Jednocześnie zakładając koszulę i pryskając na swoje włosy lakierem, wyklinała się w duchu za to, że nie dała mu wczoraj swojego numeru albo nie poprosiła o jego. Zbiegła na dół w tempie zupełnie do niej niepodobnym. W ciągu sekundy znalazła się w kuchni, wrzuciła do torby jabłko i pognała do przedpokoju, z zamiarem dostania się na przystanek jak najszybciej. Postanowiła odpuścić sobie wiązanie glanów, co bezpowrotnie zabrałoby jej cenny czas, założyła więc czarne trampki i, zarzucając sobie na ramiona kurtkę od chłopaka, wypadła na zewnątrz, pospiesznie zamykając za sobą drzwi na klucz.
Oczywiście coś musiało pójść nie tak i upuściła brelok prosto w wielką kałużę. Zaklęła siarczyście i chcąc nie chcąc, zabrała się za wyławianie. Po wielu próbach, podczas których niewiele brakowało by sama się nie utopiła, dumna z siebie przekręciła klucz w drzwiach i natychmiast puściła się biegiem w stronę przystanku.
Mijała wszystko w niesamowitym tempie, myślała tylko o tym, by jeszcze jakimś cudem zdążyć na autobus.
Kiedy w końcu dotarła do celu, przystanek był pusty. Wszystko wskazywało na to, że środek lokomocji którego wypatrywała, odjechał.
- Cholera! – wydarła się na cały głos.
Wzięła głęboki wdech i usiadła na ziemi, delikatnie się kołysząc. Odgarnęła włosy do tyłu i policzyła w myślach do dziesięciu.
- …osiem, dziewięć…
Przerwał jej jakiś niesamowicie irytujący, głośny dźwięk. Uchyliła powieki, które na moment przymknęła i od razu odskoczyła do tyłu, widząc przed sobą maskę autobusu. Pisnęła, przerażona. Oczywiście. Usiadła na środku drogi, co dla jakiegoś kierowcy mogło wyglądać jak niezbyt udana próba samobójcza.
Mężczyzna otworzył okno i natychmiast zaczął obrzucać dziewczynę nie do końca przyjemnymi epitetami. Sophie słuchała tego z godnym pochwały spokojem, nie wykazując ani najmniejszego znaku niezadowolenia czy irytacji.
- Skończył pan? – krzyknęła, gdy ten na moment przestał, by zaczerpnąć powietrza. Biedak, aż się zapowietrzył. – Bo jeśli tak, to radziłabym jednak udać się tam, gdzie pana autobus miał jechać i zostawić mnie w spokoju.
Odwróciła się na pięcie i z uniesioną wysoko głową uszła kilka kroków. Słyszała jak kierowca mruczy jeszcze do siebie pod nosem, po czym z piskiem opon odjechał.
- Nieźle, nieźle – usłyszała nagle, po czym do głosu dołączyło również klaskanie. – Kłaniam się nisko.
Obróciła się, jednocześnie w głowie analizując głos.
- Oliver – szepnęła, a jej usta wygięły się w uśmiech.
- Kiedy ty wymyślasz te argumenty, co? Masz je gotowe czy improwizujesz? – roześmiał się chłopak.
Dziewczyna poczuła, że nie może wydusić z siebie żadnego słowa. Zdarzyło jej się to absolutnie pierwszy raz.
- Ee… To znaczy… - jąkała się.
Nastolatek z rozbawieniem przyglądał się dziewczynie próbującej nieudolnie sklecić jakieś normalne zdanie.
- Zazwyczaj improwizuję – wydusiła wreszcie, po czym dumna z siebie szeroko się uśmiechnęła. – Przepraszam za spóźnienie. Zaspałam.
Oliver sięgnął do plecaka, po czym wyjął z niego dwa kubki kawy. Podał jeden dziewczynie i wskazał na ławeczkę.
- Domyśliłem się, skoro nie przyszłaś. Postanowiłem poczekać. Wiesz, nie wyglądasz na taką, co łatwo się poddaje – uśmiechnął się delikatnie.
- I dobrze myślisz – kiwnęła głową Sophie i zanurzyła wargi w gorącym napoju. – Mm. Jezu, przepyszna! Weź mi rób kawę codziennie, co? Będziesz moim osobistym kaworobiaczem?
Przestrzeń wokół nich wypełnił szczelnie głośny śmiech Oliego.
- A proszę cię bardzo. – spojrzał na nią uważnie i dodał: - Masz kurtkę ode mnie, czyli wnioskuję, że się spodobała?
- Nawet bardzo. Dziękuję.
Reszta dnia minęła im dość szybko. Po szkole Oliver odprowadził Sophie do domu, oczywiście wpraszając się jeszcze na moment, co musiało się skończyć albo jakimś dobrym filmem, albo słuchaniem muzyki, albo po prostu rozmową przy kubku gorącego napoju. Od tamtej pory to był ich dzienny rytuał. Spotykali się codziennie, zaczynając dzień ulubioną kawą z mleczkiem. Zaczęli poznawać się coraz bardziej, dowiadywać się o sobie nowych rzeczy.
W któryś z weekendów dziewczynę obudził głośny i niesamowicie denerwujący głos dzwonka. Na początku miała w planach to zignorować i powrócić do snu, ale ktoś stojący przed drzwiami najwyraźniej nie miał zamiaru zrezygnować. Poprzez naciśnięcie dzwonka i ani na moment go nie puszczenie spowodował, że dźwięk rozlegał się po domu bez ani chwili przerwy.
Sophie, wściekła jak nigdy zrzuciła z siebie kołdrę i schodząc po schodach mamrotała do siebie słowa, którymi najpewniej obrzuci tą osóbkę, która zechciała zakłócić jej sobotni spokój. Wpadła do przedpokoju i z impetem otworzyła drzwi, o mało co nie wyrywając ich z zawiasów.
- O! – zdziwiła się, widząc na progu przedstawiciela Poczty Polskiej, który z zakłopotaniem drapał się po głowie, zapewne głowiąc się nad tym jakby tu uciec od tej, bądź co bądź, wariatki.
- Pocztę przywiozłem – mruknął i wręczył jej paczkę.
Zawstydzona do granic możliwości dziewczyna podpisała jakiś kwitek i przepraszając listonosza, zamknęła za nim drzwi.
Oparła się o ścianę i przetarła twarz dłońmi.
- Jesteś idiotką – wymruczała pod nosem i udała się do kuchni z zamiarem zlustrowania poczty.
Paczka zaadresowana do Sophie, nie było jednak nadawcy.
Dziewczyna z pożerającą ją ciekawością za pomocą nożyczek pozbyła się papieru i jej oczom ukazało się spore, bordowe pudełko owiązane wstążką.
- Co jest… - zdziwiła się.
Odwiązała ją i uniosła wieczko. Leżała tam koperta, zaś w niej umieszczony był bilet. Na koncert jej ukochanego zespołu.
Głęboko oddychała, trzymając prostokątny kawałek papieru w rękach, nie wierząc w to, co widzi. Kto mógł zrobić jej taki prezent? I… z jakiej to okazji?
Usłyszała nagle dźwięk swojego telefonu, więc momentalnie oprzytomniała i pobiegła na górę.
- Halo? – wypaliła od razu, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni.
- Przyszedł prezent, prawda? – po drugiej stronie rozległ się ten piękny śmiech, którego mogłaby słuchać godzinami.
Zatrzymała się i otworzyła szeroko oczy.
- To ty?! – krzyknęła, mocno zdziwiona. – Jezu, ale z jakiej okazji? Dziękuję ci z całego serca, jejku…
Oliver ponownie się roześmiał.
- A sprawdzałaś dzisiejszą datę? Który jest?
Dziewczyna doskoczyła do wiszącego na ścianie kalendarza, który samodzielnie ozdobiła ciemnymi markerami.
- Trzeci listopad… trzeci… Moje urodziny! – olśniło ją nagle.
Chłopak serdecznie się roześmiał.
- Brawo! No, ubieraj się czy coś, będę za chwilę.
I rozłączył się, nie pozwalając dziewczynie na wyduszenie z siebie jeszcze jakiegoś słowa.
Przez moment jeszcze stała wpatrzona w kalendarz, a już chwilę później biegała w kółko po pokoju, piszcząc ze szczęścia.
Kiedy Oli stanął przed drzwiami, nastolatka była już w pełni gotowa, ze ślicznie ułożonymi włosami i delikatnymi kreskami na powiekach. Otworzyła mu cała w skowronkach. Od razu rzuciła mu się w ramiona i oznajmiła:
- Nie mam pojęcia jak ci się odwdzięczyć. Za wszystko. Bo nie wiem, czy zauważyłeś, ale non stop robisz mi jakieś prezenciki.
- Nie odwdzięczaj się, robię to z przyjemnością – uśmiechnął się, po czym spojrzał na dziewczynę. – Ślicznie wyglądasz – jęknął.
Zarumieniła się lekko i spuściła nieco głowę.
- Ojej, ktoś tu się zawstydził? – Oliver udał zaskoczonego. – Wybacz.
Równocześnie wybuchli śmiechem.
- Poczekaj, poczekaj – przerwała nagle Sophie. – Coś mi jeszcze nie pasuje. Skąd wiedziałeś, że paczka przyszła? Bo zadzwoniłeś jakieś pięć minut po tym, jak zamknęłam drzwi za listonoszem…
Chłopak pokręcił głową ze śmiechem.
- Mam swoje sposoby – mrugnął do niej. – A tak serio. Poprosiłem kumpla, żeby udawał.
- Listonosza?! Serio? – dziewczyna zrobiła wielkie oczy. – Wiesz co… Ty to masz niecodzienne pomysły, naprawdę.
- Czy to komplement? – chłopak spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem.
- Możliwe… - odparła wymijająco dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko. – Wchodzisz czy gdzieś idziemy?
Oliver zdjął z wieszaka jej kurtkę i pomógł założyć ją na jej ramiona.
- Idziemy. Porywam cię na cały dzień.
nie dość, że taki kiepski i krótki rozdział, to jeszcze czekaliście 2 tygodnie :c więcej się to już nie powtórzy, obiecuję xD
btw. Wesołych świąt wszystkim i spełnienia marzeń w Nowym Roku! <3
~patts
"Paczka zaadresowana do Sophie, nie było jednak adresata." Serio? XD
OdpowiedzUsuńDobry rozdział, co ty gadasz? Tylko faktycznie ciut krótki.
WESOŁYCH ŚWIĄT, DUŻO WENY I TAK DALEJ ;d
AHAHAHA BOŻE XDDD
Usuńjuż poprawiłam, jezu. xDDD
dziękuje x
Krótki, ale za to jaki fajny :D
OdpowiedzUsuńNie ma się co martwić, bo jest naprawdę super, na ten moment nie mam żadnych zastrzeżeń i oby tak dalej Ci ładnie szło :D
Tylko nie ogarniam, czemu "poczty polskiej"? To oni nie są w Anglii albo w Stanach? Może się machnęłaś, ale to trochę dziwne.
No i fryzura Shopie mnie denerwuje. Nienawidzę włosów stawianych na lakier. :X Ale to takie małe uwagi z wnętrza mojej dziwnej psychiki.
WESOŁYCH ŚWIĄT, NIE UPIJ SIĘ W SYLWKA, WENY :D
___
Zaspamuję- mam dla Was niespodziankę u mnie :D A jaką? Kontynuacja mojej ostatniej bennody!!! Zapraszam.
No to ja się nie mogę doczekać tego koncertu bo wyczuwam jakąś akcję. *.* To ja mam nadzieję, że 4 pojawi się szybciej niż 3. XD Czekam.<3
OdpowiedzUsuńO. Ja. Pier. Dziele !!!
OdpowiedzUsuńTo jest zajebiste! :D
Kurde no, dzięki za reklamę, już wiem co czytać :P
Oczywiście przepraszam, że dopiero teraz komentuję, wybacz ;)
Właśnie wzbogaciłaś BMTH o nałogową fankę xD gratulację :3
Także no, weny życzę, wpadnij czasem do mnie, chociaż pewnie jesteście mną zawiedzeni :<
Wesołych Świąt kochana! :*
Oo świetne:* super piszesz,czekam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńweny weny ;)
Mam już trzeci za sobą XD
OdpowiedzUsuńNo i zaś taki zajebiaszczy, no ja nie mogę!
Ja spinam poślada, Oliver taki uroczy i troskliwy, łooooo boszeeee *___*
To ja lecę na następny, bo nie mogę się doczekać, co przygotował Oli ♥