od całowania, okej?
Fish kiwnął głową i zaczął poklepywać kolegę by uchronić go od uduszenia się, a Oliver czym prędzej wyprowadził ją z głośnego salonu wprost na zewnątrz, gdzie owiało ich chłodne, nocne listopadowe powietrze.
Sophie zadrżała, jako że miała na sobie tylko krótką, cienką sukienkę i kurtkę, która szczerze mówiąc, nie wytwarzała żadnego ciepła. Chłopak natychmiast zrzucił z siebie szarą bluzę i okrył nią ramiona nastolatki. Przytuliła się do chłopaka i mruknęła:
- Dziękuję.
Stali tak chwilę, wpatrując się w gwieździsty nieboskłon. Oliver po chwili odsunął się od dziewczyny i zagadkowo się uśmiechnął.
- Pamiętasz, co mówiłem o tej niespodziance? Chyba już na nią czas.
Zaciekawiona Sophie rozejrzała się wokół, szukając jakichś śladów, ale nastolatek pokręcił głową widząc jej starania i złapał ją za dłoń.
- To niedaleko, chodź – wyjaśnił, widząc jej zagubioną minę.
Szli kawałek przed siebie polną drogą, aż dotarli na wielką polanę, na którą padał blask pełni księżyca, co dodawało całości magicznego uroku. Sophie na widok koca ułożonego na trawie przytknęła dłoń do ust w niemym zachwycie.
- Jejku – zdołała wydusić.
Podeszła bliżej i usiadła na kraciastej narzucie, jednocześnie unosząc pokrywkę srebrnego pudełka stojącego na samym jej środku. Znajdowały się tam truskawki, oblane czekoladą, a obok leżała butelka jakiegoś zapewne drogiego szampana i dwa kieliszki.
- O Boże – szepnęła znów. – Jak tu cudownie!
Rozejrzała się po okolicy i zatrzymała wzrok na Oliverze. Wyglądał tak… pięknie w tym blasku księżyca, uśmiechający się do dziewczyny. Usiadł obok niej i z cichym pyknięciem pozbył się korka w butelce. Nalał napój do kieliszków, oczywiście nie unikając rozlania go, po czym stuknął swoim naczyniem w szkło Sophie.
- Smacznego, kochanie – wyszeptał.
- I wzajemnie – odparła równie cicho dziewczyna, pozbywając się całości szampana za jednym zamachem.
Oblizała wargi i odłożyła kieliszek na koc, chwytając w palce ociekającą czekoladą truskawkę.
- Mm – skomentowała. – Przepyszne. Kiedy zdążyłeś to przygotować?
- Pomogła mi nieco jedna osoba – delikatnie się uśmiechnął i upił jeszcze troszkę napoju. – Podoba ci się?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem i położyła swoją dłoń na jego.
- Jak ma mi się nie podobać? – westchnęła. – Jest idealnie.
Kątem oka zauważyła, jak Oliver odkłada swoje naczynie, i wpadła w jego objęcia, ówcześnie składając na jego ustach krótki pocałunek.
- Mogłabym tak leżeć cały czas – mruknęła, wygodniej układając się w jego ramionach.
- Ja tam nie mam nic przeciwko – usłyszała jego słowa, a kilka minut później powieki zaczęły jej opadać i, nie mając na to żadnego wpływu, usnęła.

***
i jest 6 c:
po pierwsze: dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! <3 jeju, pierwszy raz mi się tak dobrze pisało, nie mogłam się oderwać XD dlatego taki długi :D no co ja mogę więcej powiedzieć, komentujcie no :c i z okazji jutrzejszego Sylwestra życzę wam udanego wieczoru, żeby 2014 był lepszy od poprzedniego roku i dużo, dużo koncertów X D


niedziela, 29 grudnia 2013

5

Tak wtuleni w siebie siedzieli już drugą godzinę, nie odzywając się ani słowem, delektując się tylko swoją bliskością i możliwością spędzenia czasu z tą drugą osobą. W głowie Olivera krążyły najczarniejsze scenariusze o tym, co mogłoby się stać z Sophie, gdyby nie wpadł do pokoju w odpowiednim momencie. Na szczęście jej matka nie robiła problemów i choć zdziwiło ją, że jakiś obcy chłopak wbiega do jej domu bez żadnego słowa, nie zareagowała. Teraz siedziała przy stole w kuchni nad kubkiem kawy i zastanawiała się nad swoim nędznym żywotem. Po tym, co zdołała podsłuchać stojąc pod drzwiami córki wywnioskowała, że dziewczyna chciała sobie zrobić krzywdę.
Prychnęła.
Gówniara. Byle nieszczęście i od razu wszyscy rzucą się, by ja ratować. Na pewno.
Kobieta wstała, czując w sobie narastającą wściekłość i czym prędzej opuściła dom, wsiadając do auta i odjeżdżając, gdziekolwiek.
Olivera obudził dźwięk silnika, bo, szczerze mówiąc, od kilkunastu minut przysypiał. Podniósł głowę, nie do końca świadomy, i wymruczał:
- Jesteś tu, Sophie?
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Przecież na tobie leżę, nie czujesz?
Chłopak przetarł oczy i westchnął.
- Zasnąłem na moment. A ty, jak tam? Lepiej coś?
Nastolatka po chwili namysłu kiwnęła głową i mocniej wtuliła się w tors chłopaka.
- Tak. - potwierdziła. - Dziękuję. - Westchnęła. - No i znowu!
- Co? - zdziwił się.
- Znów ci za coś dziękuję - objaśniła pośpiesznie. - Nigdy ci się nie zdołam odwdzięczyć...
Oliver przerwał jej wypowiedź, kładąc palec na jej ustach.
- Cii, nie myśl o tym teraz. Może... Spróbuj się zdrzemnąć? Zrobię ci coś ciepłego, a potem pójdziemy na spacer. Zgoda?
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała chłopakowi prosto w oczy. Uśmiechnął się.
- Okej, zgoda.
Zdjęła głowę z torsu chłopaka i wygodnie ułożyła ją na poduszce. Nastolatek okrył ją delikatnie kocem i wyszeptał prosto do ucha:
- Śpij, kochanie, śpij, już dobrze...
Sophie słabo się uśmiechnęła i przymknęła powieki, gotowa zapaść się w sen, a chłopak na palcach wycofał się z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Zszedł na dół ze szczerym zamiarem wygarnięcia matce dziewczyny co sądzi o jej infantylnym zachowaniu, a gdy nie natknął się na żaden dowód jej obecności, rozjuszył się jeszcze bardziej.
W przypływie gniewu kopnął w nogę krzesła, tym samym powodując jego przewrócenie, a co za tym idzie, hałas.
Jęknął, wziął głęboki wdech i oparł się o blat.
- Spokojnie - mruknął do siebie. - Zrób coś do jedzenia, do picia, nie spalając kuchni, i wróć na górę.
Z takim planem zaczął otwierać szafki i lodówkę z zamiarem znalezienia czegoś w miarę jadalnego.

Sophie leżała skulona pod kocem, wciąż się trzęsąc, nie zawdzięczała tego jednak zbyt niskiej temperaturze. Widziała przed sobą twarz matki, wrzeszczącą na nią i obrzucającą ją nieprzyjemnymi epitetami. Jej wyobraźnia stwarzała w jej ustach takie monologi, że dziewczyna w końcu wybuchła płaczem, ściskając palcami róg narzuty.
Czy ona chciała zbyt wiele? Chciała normalnej rodzicielki, z która zawsze mogłaby porozmawiać, wyżalić się, pochwalić. A tu co? Otrzymała zamiast tego jakąś jej tragiczną kopię, która jedyne co umie, to krytykować i zapominać o posiadaniu dziecka.
Potrafiła być miła, nie od zawsze była taka oschła. Zaraz po wprowadzce do tego domu było spokojnie, atmosfera była wręcz idealna, wymarzona... A potem ojciec znalazł sobie jakiś młodszy model i przekonany o dozgonnej miłości do owej osóbki, zażądał rozwodu. Kobieta chcąc o nim całkowicie zapomnieć, do reszty oddała się pracy i tym samym wyparła z pamięci wszystko, co miało związek z tym człowiekiem.
Co za tym idzie, również po części córkę.
Sophie w końcu się uspokoiła i postanowiła zasnąć. Może akurat jej się uda, może akurat uda jej się przespać jakiś czas bez płaczu, koszmarów i bólu...
Nie było dane jej przymknąć powiek, bo na dole w kuchni Oliver okropnie hałasował, co chwilę zrzucając jakiś przedmiot i klnąc jak szewc. Nastolatka podniosła się z westchnieniem, zarzuciła na ramiona jakiś sweterek i zeszła powoli na dół. Kuchnia przypominała obraz nędzy i rozpaczy.
Okno otwarte było na oścież, przez które wolno wypływał czarny dym unoszący się z nad tostera, a sam chłopak na klęczkach zbierał odłamki szkła porozrzucanego po podłodze.
- Wszystko okej? - spytała z troską, sięgając do szafki po miotłę.
Oliver westchnął na jej widok.
- Obudziłem cię? Jeju, przepraszam... Chciałem zrobić tosty, no ale... Ja plus kuchnia to słabe połączenie - stwierdził.
Sophie zachichotała.
- Nic się nie stało. Zaraz coś razem przygotujemy, dobrze?
Chłopak zawahał się moment.
- Wolałbym nie zbliżać się juz do żadnych urządzeń w tym pomieszczeniu. Tak dla bezpieczeństwa - cofnął się kilka kroków, w celu podkreślenia znaczenia swoich słów. Dziewczyna ponownie się roześmiała i wrzuciła szkło do kosza.
- No to usiądź sobie, podczas gdy ja tu będę ciężko harować, robiąc nam coś do jedzenia. - mówiąc to, wciąż się śmiała.
Oliver uśmiechnął się i powoli do niej podszedł, zbliżając swoje usta do jej ucha.
- Mogę ci pomagać - szepnął - pod warunkiem, że będziesz mnie instruować.
Dziewczyna kiwnęła głową, po czym dłonią wskazała na czajnik.
- Nalej tam wody - zaczęła. - Odkręca się kran, podstawia pod strumień czajnik, i...
- Dobra, dobra, może nie aż tak szczegółowo - parsknął śmiechem Oli, zabierając się za robienie herbaty.
Kilkanaście kolejnych minut minęło im głównie na śmiechu. Nie obyło się też bez drobnych katastrof spowodowanych przez niezdarność chłopaka, ale Sophie jak zawsze wszystko odratowała.
W końcu usiedli przy stole, przed talerzem wypełnionym kolorowymi kanapkami. Dziewczyna chwyciła w dłonie kubek z gorącym napojem i przez chwilę rozkoszowała się ciepłem rozchodzącym po jej ciele.
- To co, mamy potem w planie jakiś spacerek, taak? - zapytała, celowo przeciągając ostatnią sylabę.
- Mhm. A wieczorem, mój kumpel Matt organizuje u siebie imprezę. - spojrzał na nią z uwagą i dodał: - Powinnaś pójść, zrelaksować się i na chwilę o wszystkim zapomnieć.
Dziewczyna nerwowo bawiła się swoimi palcami, unikając odpowiedzi.
- Noo... - odezwała się w końcu. - W sumie czemu nie... Tyle że ja nienawidzę imprez, tańca, olbrzymiej ilości ludzi w jednym miejscu i... No tak jakoś - skończyła cicho.
Oliver w zamyśleniu analizował jej słowa, po czym powiedział:
- Jeśli nie chcesz, to nie musisz iść - uśmiechnął się. - Skoro to dla ciebie takie trudne, to spokojnie, nie będę cię zmuszać. Posiedzimy sobie zamiast tego u ciebie, przy jakimś dobrym filmie. Nie ma problemu.
- Zaraz... To znaczy że ty nie pójdziesz? - zdziwiła się. - Wydawało mi się...
- Bez ciebie? A gdzie tam. Co ja bym tam robił?
Nastolatka spuściła wzrok.
- A wiesz co? Chodźmy. Mam to gdzieś. Trzeba kiedyś zacząć przełamywać swoje awersje, prawda?
Chłopak momentalnie się rozpromienił.
- Racja. Okej, to ja dam znać kumplowi, a ty... Może już zacznij szukać sobie ubrania - roześmiał się.
Sophie zawtórowała mu perliście i wstała, biorąc jeszcze do ręki kanapkę.
- Zaraz wracam - rzuciła i pobiegła do swojego pokoju, zostawiając na dole Olivera, wybierającego numer Matta.
Dziewczyna z lekka się ogarnęła, przemyła wodą ślady łez na policzkach i zrobiła delikatny makijaż, chcąc ukryć zaczerwienione i spuchnięte powieki.
W końcu zeszła z powrotem do kuchni, gdzie nastolatek pałaszował ostatnią kromkę.
- To idziemy się przejść? - zapytała, uroczo się uśmiechając.
- Ślicznie wyglądasz - pochwalił. - Jasne, już, tylko dopij herbatę, póki jest w miarę ciepła. Sam wstał, odsuwając krzesło dla Sophie i odniósł talerz po kanapkach do zlewu.
Dziewczyna szybko opróżniła kubek i również się podniosła, skierowawszy swoje kroki do przedpokoju.
Wrzuciła na nogi glany, w dość szybkim jak na nią tempie zawiązała sznurówki, zapięła kurtkę i z wyczekiwaniem spojrzała na Olivera, który dopiero pojawił się w pomieszczeniu.
- No szybciej, nie będę tu sterczała wiecznie - zaśmiała się.
Wyszła na zewnątrz, chłonąc świeże powietrze. Pogoda od rana nieco się poprawiła, deszcz już nie padał, więc mogli w spokoju spacerować, bez stresu, że zaraz rozpęta się ulewa.
Chłopak wreszcie raczył się wygramolić na zewnątrz, zamknął za sobą drzwi i stanął obok Sophie, która wciąż napawała się nieco mroźnym powietrzem. Z fascynacją przyglądał się jej, gdy z przymkniętymi oczami i lekkim uśmiechem wystawiała twarz ku górze.
- Śliczna jesteś – wyszeptał.
Dziewczyna zamrugała i skierowała swój wzrok na niego.
- O, już gotowy? To idziemy? – uniosła kąciki ust w uśmiechu.
Kiwnął głową, lekko otumaniony i wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Idziemy.

***
no to jest 5. szczerze, jestem niezadowolona, taki w sumie o niczym ;_;
no ale nieważne XD dziękuuuję za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie jak to motywuje <3 no i komentujcie oczywiście ten fragment :D


czwartek, 26 grudnia 2013

4

Jak się okazało, Oliver porwał ją do wesołego miasteczka. Spędzili calutki dzień bawiąc się jak dzieci i śmiejąc z byle czego. Sophie była stuprocentowo pewna, że były to jej najlepsze urodziny.
Kiedy zapadł już wieczór i wracali wolno do domu przez oświetlone miasto, dziewczyna westchnęła.
- Najpiękniejszy dzień w życiu. Dawno się tak nie bawiłam – uśmiechnęła się.
Oliver objął ją delikatnie i odpowiedział ciszej:
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że na moje święto też mi coś wymyślisz?
Nastolatka perliście się roześmiała, jednocześnie przyciągając bliżej do siebie ciało Olivera.
- Hm… Pomyślę, okej? Chociaż w sumie nie wiem, co mogłoby pobić wszystkie twoje genialne pomysły – westchnęła.
- Wszystko co będzie od ciebie będzie mi się podobało – obiecał i przystanął.
Obrócił się przodem do dziewczyny i uniósł kącik ust w uśmiechu widząc, jak dziewczyna wstrzymuje oddech. Spojrzała w bok i również lekko się uśmiechnęła.
Chłopak powoli przysunął się bliżej dziewczyny, niemal czuł jej oddech na swoich ustach. Sophie momentalnie zamarła, nie wiedząc jak zareagować. Serce zaczęło bić jej niespokojnie i szybko, co nie uszło uwadze Oliego. Kpiąco się uśmiechnął i przybliżył swoją twarz do jej.
- Tak na ciebie działam, hm?
Sophie niezdolna do niczego jedynie podniosła swoje piękne, duże oczy na chłopaka i zamrugała kilka razy. Nastolatek cicho się zaśmiał i musnął wargami jej policzek.
Złapał ją za dłoń, delikatnie splatając swoje palce z jej i ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą wciąż nieco ogłupiałą dziewczynę.
Po kilkunastu minutach niezręcznej ciszy, podczas której każde z nich zagłębione było w swoich myślach, dotarli pod dom dziewczyny. Na podjeździe stało srebrne auto, należące do matki dziewczyny.
- To twoja mama? - zapytał Oliver, wyjmując swoją dłoń z uścisku.
Nastolatka kiwnęła głową.
- Niestety - westchnęła. - Raczyła przypomnieć sobie o moim istnieniu. - zamilkła na chwilę. - No nic. Dzięki za wspaniały dzień, było świetnie. Najlepsze urodziny.
Wyciągnęła do niego rękę, jak gdyby oczekiwała, że chłopak ją uściśnie. Ten tylko przewrócił oczami i rozłożył ramiona.
- Stać nas na coś lepszego, nieprawdaż?
I przyciągnął do siebie Sophie, zamykając jej drobne ciało w silnym uścisku.
Dziewczyna przymknęła powieki, rozkoszując się chwilą. Szczerze? Nie miała zielonego pojęcia jak się teraz zachować. Czuła dokładnie zapach jego perfum, które, nawiasem mówiąc, były naprawdę zabójcze, czuła ciepło jego ciała mocno ją obejmującego... Nie chciała tego przerywać, było jej tak dobrze...
W końcu usłyszała chrząkniecie i poczuła, jak Oliver powoli zwalnia uścisk. Odskoczyła do tylu, odgarniając włosy z czoła. Wymruczała jakieś "przepraszam" i wpatrzyła się w czubki swoich czarnych trampek.
- Zobaczymy się jutro? - usłyszała.
- Jeśli chcesz... Nie mam nic przeciwko.
- Wezmę to za odpowiedź twierdzącą - mrugnął do niej. - To cześć, księżniczko.
Odwrócił się z zamiarem odejścia. W głowie Sophie kołatała się jedna myśl. Teraz, albo nigdy.
Głęboki wdech...
- Poczekaj - zawołała, przygryzając wargę.
- Hm?
Chłopak wrócił do niej, uśmiechając się jednym kącikiem ust.
- Ja... Bo ten... - zająknęła się.
"Idiotko" zganiła się w myśli. "Tchórz z ciebie.".
Wspięła się na palce, ułożyła dłonie na torsie Olivera i zamknęła oczy, złączając swoje wargi z jego.
Na początku stał tam osłupiały, dopiero po paru sekundach, które dla Sophie były przerażająco długie, oddał pocałunek, kładąc ręce na jej talii. Zbliżył tym samym jej ciało do swojego, pozwalając zapełnić każdy kawałek przestrzeni między nimi.
Nic się wtedy nie liczyło, było tu i teraz.

Dziewczyna wpadła do domu cała w skowronkach, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie kłopocząc się czymś tak prozaicznym jak ściągnięcie butów czy kurtki weszła do salonu i, głośno wzdychając, położyła się na kanapie. Jej umysł zajęty był przez osobę Olivera i to, czym oboje zajęci byli kilka minut temu. Nie wierzyła, że odważyła się na taki czyn, nie podejrzewałaby siebie o coś takiego, a jednak!
Obiecała sobie kiedyś, że nigdy się nie zakocha, przyrzekła to sobie zaraz po tym, jak dwa lata temu rzuciła ją jej miłość życia, jak wtedy myślała. No cóż, nigdy nie wiadomo co przyniesie los...
- Sophie! - do jej uszu dotarł oburzony głos rodzicielki. - Co to za zachowanie?! Wracasz po nocy, brudzisz mi całą podłogę błotem... Wstawaj w tej chwili!
Nastolatka uchyliła jedno oko i machnęła lekceważąco ręką.
- Wyrzuć mnie z domu, jeśli chcesz. Ojejku, straszna tragedia, błoto. Naprawdę, weź czasami chociaż spróbuj się normalnie zachowywać. - Włożyła w to zdanie tyle jadu, na ile było ją stać.
Wstała, minęła matkę i ruszyła schodami na górę, głośno tupiąc, by jeszcze bardziej ją rozjuszyć. Uśmiechnęła się szeroko do kobiety, pokazując, że nic jej nie obchodzi, po czym zniknęła w łazience, zamykając się od środka.
Spojrzała na swoje odbicie i jęknęła. Cud, że Oliver się jej nie wystraszył i nie odbiegł z krzykiem. Umyła ręce, twarz i napuściła wody do wanny, szykując się na dłuugą kąpiel, pełną piany i jej ulubionego żelu do mycia.
Związała włosy w kucyk, zdjęła z siebie ubrania i weszła do gorącej wody, przymykając oczy z rozkoszy. Oparła głowę o krawędź wanny, rozkoszując się ciepłem rozchodzącym się po całym jej ciele. Gdyby nie matka, dzisiejszy dzień spokojnie mogłaby zaliczyć do najlepszych, do spełnienia marzeń.

Oliver wrócił do domu, z radością rejestrując brak innych domowników, i włączył muzykę na cały regulator, zaczynając tańczyć po całym domu jak niezbyt zdrowa na umyśle osoba. Wywrzaskiwał tekst piosenki, w tym samym czasie nalewając sobie coca-coli do szklanki i zaniósł ją do siebie do pokoju. Zapalił światło i, wciąż śpiewając, położył się na łóżku, układając głowę na swoich dłoniach. W końcu zamilkł, ku uciesze sąsiadów, którzy mieli tą przyjemność słyszeć jego koncert, i wpatrzył się w sufit, jakby to była najciekawsza rzecz na świecie.
- Sophie - mruknął. - Sooophieee.
Jakiegoś postronnego słuchacza to, co teraz robił, mogłoby nieco zdziwić, szeptał bowiem do siebie non stop imię dziewczyny, za każdym razem akcentując je inaczej, ale dla niego było to w pełni normalne. On sam po dzisiejszym wieczorze czuł się nie do końca zdrową psychicznie osobą, aczkolwiek nie przeszkadzało mu to, a nawet schlebiało.
W planach miał spędzenie całej nocy na mruczeniu do siebie i wpatrywaniu się w to samo miejsce bezustannie, lecz już po kilku minutach usnął.

Kolejny dzień, to jest niedziela, okazała się być pochmurna, deszczowa i smutna. Jednakże ta dwójka zdawała się być obojętna na wszystkie przeciwności losu i wesoło rozpoczęła dzień.
Sophie ubrała się na kolorowo, czyli całkowicie przeciwnie do jej codziennego stylu, i nucąc pod nosem zjechała na dół na poręczy, co robiła tylko wtedy, gdy miała naprawdę wyśmienity humor. Kochanej mamusi na szczęście już nie było w domu, kto ją tam wiedział gdzie pojechała, więc nastolatka przygotowała sobie śniadanie i włączyła telewizję, by choć trochę zorientować się co ciekawego dzieje się na świecie. Oczywiście żadna wiadomość jej nie zaszokowała i nie była dla niej nowością, postanowiła więc (o dziwo) posprzątać kuchnię. Krzątając się po pomieszczeniu z miotłą i wilgotną ściereczką nuciła jakąś wymyśloną przez siebie piosenkę z nie do końca ambitnym tekstem.
Była właśnie przy powtarzaniu refrenu, gdy drzwi wejściowe trzasnęły i ukazała się w nich mama Sophie obładowana reklamówkami po brzegi wypełnionymi jedzeniem. Na widok sprzątającej córki mocno zaszokowana stanęła w miejscu.
- Dziecko, dobrze się czujesz?! – podbiegła do niej i położyła dłoń na czole, sprawdzając temperaturę. – Co się dzieje, że sprzątasz?
Sophie westchnęła. Cały dobry humor uleciał z niej w jednym momencie.
- A czy od razu muszę być chora? – uśmiechnęła się nieszczerze i odwróciła. – A nawiasem mówiąc, co TOBIE się dzieje, że nagle wróciłaś? Przypomniałaś sobie, że żyję?
Kobieta lekko się zakłopotała.
- Kochanie… Chciałam spędzić z tobą czas, tak dawno się nie widziałyśmy…
Nastolatka poczuła cisnące się do oczu łzy. Nie dam jej tej satysfakcji i się nie rozryczę, pomyślała, zaciskając pięści.
- Super! Świetnie. Rozumiem. – warknęła i ominęła matkę, rzucając na podłogę ścierkę. – To może następnym razem uprzedzaj, ok? Na dzisiaj mam już plany i nie sądzę, żebym ci je zdradziła.
Pobiegła na górę czując, że nie utrzyma dłużej łez i w końcu pozwoliła im popłynąć. A to miał być taki piękny dzień… Ta kobieta cokolwiek by nie zrobiła, wszystko psuła.
Zamknęła za sobą drzwi, nie powstrzymując się od trzaśnięcia nimi i upadła na łóżko, głośno szlochając. Nienawidziła jej, szczerze jej nienawidziła! Słone krople zdobiły jej policzki i kończyły swoją wędrówkę w wełnianym kocu, którym aktualnie przykryła się dziewczyna. Szybko oddychała, próbując powstrzymać się od kolejnego wybuchu. Wtedy zadzwonił telefon. Rozpłakała się jeszcze bardziej, widząc kto dzwoni.
- Halo? – zaszlochała do słuchawki.
Sekunda wahania…
- Zaraz będę – oznajmił Oliver i natychmiast się rozłączył.
Sophie usiadła na łóżku, przecierając twarz dłońmi. Wstała i drżącymi palcami otworzyła swoją kosmetyczkę, sprytnie ukrytą na dnie szafy, i wysypała na podłogę jej zawartość. Kilka żyletek, paczka papierosów, bandaże. Zamrugała kilka razy by pozbyć się nowej dawki łez w jej oczach i chwyciła jeden z ostrych przedmiotów.
Usiadła na łóżku i podwinęła rękaw bluzy. Tak dawno tego nie robiła… Obiecywała sobie i psychologowi, do którego wysłała ją matka widząc jej pokaleczone uda, że przestanie, że uda jej się wyjść z tego nałogu. Bo owszem, była uzależniona. Byle głupota potrafiła doprowadzić ją do takiego stanu, że była gotowa podciąć sobie żyły. Jedynka w szkole, kłótnia z koleżanką, cokolwiek…
Zamknęła oczy i momentalnie poczuła gorące łzy na policzkach. Nie chciała ich ocierać, pozwoliła im swobodnie płynąć. Przystawiła ostrze do nadgarstka i nie zdążyła nawet mocniej wcisnąć go w skórę, gdy usłyszała jak drzwi się otwierają i ułamek sekundy później żyletka została wyrwana z jej ręki.
- Czyś ty do reszty oszalała?! – krzyknął Oliver, który, widząc dziewczynę w takim stanie mocno się przeraził. – Nie wolno ci, rozumiesz?! NIE WOLNO!
Sophie rozpłakała się jak małe dziecko, zsuwając rękawy i zaciągając je, całkowicie zakrywając dłonie.
- Skarbie… - uspokoił się nieco chłopak i chwycił jej podbródek, unosząc jej głowę wyżej. Pocałował jej policzek, by pozbyć się łez i spojrzał na jej załzawione oblicze. – Nie rób tego. To ci w niczym nie pomoże. Bo nic sobie nie zrobiłaś, prawda? – jego ton natychmiast zrobił się surowszy.
Delikatnie podniósł jej ramię i odwinął rękawy. Poczuł niesamowitą ulgę, nie zauważając żadnych blizn.
- Przepraszam – załkała, wtulając się w chłopaka.
- Cii – kołysał ją w swoich ramionach. – Obiecuję ci, już będzie dobrze. Obiecuję, kochanie, będę przy tobie cały czas i nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Nigdy.

***
no i jeest, jakoś tak ten rozdział akurat pisało mi się dobrze i dośc szybko :D
mam sporo pomysłów na kolejne, więc dodam jak najszybciej :D komentujcie komentujcie, proszę, motywacja c;


poniedziałek, 23 grudnia 2013

3

Z tego, jaka była głupia zdała sobie sprawę dopiero gdy wstając rano zbyt późno, uświadomiła sobie, że za nic w świecie nie zdąży na pierwszą lekcję, co tym samym oznaczało brak spotkania z Oliverem.
Jednocześnie zakładając koszulę i pryskając na swoje włosy lakierem, wyklinała się w duchu za to, że nie dała mu wczoraj swojego numeru albo nie poprosiła o jego. Zbiegła na dół w tempie zupełnie do niej niepodobnym. W ciągu sekundy znalazła się w kuchni, wrzuciła do torby jabłko i pognała do przedpokoju, z zamiarem dostania się na przystanek jak najszybciej. Postanowiła odpuścić sobie wiązanie glanów, co bezpowrotnie zabrałoby jej cenny czas, założyła więc czarne trampki i, zarzucając sobie na ramiona kurtkę od chłopaka, wypadła na zewnątrz, pospiesznie zamykając za sobą drzwi na klucz.
Oczywiście coś musiało pójść nie tak i upuściła brelok prosto w wielką kałużę. Zaklęła siarczyście i chcąc nie chcąc, zabrała się za wyławianie. Po wielu próbach, podczas których niewiele brakowało by sama się nie utopiła, dumna z siebie przekręciła klucz w drzwiach i natychmiast puściła się biegiem w stronę przystanku.
Mijała wszystko w niesamowitym tempie, myślała tylko o tym, by jeszcze jakimś cudem zdążyć na autobus.
Kiedy w końcu dotarła do celu, przystanek był pusty. Wszystko wskazywało na to, że środek lokomocji którego wypatrywała, odjechał.
- Cholera! – wydarła się na cały głos.
Wzięła głęboki wdech i usiadła na ziemi, delikatnie się kołysząc. Odgarnęła włosy do tyłu i policzyła w myślach do dziesięciu.
- …osiem, dziewięć…
Przerwał jej jakiś niesamowicie irytujący, głośny dźwięk. Uchyliła powieki, które na moment przymknęła i od razu odskoczyła do tyłu, widząc przed sobą maskę autobusu. Pisnęła, przerażona. Oczywiście. Usiadła na środku drogi, co dla jakiegoś kierowcy mogło wyglądać jak niezbyt udana próba samobójcza.
Mężczyzna otworzył okno i natychmiast zaczął obrzucać dziewczynę nie do końca przyjemnymi epitetami. Sophie słuchała tego z godnym pochwały spokojem, nie wykazując ani najmniejszego znaku niezadowolenia czy irytacji.
- Skończył pan? – krzyknęła, gdy ten na moment przestał, by zaczerpnąć powietrza. Biedak, aż się zapowietrzył. – Bo jeśli tak, to radziłabym jednak udać się tam, gdzie pana autobus miał jechać i zostawić mnie w spokoju.
Odwróciła się na pięcie i z uniesioną wysoko głową uszła kilka kroków. Słyszała jak kierowca mruczy jeszcze do siebie pod nosem, po czym z piskiem opon odjechał.
- Nieźle, nieźle – usłyszała nagle, po czym do głosu dołączyło również klaskanie. – Kłaniam się nisko.
Obróciła się, jednocześnie w głowie analizując głos.
- Oliver – szepnęła, a jej usta wygięły się w uśmiech.
- Kiedy ty wymyślasz te argumenty, co? Masz je gotowe czy improwizujesz? – roześmiał się chłopak.
Dziewczyna poczuła, że nie może wydusić z siebie żadnego słowa. Zdarzyło jej się to absolutnie pierwszy raz.
- Ee… To znaczy… - jąkała się.
Nastolatek z rozbawieniem przyglądał się dziewczynie próbującej nieudolnie sklecić jakieś normalne zdanie.
- Zazwyczaj improwizuję – wydusiła wreszcie, po czym dumna z siebie szeroko się uśmiechnęła. – Przepraszam za spóźnienie. Zaspałam.
Oliver sięgnął do plecaka, po czym wyjął z niego dwa kubki kawy. Podał jeden dziewczynie i wskazał na ławeczkę.
- Domyśliłem się, skoro nie przyszłaś. Postanowiłem poczekać. Wiesz, nie wyglądasz na taką, co łatwo się poddaje – uśmiechnął się delikatnie.
- I dobrze myślisz – kiwnęła głową Sophie i zanurzyła wargi w gorącym napoju. – Mm. Jezu, przepyszna! Weź mi rób kawę codziennie, co? Będziesz moim osobistym kaworobiaczem?
Przestrzeń wokół nich wypełnił szczelnie głośny śmiech Oliego.
- A proszę cię bardzo. – spojrzał na nią uważnie i dodał: - Masz kurtkę ode mnie, czyli wnioskuję, że się spodobała?
- Nawet bardzo. Dziękuję.

Reszta dnia minęła im dość szybko. Po szkole Oliver odprowadził Sophie do domu, oczywiście wpraszając się jeszcze na moment, co musiało się skończyć albo jakimś dobrym filmem, albo słuchaniem muzyki, albo po prostu rozmową przy kubku gorącego napoju. Od tamtej pory to był ich dzienny rytuał. Spotykali się codziennie, zaczynając dzień ulubioną kawą z mleczkiem. Zaczęli poznawać się coraz bardziej, dowiadywać się o sobie nowych rzeczy.
W któryś z weekendów dziewczynę obudził głośny i niesamowicie denerwujący głos dzwonka. Na początku miała w planach to zignorować i powrócić do snu, ale ktoś stojący przed drzwiami najwyraźniej nie miał zamiaru zrezygnować. Poprzez naciśnięcie dzwonka i ani na moment go nie puszczenie spowodował, że dźwięk rozlegał się po domu bez ani chwili przerwy.
Sophie, wściekła jak nigdy zrzuciła z siebie kołdrę i schodząc po schodach mamrotała do siebie słowa, którymi najpewniej obrzuci tą osóbkę, która zechciała zakłócić jej sobotni spokój. Wpadła do przedpokoju i z impetem otworzyła drzwi, o mało co nie wyrywając ich z zawiasów.
- O! – zdziwiła się, widząc na progu przedstawiciela Poczty Polskiej, który z zakłopotaniem drapał się po głowie, zapewne głowiąc się nad tym jakby tu uciec od tej, bądź co bądź, wariatki.
- Pocztę przywiozłem – mruknął i wręczył jej paczkę.
Zawstydzona do granic możliwości dziewczyna podpisała jakiś kwitek i przepraszając listonosza, zamknęła za nim drzwi.
Oparła się o ścianę i przetarła twarz dłońmi.
- Jesteś idiotką – wymruczała pod nosem i udała się do kuchni z zamiarem zlustrowania poczty.
Paczka zaadresowana do Sophie, nie było jednak nadawcy.
Dziewczyna z pożerającą ją ciekawością za pomocą nożyczek pozbyła się papieru i jej oczom ukazało się spore, bordowe pudełko owiązane wstążką.
- Co jest… - zdziwiła się.
Odwiązała ją i uniosła wieczko. Leżała tam koperta, zaś w niej umieszczony był bilet. Na koncert jej ukochanego zespołu.
Głęboko oddychała, trzymając prostokątny kawałek papieru w rękach, nie wierząc w to, co widzi. Kto mógł zrobić jej taki prezent? I… z jakiej to okazji?
Usłyszała nagle dźwięk swojego telefonu, więc momentalnie oprzytomniała i pobiegła na górę.
- Halo? – wypaliła od razu, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni.
- Przyszedł prezent, prawda? – po drugiej stronie rozległ się ten piękny śmiech, którego mogłaby słuchać godzinami.
Zatrzymała się i otworzyła szeroko oczy.
- To ty?! – krzyknęła, mocno zdziwiona. – Jezu, ale z jakiej okazji? Dziękuję ci z całego serca, jejku…
Oliver ponownie się roześmiał.
- A sprawdzałaś dzisiejszą datę? Który jest?
Dziewczyna doskoczyła do wiszącego na ścianie kalendarza, który samodzielnie ozdobiła ciemnymi markerami.
- Trzeci listopad… trzeci… Moje urodziny! – olśniło ją nagle.
Chłopak serdecznie się roześmiał.
- Brawo! No, ubieraj się czy coś, będę za chwilę.
I rozłączył się, nie pozwalając dziewczynie na wyduszenie z siebie jeszcze jakiegoś słowa.
Przez moment jeszcze stała wpatrzona w kalendarz, a już chwilę później biegała w kółko po pokoju, piszcząc ze szczęścia.
Kiedy Oli stanął przed drzwiami, nastolatka była już w pełni gotowa, ze ślicznie ułożonymi włosami i delikatnymi kreskami na powiekach. Otworzyła mu cała w skowronkach. Od razu rzuciła mu się w ramiona i oznajmiła:
- Nie mam pojęcia jak ci się odwdzięczyć. Za wszystko. Bo nie wiem, czy zauważyłeś, ale non stop robisz mi jakieś prezenciki.
- Nie odwdzięczaj się, robię to z przyjemnością – uśmiechnął się, po czym spojrzał na dziewczynę. – Ślicznie wyglądasz – jęknął.
Zarumieniła się lekko i spuściła nieco głowę.
- Ojej, ktoś tu się zawstydził? – Oliver udał zaskoczonego. – Wybacz.
Równocześnie wybuchli śmiechem.
- Poczekaj, poczekaj – przerwała nagle Sophie. – Coś mi jeszcze nie pasuje. Skąd wiedziałeś, że paczka przyszła? Bo zadzwoniłeś jakieś pięć minut po tym, jak zamknęłam drzwi za listonoszem…
Chłopak pokręcił głową ze śmiechem.
- Mam swoje sposoby – mrugnął do niej. – A tak serio. Poprosiłem kumpla, żeby udawał.
- Listonosza?! Serio? – dziewczyna zrobiła wielkie oczy. – Wiesz co… Ty to masz niecodzienne pomysły, naprawdę.
- Czy to komplement? – chłopak spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem.
- Możliwe… - odparła wymijająco dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko. – Wchodzisz czy gdzieś idziemy?
Oliver zdjął z wieszaka jej kurtkę i pomógł założyć ją na jej ramiona.
- Idziemy. Porywam cię na cały dzień.

***
przepraszam przepraszam.
nie dość, że taki kiepski i krótki rozdział, to jeszcze czekaliście 2 tygodnie :c więcej się to już nie powtórzy, obiecuję xD

btw. Wesołych świąt wszystkim i spełnienia marzeń w Nowym Roku! <3

~patts

poniedziałek, 9 grudnia 2013

2

Kiedy zadźwięczał dzwonek, oznaczający koniec lekcji, nastolatka z ulgą podniosła się z krzesła. Napisała właśnie niesamowicie wyczerpujący sprawdzian z historii i miała wszystkiego serdecznie dość.
Wolno sunęła do szatni, w myślach układając sobie plan dzisiejszego popołudnia. Gorące kakao, kocyk i jakiś dobry film. Taak. To był jej plan awaryjny. W nocy położy się spać jak tylko usłyszy, że matka wróci i nikt się nie dowie, że siedziała na komputerze do późna.
Wzięła swoje ubrania, wciąż będąc nieco nieobecna myślami. Posuwała się przed siebie małymi kroczkami, w zupełności ignorując wszystkich, którzy ją potrącali. Dopiero gdy stanęła na zewnątrz i poczuła na twarzy krople deszczu, nieco otrzeźwiała. Rozejrzała się wokół, zdumiona jakim cudem się tu znalazła, po czym włożyła kurtkę. Westchnęła. Ubranie nadal było wilgotne, ale teraz nie miała już wyboru. Musiała to przeżyć.
Skierowała się w stronę przystanku, gdy poczuła, jak ktoś obejmuje ją od tylu i zakrywa oczy dłońmi. Drgnęła, przestraszona.
- Hm, no kim ty możesz być - udała zamyśloną, po czym złapała palcami dłonie spoczywające na jej twarzy i jednym ruchem je od siebie odciągnęła. Obróciła się i ujrzała tego chłopaka z autobusu. Uśmiechnęła się. No tak, przecież obiecał, że przyjdzie.
- Nie poznałaś mnie? - Zrobił obrażoną minę.
- Przepraszam. - zatrzepotała rzęsami, po czym perliście się roześmiała.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął, po czym wyciągnął rękę w jej kierunku.
- Oliver.
- Miło, miło - dziewczyna śmiała się nadal, potrząsając jego dłonią. – Sophie.
- I mnie również miło - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Proszę, zobacz co dla ciebie mam.
Wyciągnął z plecaka czarną, skórzaną kurtkę i podał ją dziewczynie. Widząc, że otwiera usta, zaoponował:
- Żadnego ale. Powinna być dobra - mrugnął do niej.
Z westchnieniem dziewczyna nałożyła na siebie część garderoby, jednocześnie odczuwając przyjemne ciepło, momentalnie rozlewające się po jej ciele po ściągnięciu przemoczonego ubrania.
- Co ty tak o mnie dbasz, hm? - spytała, zasuwając zamek.
Oliver zaśmiał się cicho.
- Zaintrygowałaś mnie, nie powiem. A poza tym, wizja ciebie leżącej w kałuży wciąż jest strasznie zabawna...
Sophie uderzyła go mocno w ramię, robiąc naburmuszoną minę.
- Strasznie zabawnie, wręcz umieram ze śmiechu - mruknęła i na widok podjeżdżającego autobusu, rozpoczęła przeszukiwanie swoich kieszeni w celu odnalezienia gotówki niezbędnej do odbycia podróży.
Chłopak wyjął ze swoich spodni portfel, wygrzebał kilka monet i podał je nastolatce.
- Proszę, nie męcz się tak ze swoimi kieszeniami - uśmiechnął się zawadiacko. - Odprowadzam cię pod sam dom, a co myślałaś? - dodał, na widok jej zdziwionej miny.
- Dżentelmen się znalazł - mruknęła sama do siebie, po czym głęboko westchnęła i dodała: - Mam jakieś wyjście?
Oliver podparł brodę palcem i spojrzał gdzieś w bok.
- No pomyślmy... Nie. Wsiadaj.
Popchnął ją lekko w przód, po czym wsiadł do pojazdu za nią, płacąc kierowcy. Podążył za dziewczyną na tył autobusu, siadając na miejscu obok.
- Wolne? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Nie, wcale. - przewróciła oczami, jednocześnie nieco się przesuwając.
Chłopak zajął miejsce, po czym spojrzał na Sophie. Wzrok utkwiony miała w widoku za oknem i nie zanosiło się na to, że prędko go odwróci. Nie widząc więc atmosfery sprzyjającej rozmowie, włożył do uszu słuchawki i uzbroił się w cierpliwość, mając w planach w ciszy przesiedzieć całą drogę do domu dziewczyny.
Pogoda z każdą sekundą się pogorszała. Wiatr przybrał na sile, deszcz zaczął mocniej siąpić, co jednocześnie spowodowało, że nastolatka nieco otrzeźwiała ze stanu, w jakim aktualnie się znajdowała. Jak zawsze, gdy wpatrzona była w krople deszczu, zapominała o bożym świecie, tak stało się i teraz, więc zamrugała kilka razy i spojrzała na Olivera, który nieco odchylił głowę i z przymkniętymi powiekami oddawał się muzyce sączącej się ze słuchawek. Dziewczyna trąciła go lekko w ramię.
- Hm? – mruknął, nie wyjmując ze swoich uszu słuchawek.
- Zaraz wysiadamy – oznajmiła, podnosząc się z siedzenia. – I radzę ci się zbierać.
Chłopak oczywiście nic nie usłyszał, ledwie zarejestrował, że Sophie się odezwała, więc wciąż niewzruszenie pozostawał na swoim miejscu, kołysząc się w rytm melodii.
Dziewczyna westchnęła głośno, przewracając oczami i mocno kopnęła go w nogi, by je przesunął. Dopiero wtedy otworzył jedno oko, ze zdziwieniem patrząc na nastolatkę.
- Co się dzieje? – zapytał ogłupiały.
- Wysiadamy! – krzyknęła mu wprost do ucha dziewczyna, po czym głośno się roześmiała. – Już słyszysz?! Bo jak miałeś słuchawki, to nie reagowałeś – uśmiechnęła się uroczo, trzepocząc rzęsami.
Oliver zmarszczył brwi, bo czym również wybuchnął śmiechem.
- Przepraszam. Już wstaję.
Podniósł się z siedzenia i łapiąc Sophie za rękę, pomógł jej wstać. Delikatny rumieniec wstąpił na jej twarz, ale nie dała nic po sobie poznać i wyprzedziła chłopaka, stając przy wyjściu. Grzecznie podziękowała kierowcy i wysiadła, od razu czując silny powiew wiatru i całą masę kropli, zdobiących jej twarz. Zaśmiała się ponownie, zamykając oczy i wystawiając buzię w stronę deszczu. Oliver uśmiechnął się na ten widok i wyjął z plecaka parasol.
- Będziesz tak stać i zachwycać się tym cudem natury, czy idziemy? Nie wiem jak ty, ale ja wypiłbym coś ciepłego – zamyślił się na moment, po czym otworzył parasol i natychmiast się pod nim schronił. – No, Sophie, dawaj. Zostajesz tu czy idziesz? Szybka decyzja.
Dziewczyna schyliła głowę i przetarła twarz dłońmi. Wyglądała niesamowicie, uśmiech rozświetlał całą jej twarz.
- Idę, idę, nie denerwuj się od razu – zrobiła smutną minę, po czym doskoczyła do Oliego i tak jak on przed chwilą, schowała się pod parasolem.
Chłopak, nawet nie panując nad tym co robi, lekko ją do siebie przysunął, po czym musnął wargami czubek jej głowy.
- Daleko mieszkasz?
Dziewczyna pokręciła głową, wskazując palcem na kierunek po ich prawej stronie.
- Mam nadzieję, że będę mógł na chwilę do ciebie wstąpić. Wiesz, ja mieszkam po całkiem innej stronie miasta i zanim wrócę do domu, trochę minie, więc wolałbym się wcześniej ogrzać, czy coś. – ciągnął.
Sophie powoli szła przed siebie, z niewiadomych powodów wciąż się uśmiechając.
- Nie ma sprawy – odparła śpiewnie, po czym zaczęła cichutko coś nucić.
Oliver z niemałym zdumieniem przypatrywał się tej niezwykłej dziewczynie, która przecież kilka godzin temu, gdy spotkał ją po raz pierwszy, wyglądała tak, jakby chciała zamordować wszystkich dookoła i na każdym się wyżyć. A teraz? Non stop uśmiechnięta, wesoła.
Zastanowił się chwilkę. W sumie, taka bardziej mu się podobała. Z tymi rozwianymi włosami, mokrą od deszczu rumianą twarzą…
- Hej, co się tak zamyśliłeś? – usłyszał nagle.
- Co? Aa, tak jakoś. A co? Na długo odpłynąłem?
Sophie uroczo się roześmiała.
- Już jesteśmy przy moim domu.
Chłopak przyglądnął się posesji. Dość duży, biały budynek z ogródkiem. Standard.
Patrzył, jak dziewczyna przekręca klucz w zamku i wchodzi do środka, zrzucając ze stóp mokre trampki. Kurtkę powiesiła na wieszaku, pozostawiając ją żeby wyschła, i cierpliwie czekała, aż Oliver pozbędzie się swojej, by ją również gdzieś zawiesić.
Weszli do przestronnego, pomalowanego na jasne barwy salonu. Nastolatka od razu doskoczyła do kuchni, włączając czajnik. Przygotowała dwa kubki, po czym zwróciła się w stronę Olivera:
- Kawa, herbata, gorąca czekolada, kakao? Wybieraj.
Chłopak podszedł do niej i przyglądnął się porozstawianych na stole opakowaniach z kawą i saszetkami z herbatą.
- Proponuję herbatę. Jaką lubisz najbardziej?
- Owocową, z sokiem malinowym – odparła od razu Sophie. – Też ci taką zrobić? Zobaczysz, to najlepszy sok pod słońcem – zaśmiała się.
Pokiwał głową.
- Skoro tak… chyba się skuszę.
Dziewczyna zalała wrzątkiem kubki, po czym wskazała na stół z poustawianymi dookoła drewnianymi krzesłami.
- Rozgość się, siadaj. – uśmiechnęła się serdecznie, po czym sama zajęła miejsce.
Chłopak usiadł dokładnie naprzeciwko dziewczyny i oplótł naczynie swoimi chudymi palcami, chcąc je nieco zagrzać. Tego mu brakowało. Szczerze nienawidził takiej pogody. Zawsze deszcz psuł mu humor, przez takie coś potrafił mieć zły cały dzień. Wyglądnął na zewnątrz przez drzwi balkonowe. Nieco się przejaśniło, może do wieczoru się polepszy.
Przeniósł wzrok na Sophie, która małymi łyczkami piła gorący napój. Czując na sobie wzrok Olivera, poczuła, jak na jej policzki wstępuje rumieniec. Spojrzała więc we wnętrze swojego kubka, jakby był on najbardziej interesującą rzeczą pod słońcem.
- Co będziemy robić? – zapytał chłopak. – To znaczy, pewnie zaraz pójdę, widzę, że chyba przestaje lać, ale wiesz. Chyba nie będziemy cały czas milczeć i pić herbaty – uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Czemu nie? To też jakiś pomysł na życie – odpowiedziała prawie od razu dziewczyna. – Ale skoro chcesz, możemy posłuchać muzyki, czy coś w tym stylu.
Oliver wzruszył ramionami, dopijając herbatę.
- Nie mam nic przeciwko. Przy okazji dowiem się, czy słuchamy tych samych wykonawców – lekko się uśmiechnął i wstał, by odnieść kubek do zlewu.
Oparł się o blat i rozglądał się po kuchni. Pomieszczenie było niesamowicie schludne i czyste. Nie mogąc się powstrzymać, zapytał:
- Macie sprzątaczkę czy coś? Takie mam wrażenie, ani jednego pyłku kurzu – dla efektu przejechał palcem po stole i na niego spojrzał. – No, ani jednego.
Sophie uśmiechnęła się pod nosem i też wstała.
- Nie, nic z tych rzeczy. Mieszkam tu sama z mamą, nie mam rodzeństwa, nie ma kto bałaganić, więc wiesz. Wystarczy jak raz dziennie wszystko się przetrze i już jest okej. – westchnęła. – Chociaż, czasami, wolałabym mieć taką zabałaganioną kuchnię. Bo ja wiem czemu… Jakoś tak bardziej przytulnie.
- A twoja mama? Dużo pracuje?
Znów westchnęła, kiwając głową.
- Wraca w środku nocy, a z samego rana już jej nie ma. Praktycznie się nie widujemy. Zostawia mi tylko kasę i droga wolna.
Przez chwilę milczeli. Oliver analizował każde słowo wypowiedziane przez dziewczynę.
- Nie wiem czy cię to jakoś pocieszy, w sumie marny w tym jestem, ale ja mam młodszego brata i siostrę i wcale nie jest tak wesoło – skrzywił się. – Wszystko jest na mnie, cokolwiek złego nie zrobią, to moja wina, bo mam na nich taki wpływ. Świetnie, nie?
Dziewczyna roześmiała się.
- Chyba udało ci się mnie rozweselić – przyznała. – W ogóle dzisiaj mam taki dziwny dzień. Raz mam ochotę po prostu położyć się na łóżku i zapomnieć o całym świecie, a w drugiej chwili czuję się tak radosna, że gdybym tylko mogła, skakałabym po łące i śpiewała. Czy coś w tym stylu.
Chłopak też się roześmiał. Kiwnął głową i odparł:
- Wiem co czujesz. Też tak czasami mam. W sumie nawet nie wiem co wpływa na taki nastrój – spojrzał w bok, jakby szukał inspiracji, po czym dodał: - No, ale może… Pokażesz mi swoje płyty?
Sophie poderwała się i w podskokach pobiegła w stronę schodów, by za ich pomocą udać się na górę, do swojego pokoju. Oliver szedł za nią, oglądając każdy kawałek domu. Gdy znalazł się wreszcie w sypialni nastolatki, nieco go zatkało. Jedna ściana była całkowicie pokryta czarną farbą, reszta była szara. Nad łóżkiem zawieszone były jasnożółte światełka choinkowe, a przy wielkich drzwiach balkonowych, teraz szczelnie zakryte przez żaluzje, stało biurko z ciemnego drewna, na którym leżało kilka książek i papierów. Biała szafa i komoda pozaklejana była przez zdjęcia, plakaty i samoprzylepne karteczki.
Chłopak obracał się wokół własnej osi, zapamiętując każdy szczegół pomieszczenia. Sophie, przyglądająca się temu z niemałym rozbawieniem, postanowiła mu tego nie przerywać i zabrała się za wykładanie na łóżko wszystkich swoich płyt. Kiedy była gotowa, odchrząknęła.
- Napatrzyłeś się? – zaśmiała się perliście.
- Oj, przepraszam – zawtórował jej Oliver. – Po prostu… Masz strasznie ciemny pokój. Ja bym tak nie mógł żyć – stwierdził. – Nie przeszkadza ci to?
- Ani trochę. Da się przyzwyczaić. Poza tym… Nawet to lubię. – odpowiedziała. – No, chodź tu, mam te płyty. Chłopak z zaciekawieniem zbliżył się do łóżka i zaczął podziwiać jej kolekcję, od czasu do czasu biorąc do ręki poszczególny egzemplarz. W końcu spojrzał na dziewczynę, a uśmiech rozświetlił jego twarz.
- Masz niesamowicie dobry gust – pochwalił.
Sophie spuściła wzrok.
- Oj tam, bez przesady.
- Już nie bądź taka skromna – zganił ją. – Słuchasz świetnej muzyki, naprawdę. Można to gdzieś włączyć?
Podał jej płytę, a nastolatka natychmiast doskoczyła do odtwarzacza, sprytnie ukrytego pod stolikiem. Wkrótce po pokoju rozeszły się dźwięki One Step Closer, Linkin Park.
Chłopak zaczął cicho nucić pod nosem, kołysząc się na boki. Dziewczyna głośno się śmiała.
- Aa, czyli wszystko jasne – oznajmiła. – Mam dobry gust muzyczny dlatego, że słucham tego samego co ty! – odgadła, uśmiechając się.
Oliver pokiwał głowa, nie przestając nucić.
- No a jakżeby inaczej.
Zatrzymał się na moment, przestając tańczyć i zmarszczył czoło. Po chwili wyjął telefon, który, jak się okazało dzwonił.
- Haloo?... Ehe. Tak. Nie. No, wiem.
Sophie, przysłuchująca się z boku rozmowie, cicho się śmiała.
- Jakież wyszukane słownictwo – parsknęła śmiechem, gdy skończył rozmowę.
Chłopak w zamyśleniu tylko kiwnął głową i momentalnie się zasmucił.
- Muszę lecieć, wiesz? Zobaczymy się jutro na przystanku, co? Kupię ci kawę. Z termosem.
Sophie usiłowała ukryć rozczarowanie. Spodobał jej się ten chłopak, nie mogła zaprzeczyć, i myśl, że zobaczy go dopiero jutro, napawała ją strachem…
- Okej, okej – odparła, nawet nie zastanawiając się nad sformułowaniem jakiegoś dłuższego i w miarę logicznego zdania.
Wyszła z pokoju i schodami udała się na dół, od czasu do czasu odwracając się i upewniając, czy Oliver na pewno za nią podąża. Patrzyła w ciszy jak ubiera kurtkę i buty.
- Jeszcze to.
Podała mu część garderoby, którą chłopak ją wcześniej obdarował.
- Swoją drogą, ciekawe czyje to? Bo wygląda na dość damski ciuch – uśmiechnęła się.
- To prezent dla ciebie, weź sobie, żebyś już więcej nie marzła. – skrzyżował ręce na torsie komunikując tym samym, że nie przyjmie jej z powrotem.
Sophie oczywiście chwilę protestowała, ale w końcu musiała się poddać.
- Dziękuję. Nie zasłużyłam sobie na takie rozpieszczanie z rąk obcego chłopaka…
- No, wypraszam sobie, obcego. Nie znasz mnie? Ani trochę? – przekrzywił głowę w lewo, zawadiacko się uśmiechając.
- Idźże już wreszcie – wybuchła śmiechem nastolatka, otwierając drzwi. – Bo się rozmyślę, i wepchnę ci tą kurtkę do plecaka. I nie będziesz miał wyjścia.
Chłopak natychmiast uniósł dłonie w obronnym geście i czym prędzej wyskoczył na zewnątrz.
- Czy to szantaż? – zrobił groźną minę, po czym dodał: - Do jutra – i uśmiechnął się delikatnie, odbiegając w stronę furtki.

***
więc jest drugi rozdział, przepraszam, że tak długo mi to zajęło ;_;
btw, nie mam też pojęcia w jakich odstępach czasu będę dodawała kolejne fragmenty, jutro mam egzaminy próbne, więc jeszcze więcej nauki :))))) ale postaram się jak najszybciej <3

czytasz - komentujesz, proste, cnie

poniedziałek, 2 grudnia 2013

1

Po raz już któryś tego poranka krytycznym wzrokiem lustrowała swoje chude odbicie, od góry do dołu odziane w czerń, co zresztą nie było nowością. Czarne glany ściśle oplatały jej nogi, nadgarstki szczelnie zakryte były przed ciemne, połyskujące bransoletki, a na jej perfekcyjnie ułożonych, wyprostowanych i polakierowanych włosach leżała czapka. Czarna.
Przekrzywiła głowę w lewo, cicho wzdychając. No cóż, może nie był to jakiś specjalnie wyszukany zestaw, ale od biedy mógł wystarczyć. Jednym ruchem dloni zgarnęła z biurka iPoda, chwyciła plecak i po cichu zamknęła za sobą drzwi pokoju. Na palcach przeszła przez korytarz, nie chcąc obudzić matki, która jak zawsze wróciła z pracy nad ranem. W kuchni szybko zrobiła sobie kawę, wlewając ją do termosu, po czym włożyła go do plecaka i udała się do przedpokoju. Sprawdziła jeszcze, czy w kieszeni ma zapas gotówki, nałożyła na ramiona kurtkę z kapturem i jak najciszej się dało, otworzyła drzwi kluczem i wyszła na zewnątrz.
Czując powiew zimnego, listopadowego wiatru, odruchowo przytrzymała sobie włosy, by uchronić je od niepotrzebnego zniszczenia. Ruszyła drogą przed siebie i zerknęła na zegarek. Siódma dwanaście. Akurat starczy na dojechanie autobusem do szkoły, przepchanie się przez zapewne zatłoczoną szatnię i przywleczenie się pod salę fizyczną. W duchu jeknęła. Szczerze nienawidziła swojej klasy, samo to, że musi z nią przebywać 5 dni w tygodniu, po siedem godzin dziennie przyprawiała ją o mdłości. Ona nie była rodzajem człowieka, który chętnie integrował się z ludźmi, chodził na imprezy, plotkował o pierdołach z przyjaciółkami podczas długiej przerwy. Jej zdecydowanie bliższa była samotność, czerń i głośna muzyka, bez której dzień całkowicie tracił sens. Nie od zawsze taka była. W gimnazjum zachowywała się jak reszta tych idiotek w klasie, ubierała się na kolorowo, kupowała czasopisma, nasmiewała się z innych ludzi w szkole. Chodziła na dyskoteki, bawiła się, korzystała z życia. A teraz? A teraz zmieniła się diametralnie. Liceum przyniosło ze sobą nową klasę, ludzi, więcej nauki, co zresztą na biolchemie było rzeczą nieuniknioną. Dziewczyna miała to wszystko gdzieś, miała gdzieś to, że każdy, dosłownie każdy, obgadywał ją przy każdej możliwej okazji. Żyła sobie zamknięta w sobie, skryta, prawie w ogóle się nie odzywała. Oceny miała nieco ponad przeciętne, więc o to nikt nie miał prawa się czepiać. Matka zdawała się niczego nie zauważać. Nie widziała tego, że jej mała córeczka już nie jest w podstawówce, że nie ubiera sukienek, że zamieniła się w milczącą, wychudzoną nastolatkę. Harowała jak wół od rana do wieczora, więc nie miała nawet czasu na rozmowę z jedynym dzieckiem. Dziewczyna praktycznie żyła sama w tym domu, widywała matkę tylko w niedzielne popołudnie, jeżeli ta wyjątkowo wzięła wolny dzień, co zdarzało się niesamowicie rzadko. Reszta rodziny też miała ją w dupie, nikt się nią nie interesował. Wszyscy przybrali taktykę "poczekać aż dorośnie i stąd wyjedzie". I tak też się zachowywali. Nie miała kochających babć, cioć, wujków. Miała tylko tą przepracowaną rodzicielkę, która kompletnie zapomniała o swoich obowiązkach jako rodzic.
Przywlokła się na przystanek, z wściekłością odnotowując, że zaczęło padać. Nałożyła na głowę kaptur, a w uszy wetknęła słuchawki, gotowa przez następne kilkanaście minut ignorować świat. Oparła się o latarnię, wzrokiem błądząc po twarzach przechodniów. Prawie że słyszała na glos te wszystkie myśli, które ci ludzie kształtowali w swojej głowie, a które zwrócone były przeciwko niej. Wytrzymywała te spojrzenia, wzrok mając jedynie utkwiony w upragnionym środku lokomocji, który wolno poruszał się w korku. Gdy w końcu autobus zechciał przywlec się na przystanek, wysypała się z niego cała masa nastolatków, głośno między sobą rozmawiajscych. Z godną pochwały cierpliwością dziewczyna przeczekała, aż bus opustoszeje i wsiadła do środka, rzucając kierowcy kilka monet. Udała się do jej stałego miejsca, pod oknem. Widzsc tam jakąś postać, poczuła, że zaraz wybuchnie. Wyjęła słuchawki z uszu i sztucznie się uśmiechnęła. Postać ta, jak zdążyła zauważyć, była chłopakiem. Szturchnęła go więc w ramię, czekając na rozwój wydarzeń.
- Przepraszam, ja tu zwykle siedzę. - oznajmiła.
Chłopak odwrócił się w jej stronę z lekkim zdziwieniem i wyjął słuchawki z uszu. Dziewczyna westchnęła.
- Mówiłam, że zwykle ja tu siedzę.
- A to miejsce jest podpisane? Bo nie zauważyłem. Jeśli tak, to przepraszam, już ustępuje. - wyszczerzyl zęby w uśmiechu.
Nastolatka napełnila swoje płuca po brzegi tlenem, starając się nie zwariować, policzyła w myślach do dziesięciu, i odpowiedziała:
- Nie, nie jest. Bardzo ładnie proszę, mógłbyś się przesiąść?
Chłopak cicho się zaśmiał.
- Zobacz, masz cały autobus pusty, a ty uparłaś się akurat na to miejsce. Jeśli chcesz, siadaj mi na kolanach - wskazał na nie, jednoczesnie lekko się uśmiechając.
Wściekła dziewczyna tylko prychnęła i pomaszerowała na sam tył autobusu, rzucając niedbale plecak na ziemię.
Skrzyzowała ramiona. Co za bezczelny typ! Dlaczego ona nie może trafić na jakieś spokojne, łatwo ustępujące miejsc towarzystwo?!
Chcąc się odstresować, zaczęła głęboko oddychać, włączyła na iPodzie jedną ze spokojniejszych playlist i włożyła do ust listek miętowej gumy. Po paru minutach poczuła się nieco lepiej. Oglądała za oknem widoki, przypatrywała się kroplom deszczu spływajacych po szybie. Nie wiedzieć czemu, to od zawsze pomagało jej się odstresować. Gdy miała zły dzień, siadała na parapecie z kubkiem gorącego kakao, i jeżeli akurat padał deszcz, liczyła spływające krople.
W końcu krajobraz się zmienił. Wjechali do miasta, po obu bokach pojazdu migały wysokie bloki, sklepy, zakorkowane ulice. Autobus zatrzymał się na przystanku kilkadziesiąt metrów od szkoły nastolatki.
Dziewczyna chwyciła więc jedną ręką plecak i udała się w stronę wyjścia. Gdy wreszcie znalazła się na zewnątrz, zaczerpnęła świeżego powietrza, z radością czując, jak wypełnia jej płuca. Usiadła na ławeczce, chcac wydobyć z plecaka termos z kawą. Upiła kilka łyków, delektując się gorącym napojem i wstała, z zamiarem udania się do szkoły. Wtem ktoś wpadł na nią od tylu, co sprawiło, że upadła prosto w kałużę, na dodatek wylewając na siebie wrzątek. W jednej sekundzie wszystkie negatywne uczucia, które kotłowały się w niej od rana, wydostały się na zewnątrz za jednym zamachem.
- Cholera jasna! - wrzasnęła na cały glos. - Jak łazisz?! Nie widzisz ludzi?! - Darła się, nie skupiając się nawet na tym, by ustalić kto na nią wpadł.
Gdy się wreszcie podniosła, zauważyła jakąś starszą panią, która z obolałą miną masowała sobie ramię. Dziewczyna poczuła, że jej policzki momentalnie robią się czerwone.
- Jezu, bardzo panią przepraszam - pośpieszyła z wyjaśnieniami. - Coś panią boli? Zadzwonić po kogoś?
Kobieta spojrzała na nastolatkę i uśmiechnęła się tylko.
- Nic się nie stało, moje dziecko. Ty też mi wybacz, że cię popchnęłam, ale któryś z tych - wskazała na kilku chłopaków za nią, zaśmiewających się do rozpuku - podstawił mi nogę. - skrzywiła się. - Ta dzisiejsza młodzież... A tobie nic się nie stało?
Dziewczyna z rezygnacją spojrzała na swoje przemoczone spodnie i kurtkę. Westchnęła i zmusiła się do uśmiechu.
- Nie, jest okej. Wyschnie. A poza tym...
- A poza tym, zaraz pożyczę jej swoją kurtkę - usłyszała glos nad swoją głową.
Obok niej stał ten chłopak z autobusu, zawadiacko się uśmiechając. Super. Tego tylko brakowało, żeby jacyś obcy ludzie się nad nią litowali.
- Skoro tak, to dobrze - zachichotała staruszka i niezauważalnie się oddaliła.
- Nie potrzebuję pomocy - odburknęła nastolatka, odpychając chłopaka.
- Hej, hej! - oburzył się. - Uważaj, żebym też nie wpadł do kałuży, wtedy nie będę mógł ci pożyczać ubrań.
- Dziękuję, nie potrzebuję twojej pomocy - mruknęła i ruszyła przed siebie, starając się ignorować dyskomfort, jaki zapewniały jej mokre ciuchy.
Chłopak westchnął tylko i złapał ją za rękę.
- Chodzisz tutaj do szkoły? - wskazał na budynek niedaleko.
Pokiwała głową. Nastolatek zdjął z siebie skórzaną kurtkę i podał ją dziewczynie. Następnie wziął od niej plecak, założył sobie na plecy i spojrzał na nią wyczekująco.
- No dawaj, ściągaj kurtkę, bo się jeszcze zaziębisz - pogroził jej palcem przed twarzą.
- Ja naprawdę... - zaczęła, ale chłopak ją uciszył, przykładając dłoń do jej ust.
- Nie. Chce. Słyszeć. Sprzeciwu. No dawaj.
Chwycił palcami zamek i pociągnął w dol. Zdjął z jej ramion mokrą część garderoby, po czym pomógł jej założyć swoją kurtkę.
Dziewczyna prawie że płonęła ze wstydu. Stała tam, na środku przystanku, otoczona ludźmi, a ten cham robił wszystko, żeby publicznie ją upokorzyć!
- Dobra, starczy - warknęła. - Dam sobie już radę. Mam bluzę, nie potrzebuję kurtki. Do szkoły mam 4 minuty stąd, dam radę.
- Odprowadzę cię - zaoferował. - O której kończysz?
- A co cię to... - Miała zamiar zapytać, ale ugryzła się w język. - Druga dziesięć. Nie mów, że po mnie przyjdziesz - jeknęła.
Widząc jej reakcję, chłopak roześmiał się głośno.
- Zobaczymy. No chodź, bo się spóźnisz- lekko ją popchnął, po czym poprawił sobie jej plecak i ruszył za nią. Szli w milczeniu. Deszcz znaczył kroplami ich twarze, jednoczesnie całkowicie burząc ład fryzury nastolatki. Gdy w końcu dopadła do drzwi wejściowych szkoły, rzuciła się pod daszek, głęboko oddychając. Chłopak przyglądał się temu z boku, lekko się uśmiechając. Podał jej plecak i pusty już termos.
- Przykro mi, że twoja kawa się rozlała - udał zmartwionego.
- Daj sobie spokój - warknęła, zaczynając ściągać z siebie kurtkę. Rzuciła nią w chłopaka, odbierając od niego plecak. Chwyciła za klamkę, gdy usłyszała:
- A buziak w podziękowaniu?
- Chyba śnisz - mruknęła i przekroczyła próg szkoły.
Chłopak, zaśmiewajac się do rozpuku, oddalił się od budynku.
Nastolatka natomiast od razu dopadła do łazienki i dosłownie przeraziła się swojego odbicia. Idealnie proste włosy zastepowały teraz loki, czarny tusz całkowicie się rozmazał, tworząc wokół jej oczu grube, czarne obwódki. Jeknęła, wyciągając z plecaka opakowanie chusteczek i zaczynając wycierać sobie twarz. Rozczesała włosy, zdjęła wilgotną bluzę, upchnęła ją w plecaku, po czym zmieniła glany na suche trampki. Namalowała nową kreskę na powiece i stwierdziła, że teraz nie wygląda to tak źle. Zostały jedynie mokre spodnie, ale z tym nie zrobi już nic. Wyszła więc z łazienki i z zadowoleniem zanotowała pustki na korytarzu. Oznaczało to, że szatnia będzie pusta i nie będzie musiała się przedzierać przez tłumy nastolatków. Znaczyło to też, że jest spóźniona na lekcję, ale tym akurat nie zaprzątała sobie głowy. Napisze sobie usprawiedliwienie, podrobi podpis i po kłopocie. Tak radziła sobie zresztą od zawsze. Odłożyła ubrania w szatni i schodami udała się na ostatnie piętro, pod salę, w której jej klasa miała teraz lekcję. Spojrzała na zegarek. Jest spóźniona tylko dziewięć minut, bywało gorzej. Głęboki wdech, i otworzyła drzwi.
Nienawidziła tego. Wszystkie oczy skierowane były na nią, z kąta sali dobiegały chichoty od największych idiotek klasowych. Przewróciła tylko oczami, burknęła jakieś "przepraszam" do nauczyciela i usiadła w swojej ławce, ostatniej pod oknem. Otworzyła je, wpuszczając do srodka mroźne powietrze. To lubiła najbardziej.
Wypakowała swój czarny piórnik i zeszyt, rozglądając się po klasie. Nauczyciel pisał coś na tablicy, reszta albo przepisywała, albo gadała między sobą. Czyli normalna lekcja, jak zawsze. Dziewczyna dyskretnie włożyła słuchawki i włączyła muzykę, która cicho sączyła się z odtwarzacza. Utonęła w swoich myślach, skupiając się na tym, by całą swoją wolą ignorować lekcję. Wtem poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odruchowo wyjęła z uszu słuchawki i dobiegł do niej śmiech ze strony klasy.
- I co? - rozległ się glos nad nią.
Stał tam ich nauczyciel fizyki, niezbyt przyjaźnie na nią patrzący.
- Nie dość, że się spóźniasz, to jeszcze nie uczestniczysz w lekcji. Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
Dziewczyna zacisnęła pod stołem pięści. Tak nienawidziła tego faceta, tak nienawidziła tych ludzi, którzy siedzieli razem z nią w klasie... Czuła, że zaraz naprawdę nie wytrzyma.
- Przyniosę na jutro usprawiedliwienie - wycedziła przez zęby. - Przepraszam, ale miałam od rana zły dzień.
- Ale to nie powód, żeby ignorować lekcję, nieprawdaż? - mężczyzna uśmiechnął się obrzydliwie, co tylko spowodowało u dziewczyny przewrót żołądka i mdłości. Odetchnęła głęboko, chcąc powstrzymać zawroty głowy.
- Przepraszam - powtórzyła.
- Dobrze, rozumiem. Teraz chodź, sprawdzimy twoją wiedzę. Poproszę cię do biurka.
Ruszył w jego stronę, a dziewczyna odwróciła się w stronę klasy, by od razu napotkać te wszystkie jadowite spojrzenia utkwione w niej. Wstała i z uniesioną wysoko głową ruszyła pod tablicę. Nic nigdy nie umiała, ale zawsze z odpowiedzi dostawała najniżej trzy, więc zdała się na swoją improwizację. Jak zawsze.
Stanęła na miejscu, podała nauczycielowi zeszyt i z zadowoleniem oglądała, jak przerzucal praktycznie puste kartki.
- No dobrze, więc... - otworzył podręcznik. - Streść może ostatnią lekcję.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. W głowie miała już opracowany cały plan tego, co miała powiedzieć.
- Na ostatniej lekcji opowiadał nam pan o jednej z wielu dziedzin fizyki, elektrostatyce. - to akurat pamiętała. Zbyt łatwe pytanie.
- No dobrze, pamiętasz coś więcej?
- Oczywiście. Elektrostatystyka wiąże się przede wszystkim z elektryzowaniem ciał. - Tutaj nastąpił jej kilkuminutowy wykład na temat tego, co kiedyś czytała w internecie. Ku jej szczęściu, fizyk zapytał ją o to, co przerabiała niezwykle dokładnie na korepetycjach rok temu, wiedziała więc praktycznie wszystko.
W końcu ucichła. Klasa patrzyła na nią w niedowierzaniu, a mężczyzna tępo wpatrywał się w dziennik. Nastolatka uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła.
- Skończyłam - oznajmiła.
- Wiem, zorientowałem się. - wpisał jej coś do zeszytu, po czym go jej oddał. - Siadaj.
Wciąż zwycięsko się uśmiechając, wróciła do ławki i rozsiadła się wygodnie na krześle, opierając nogi o blat stolika. Tak lubiła siedzieć najbardziej. Rozglądnęła się po klasie. Gdy napotkała czyjeś spojrzenie, ten od razu umykał wzrokiem w bok. Z gardła wyrwał jej się cichy śmiech. Tę godzinę miała już za sobą.
Z klasy wypadła jako pierwsza, ciągnąc za sobą plecak. Humor zdecydowanie jej się poprawił, szła więc przez korytarz z lekkim uśmiechem, co u niej zobaczyć można było niezwykle rzadko.
- Hej. - przerwał jej glos, który już gdzieś dzisiaj słyszała...
A no tak. Chłopak z autobusu.
- Co ty tu robisz? - spytała z niedowierzaniem.
- Uznałem, że ci się przyda. - Odparł i podał jej plastikowy kubek z rurką. - Kawa. Nie wiem, czy słodzisz, więc tu masz cukier. - podał jej małą saszetkę.
- Jejku, dziękuję, nie musiałeś. - Pociągnęła łyk gorącego napoju i przymknęła powieki. - Mmm. Pyszne.
Chłopak roześmiał się.
- Cieszę się, że ci smakuje. Wpadnę po ciebie po szkole, przyniosę ci kurtkę i odprowadzę do domu, okej?
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem.
- Do tego czasu moje ubrania powinny wyschnąć, więc nie musisz się fatygować.
- Taaa. - przewrócił oczami. - Nie bądź taka mądra. Dobra, lecę, bo przez ciebie zerwałem się z chemii. Widzisz, jak się poświęcam?
Dziewczyna zaśmiała się.
- Dzięki za kawę.
- Do usług. - skłonił się szarmancko, po czym musnął wargami jej policzek. - Do zobaczenia po szkole - uśmiechnął się i w następnej sekundzie już biegł do wyjścia.
Nastolatka stała tam jeszcze przez kilkanaście chwil, analizując całe to dziwne zdarzenie, po czym, na powrót przebierając wesoły humor, ruszyła pod salę do biologii. Usiadła na parapecie i w spokoju sączyła swoją kawę. Ciekawe, skąd ten chłopak wiedział jaką lubi najbardziej? Była taka, jaką uwielbiała. Troszkę mleczka, ani za dużo, ani za mało. Idealna.
Westchnęła, słysząc dzwonek. Musiała wstać i stawić czoło kolejnej lekcji. Dopiła napój, wyrzuciła kubeczek do kosza i przywlokła się pod salę, w której jej klasa zdążyła już zniknąć. Usiadła na swoim stałym miejscu i wyjęła słuchawki. Czekała ją dłuuuga godzina.

***
no to zaczynamy c:
czytasz - komentujesz, proste, cnie