Kiedy zapadł już wieczór i wracali wolno do domu przez oświetlone miasto, dziewczyna westchnęła.
- Najpiękniejszy dzień w życiu. Dawno się tak nie bawiłam – uśmiechnęła się.
Oliver objął ją delikatnie i odpowiedział ciszej:
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że na moje święto też mi coś wymyślisz?
Nastolatka perliście się roześmiała, jednocześnie przyciągając bliżej do siebie ciało Olivera.
- Hm… Pomyślę, okej? Chociaż w sumie nie wiem, co mogłoby pobić wszystkie twoje genialne pomysły – westchnęła.
- Wszystko co będzie od ciebie będzie mi się podobało – obiecał i przystanął.
Obrócił się przodem do dziewczyny i uniósł kącik ust w uśmiechu widząc, jak dziewczyna wstrzymuje oddech. Spojrzała w bok i również lekko się uśmiechnęła.
Chłopak powoli przysunął się bliżej dziewczyny, niemal czuł jej oddech na swoich ustach. Sophie momentalnie zamarła, nie wiedząc jak zareagować. Serce zaczęło bić jej niespokojnie i szybko, co nie uszło uwadze Oliego. Kpiąco się uśmiechnął i przybliżył swoją twarz do jej.
- Tak na ciebie działam, hm?
Sophie niezdolna do niczego jedynie podniosła swoje piękne, duże oczy na chłopaka i zamrugała kilka razy. Nastolatek cicho się zaśmiał i musnął wargami jej policzek.
Złapał ją za dłoń, delikatnie splatając swoje palce z jej i ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą wciąż nieco ogłupiałą dziewczynę.
Po kilkunastu minutach niezręcznej ciszy, podczas której każde z nich zagłębione było w swoich myślach, dotarli pod dom dziewczyny. Na podjeździe stało srebrne auto, należące do matki dziewczyny.
- To twoja mama? - zapytał Oliver, wyjmując swoją dłoń z uścisku.
Nastolatka kiwnęła głową.
- Niestety - westchnęła. - Raczyła przypomnieć sobie o moim istnieniu. - zamilkła na chwilę. - No nic. Dzięki za wspaniały dzień, było świetnie. Najlepsze urodziny.
Wyciągnęła do niego rękę, jak gdyby oczekiwała, że chłopak ją uściśnie. Ten tylko przewrócił oczami i rozłożył ramiona.
- Stać nas na coś lepszego, nieprawdaż?
I przyciągnął do siebie Sophie, zamykając jej drobne ciało w silnym uścisku.
Dziewczyna przymknęła powieki, rozkoszując się chwilą. Szczerze? Nie miała zielonego pojęcia jak się teraz zachować. Czuła dokładnie zapach jego perfum, które, nawiasem mówiąc, były naprawdę zabójcze, czuła ciepło jego ciała mocno ją obejmującego... Nie chciała tego przerywać, było jej tak dobrze...
W końcu usłyszała chrząkniecie i poczuła, jak Oliver powoli zwalnia uścisk. Odskoczyła do tylu, odgarniając włosy z czoła. Wymruczała jakieś "przepraszam" i wpatrzyła się w czubki swoich czarnych trampek.
- Zobaczymy się jutro? - usłyszała.
- Jeśli chcesz... Nie mam nic przeciwko.
- Wezmę to za odpowiedź twierdzącą - mrugnął do niej. - To cześć, księżniczko.
Odwrócił się z zamiarem odejścia. W głowie Sophie kołatała się jedna myśl. Teraz, albo nigdy.
Głęboki wdech...
- Poczekaj - zawołała, przygryzając wargę.
- Hm?
Chłopak wrócił do niej, uśmiechając się jednym kącikiem ust.
- Ja... Bo ten... - zająknęła się.
"Idiotko" zganiła się w myśli. "Tchórz z ciebie.".
Wspięła się na palce, ułożyła dłonie na torsie Olivera i zamknęła oczy, złączając swoje wargi z jego.
Na początku stał tam osłupiały, dopiero po paru sekundach, które dla Sophie były przerażająco długie, oddał pocałunek, kładąc ręce na jej talii. Zbliżył tym samym jej ciało do swojego, pozwalając zapełnić każdy kawałek przestrzeni między nimi.
Nic się wtedy nie liczyło, było tu i teraz.
Dziewczyna wpadła do domu cała w skowronkach, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie kłopocząc się czymś tak prozaicznym jak ściągnięcie butów czy kurtki weszła do salonu i, głośno wzdychając, położyła się na kanapie. Jej umysł zajęty był przez osobę Olivera i to, czym oboje zajęci byli kilka minut temu. Nie wierzyła, że odważyła się na taki czyn, nie podejrzewałaby siebie o coś takiego, a jednak!
Obiecała sobie kiedyś, że nigdy się nie zakocha, przyrzekła to sobie zaraz po tym, jak dwa lata temu rzuciła ją jej miłość życia, jak wtedy myślała. No cóż, nigdy nie wiadomo co przyniesie los...
- Sophie! - do jej uszu dotarł oburzony głos rodzicielki. - Co to za zachowanie?! Wracasz po nocy, brudzisz mi całą podłogę błotem... Wstawaj w tej chwili!
Nastolatka uchyliła jedno oko i machnęła lekceważąco ręką.
- Wyrzuć mnie z domu, jeśli chcesz. Ojejku, straszna tragedia, błoto. Naprawdę, weź czasami chociaż spróbuj się normalnie zachowywać. - Włożyła w to zdanie tyle jadu, na ile było ją stać.
Wstała, minęła matkę i ruszyła schodami na górę, głośno tupiąc, by jeszcze bardziej ją rozjuszyć. Uśmiechnęła się szeroko do kobiety, pokazując, że nic jej nie obchodzi, po czym zniknęła w łazience, zamykając się od środka.
Spojrzała na swoje odbicie i jęknęła. Cud, że Oliver się jej nie wystraszył i nie odbiegł z krzykiem. Umyła ręce, twarz i napuściła wody do wanny, szykując się na dłuugą kąpiel, pełną piany i jej ulubionego żelu do mycia.
Związała włosy w kucyk, zdjęła z siebie ubrania i weszła do gorącej wody, przymykając oczy z rozkoszy. Oparła głowę o krawędź wanny, rozkoszując się ciepłem rozchodzącym się po całym jej ciele. Gdyby nie matka, dzisiejszy dzień spokojnie mogłaby zaliczyć do najlepszych, do spełnienia marzeń.
Oliver wrócił do domu, z radością rejestrując brak innych domowników, i włączył muzykę na cały regulator, zaczynając tańczyć po całym domu jak niezbyt zdrowa na umyśle osoba. Wywrzaskiwał tekst piosenki, w tym samym czasie nalewając sobie coca-coli do szklanki i zaniósł ją do siebie do pokoju. Zapalił światło i, wciąż śpiewając, położył się na łóżku, układając głowę na swoich dłoniach. W końcu zamilkł, ku uciesze sąsiadów, którzy mieli tą przyjemność słyszeć jego koncert, i wpatrzył się w sufit, jakby to była najciekawsza rzecz na świecie.
- Sophie - mruknął. - Sooophieee.
Jakiegoś postronnego słuchacza to, co teraz robił, mogłoby nieco zdziwić, szeptał bowiem do siebie non stop imię dziewczyny, za każdym razem akcentując je inaczej, ale dla niego było to w pełni normalne. On sam po dzisiejszym wieczorze czuł się nie do końca zdrową psychicznie osobą, aczkolwiek nie przeszkadzało mu to, a nawet schlebiało.
W planach miał spędzenie całej nocy na mruczeniu do siebie i wpatrywaniu się w to samo miejsce bezustannie, lecz już po kilku minutach usnął.
Kolejny dzień, to jest niedziela, okazała się być pochmurna, deszczowa i smutna. Jednakże ta dwójka zdawała się być obojętna na wszystkie przeciwności losu i wesoło rozpoczęła dzień.
Sophie ubrała się na kolorowo, czyli całkowicie przeciwnie do jej codziennego stylu, i nucąc pod nosem zjechała na dół na poręczy, co robiła tylko wtedy, gdy miała naprawdę wyśmienity humor. Kochanej mamusi na szczęście już nie było w domu, kto ją tam wiedział gdzie pojechała, więc nastolatka przygotowała sobie śniadanie i włączyła telewizję, by choć trochę zorientować się co ciekawego dzieje się na świecie. Oczywiście żadna wiadomość jej nie zaszokowała i nie była dla niej nowością, postanowiła więc (o dziwo) posprzątać kuchnię. Krzątając się po pomieszczeniu z miotłą i wilgotną ściereczką nuciła jakąś wymyśloną przez siebie piosenkę z nie do końca ambitnym tekstem.
Była właśnie przy powtarzaniu refrenu, gdy drzwi wejściowe trzasnęły i ukazała się w nich mama Sophie obładowana reklamówkami po brzegi wypełnionymi jedzeniem. Na widok sprzątającej córki mocno zaszokowana stanęła w miejscu.
- Dziecko, dobrze się czujesz?! – podbiegła do niej i położyła dłoń na czole, sprawdzając temperaturę. – Co się dzieje, że sprzątasz?
Sophie westchnęła. Cały dobry humor uleciał z niej w jednym momencie.
- A czy od razu muszę być chora? – uśmiechnęła się nieszczerze i odwróciła. – A nawiasem mówiąc, co TOBIE się dzieje, że nagle wróciłaś? Przypomniałaś sobie, że żyję?
Kobieta lekko się zakłopotała.
- Kochanie… Chciałam spędzić z tobą czas, tak dawno się nie widziałyśmy…
Nastolatka poczuła cisnące się do oczu łzy. Nie dam jej tej satysfakcji i się nie rozryczę, pomyślała, zaciskając pięści.
- Super! Świetnie. Rozumiem. – warknęła i ominęła matkę, rzucając na podłogę ścierkę. – To może następnym razem uprzedzaj, ok? Na dzisiaj mam już plany i nie sądzę, żebym ci je zdradziła.
Pobiegła na górę czując, że nie utrzyma dłużej łez i w końcu pozwoliła im popłynąć. A to miał być taki piękny dzień… Ta kobieta cokolwiek by nie zrobiła, wszystko psuła.
Zamknęła za sobą drzwi, nie powstrzymując się od trzaśnięcia nimi i upadła na łóżko, głośno szlochając. Nienawidziła jej, szczerze jej nienawidziła! Słone krople zdobiły jej policzki i kończyły swoją wędrówkę w wełnianym kocu, którym aktualnie przykryła się dziewczyna. Szybko oddychała, próbując powstrzymać się od kolejnego wybuchu. Wtedy zadzwonił telefon. Rozpłakała się jeszcze bardziej, widząc kto dzwoni.
- Halo? – zaszlochała do słuchawki.
Sekunda wahania…
- Zaraz będę – oznajmił Oliver i natychmiast się rozłączył.
Sophie usiadła na łóżku, przecierając twarz dłońmi. Wstała i drżącymi palcami otworzyła swoją kosmetyczkę, sprytnie ukrytą na dnie szafy, i wysypała na podłogę jej zawartość. Kilka żyletek, paczka papierosów, bandaże. Zamrugała kilka razy by pozbyć się nowej dawki łez w jej oczach i chwyciła jeden z ostrych przedmiotów.
Usiadła na łóżku i podwinęła rękaw bluzy. Tak dawno tego nie robiła… Obiecywała sobie i psychologowi, do którego wysłała ją matka widząc jej pokaleczone uda, że przestanie, że uda jej się wyjść z tego nałogu. Bo owszem, była uzależniona. Byle głupota potrafiła doprowadzić ją do takiego stanu, że była gotowa podciąć sobie żyły. Jedynka w szkole, kłótnia z koleżanką, cokolwiek…
Zamknęła oczy i momentalnie poczuła gorące łzy na policzkach. Nie chciała ich ocierać, pozwoliła im swobodnie płynąć. Przystawiła ostrze do nadgarstka i nie zdążyła nawet mocniej wcisnąć go w skórę, gdy usłyszała jak drzwi się otwierają i ułamek sekundy później żyletka została wyrwana z jej ręki.
- Czyś ty do reszty oszalała?! – krzyknął Oliver, który, widząc dziewczynę w takim stanie mocno się przeraził. – Nie wolno ci, rozumiesz?! NIE WOLNO!
Sophie rozpłakała się jak małe dziecko, zsuwając rękawy i zaciągając je, całkowicie zakrywając dłonie.
- Skarbie… - uspokoił się nieco chłopak i chwycił jej podbródek, unosząc jej głowę wyżej. Pocałował jej policzek, by pozbyć się łez i spojrzał na jej załzawione oblicze. – Nie rób tego. To ci w niczym nie pomoże. Bo nic sobie nie zrobiłaś, prawda? – jego ton natychmiast zrobił się surowszy.
Delikatnie podniósł jej ramię i odwinął rękawy. Poczuł niesamowitą ulgę, nie zauważając żadnych blizn.
- Przepraszam – załkała, wtulając się w chłopaka.
- Cii – kołysał ją w swoich ramionach. – Obiecuję ci, już będzie dobrze. Obiecuję, kochanie, będę przy tobie cały czas i nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Nigdy.
mam sporo pomysłów na kolejne, więc dodam jak najszybciej :D komentujcie komentujcie, proszę, motywacja c;
No i się popłakałam. :c Jej, no nie mogę. Jakoś tak się utożsamiłam z Sophie. Też mam problem z samookaleczaniem i dlatego ten rozdział wywołał we mnie tyle emocji. Jest genialny. A tak w ogóle to Sykes oświadczył się Hannah. <3 No, ale mniejsza, pisz, pisz, pisz i nie przestawaj. ;]
OdpowiedzUsuńMatko bosko, ale święta działają na ludzi. To już chyba trzeci rozdział, jaki dzisiaj czytam ;o W dodatku bardzo dobry rozdział. Słitaśny, chciałoby się rzec.
OdpowiedzUsuńJak masz dużo pomysłów, to życzę dużo wolnego czasu, żebyś mogła je wszystkie spisać ;D Tylko błagam, wyłącz obrazkową weryfikację, bo wkurza.
Jezu, to jest świetne <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę, świetnie piszesz <3
Weny <3
weny nie brakuję widzę :) rozdział świetny chodź trochu smutny :(
OdpowiedzUsuńno nic czekam na kolejne i oczywiście pozdrawiam :3
no i przyłączam się do prośby,żebyś tą weryfikację wyłączyła :D
Ej to ona w tym fan fiction chodzi ze tym olim z bmth czy jak. Sorry ale trochę tego nie ogarniam. O.O
OdpowiedzUsuńBoże, no Sykes jest tak słoooooodki, że no kurwa nie wytrzymam *___* to było wspaniałe, wyprałaś mi mózg i cjhddjdhshsjsosk
OdpowiedzUsuńDobra, na ten moment nic sensownego nie wymyślę, więc tylko życzę Ci weny i pozdrawiam.
Czekam na więcej :-)
Oliver jest cudny :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę, rozdział wspaniały, bardzo się cieszę, że powstrzymał Sophie w ostatniej chwili... tylko co na to jej matka? To mi trochę nie pasuje.
Mam nadzieję, że się wkrótce wyjaśni :D
Pozdrawiam, dużo weny!
S.
PS. A mi weryfikacja nie przeszkadza w niczym ;)
Ho ho się porobiło ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię romantyków, mam nadzieję, że nie zrobisz z tego historii o miłości. :P
Ale czytać będę, podoba mi się :D
Ach, ja i ta moja szczerość...
Blog jest naprawdę super! Rozdział bardzo smutny, ale cudowny!:) Będę tu zaglądać :D
OdpowiedzUsuńJak byś chciała, to tu masz link do mojego drugiego bloga :)
http://justride1949.blogspot.com
Dziś dodałam zakończenie mojej skromnej Bennody. Zapraszam serdecznie ;-)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny. Czuję się dziwnie bo po części utożsamiam się z Sophie, też mam tak na imię i także mam problem z okaleczaniem. Ale miałam nie pisać o mnie, a o rozdziale więc tak: mi osobiście bardzo się podoba, trzymaj tak dalej i chyba tyle xD
OdpowiedzUsuńPS. Komentuję dopiero teraz bo blog znalazłam niedawno, a jakbym napisała to samo pod najnowszym rozdziałem to nie wiem czy byłby tam jakikolwiek sens XD
;ccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccc
OdpowiedzUsuńChce mi się płakusiać ;______;
Najpierw takie szczęście, że Sophie i Oli się pocałowali i ogólnie, a teraz Sophie chce sie ciąć! ;<<<
Szmuteg :(
Prawie się rozpłakałam jak to czytałam. Dobrze, że ona ma Olivera i że dzięki niemu tego nie zrobiła. Niektórzy nie mają tyle szczęścia.
A jej matki nienawidzę! Okropna jest, nooo!
To ja już może lecę na następny rozdział :/
Fajny ten blog masz, niestety nie mam teraz zbytnio czasu przeczytać ale przeleciałam wzrokiem po komentarzach i widzę ,że ciekawie ale smutno :((
OdpowiedzUsuńZaobserwuje sobie i przeczytam w wolnym czasie :)