czwartek, 30 stycznia 2014

9

Dawno tak długo nie płakała.
Teraz po prostu leżała na łóżku, przykryta w całości kocem i czuła tylko, jak wściekłość rozsadza jej głowę. Gorące łzy znaczyły jej policzki i znikały w poduszce, a ich ilość bynajmniej nie malała. Z sekundy na sekundę ich przybywało, a sama Sophie umierała już praktycznie na ból głowy. Nie mogła powstrzymać szlochu, po prostu nie mogła.
Przed oczami miała tylko tę jędzę siedzącą Oliverowi na kolanach, i przede wszystkim był to powód, przez który teraz znów zalała się łzami. Brakowało jej go, cholernie. Marzyła teraz, by otworzył drzwi, porządnie ją ochrzanił za to, bądź co bądź, dziecinne zachowanie, a potem pokołysał w swoich ramionach zapewniając, że Jessica już więcej nie wkroczy w ich życie, które tak pięknie się zapowiadało.
Ale nie.
Bo zniknął. Nie poszedł za nią, chociaż dziewczyna gdzieś tam w środku miała na to cichą nadzieję. Musiała się przyznać przed samą sobą, że gdy stanęła przed drzwiami do domu, przez dłuższą chwilę nawet stała bez ruchu i wypatrywała go.
Nie pojawił się.
Może stał gdzieś tam, w ukryciu, za drzewami, ale go nie dostrzegła. W końcu postanowiła to zignorować, używając do tego całej swojej silnej woli i wkroczyła do domu, a tam wylądowała tu, gdzie teraz leżała, a mianowicie na łóżku, gdzie wypłakiwała wszystkie smutki. No cóż. Chyba będzie musiała pogodzić się z rozczarowaniem i postarać się zapomnieć i o Oliverze, i o Jessice.
Podniosła się i podeszła do lustra. Na swój widok skrzywiła się. Czerwone, opuchnięte oczy, czarne ślady po tuszu na policzkach i przetłuszczone włosy, lekko odstające z jednej strony. Jęknęła. Jedyne, czego teraz potrzebowała, to gorąca kąpiel i dużo, dużo piany. Plan idealny.

Oliver dotarł w końcu na najwyższe piętro budynku, w którym znajdowało się jego mieszkanie i zawahał się przed naciśnięciem klamki. Jak wytłumaczy mamie swoje załzawione oczy i fakt, że u jego boku nie stała teraz Sophie? Nie miał pojęcia. Nastawił się na to, że przemknie do swojego pokoju niezauważony i tak wszystko rozwiąże.
Gdy tylko przekroczył próg mieszkania, zrozumiał, jak wielki błąd popełnił. Całkiem wyleciało mu z głowy, że to dzisiaj jego brat miał imieniny i, jak ich rodzina miała w zwyczaju, wystawiono mu przyjęcie. Przy stole w salonie siedzieli rodzice chłopaka, kilka koleżanek mamy oraz ciocia. Nikt nie ukrywał swojego zdumienia wyglądem chłopaka, który tylko wydukał coś w ich stronę i ni to pobiegł, ni to się powlekł do swojego pokoju, gotów spędzić tam resztę dnia, tygodnia, a może i nawet życia.
Usiadł na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Nienawidził Jessiki, szczerze jej nienawidził. Ale... jedyną osobą, którą darzył nienawiścią mocniej, był on sam. Brzydził się samego siebie, tego, że pozwolił Sophie tak cierpieć.
Ktoś zapukał do drzwi. Nie odezwał się ani słowem, oparł tylko głowę na splecionych dłoniach, które ustawił na swoich kolanach.
Pukanie powtórzyło się. Jęknął.
- Czego? - mruknął.
- Mogę wejść? - usłyszał przytłumiony głos rodzicielki.
Wziął głęboki wdech, przetarł twarz dłonią i kiwnął głową.
- Możesz.
Kobieta znalazła się w środku, po czym starannie zamknęła za sobą drzwi. Przysiadła na skraju łóżka i spojrzała z troską na syna.
- Co się dzieje? Gdzie Sophie? - spytała spokojnie.
- No właśnie o to chodzi - wyszeptał. - Znienawidziła mnie, i wiesz? Wcale jej się nie dziwię. Nie zasługiwała na coś takiego, jak ja. Zraniłem ją, tak cholernie i nigdy mi nie wybaczy.
Podniósł wzrok i spojrzał na mamę zaszklonymi oczami. Kobieta poprawiła się na miejscu i dotknęła jego policzka.
- Co się stało? - ponowiła pytanie. - Jaki był powód jej nienawiści?
Oliver wpatrzył się w jakiś punkt na ścianie i przez dłuższy czas nie odpowiadał. W końcu otworzył usta.
- Skrzywdziłem ją tak bardzo - zaczął łamliwym głosem - że wolałbym umrzeć, aniżeli spojrzeć jej w oczy.

Dziewczyna, po gorącej kąpieli siedziała w salonie w dużym, bordowym swetrze z kubkiem parującej gorącej czekolady na kolanach. Skuliła się w rogu kanapy, starając się wyprzeć z umysłu jakiekolwiek myśli. Udało się jej już kontrolować płacz, z czego była bardzo dumna, teraz wystarczyło tylko zapomnieć.
Hm. Tylko?
AŻ zapomnieć.
Skupiła się na swoim brązowym napoju. Starała się wpatrzyć jedynie w to, w swoich myślach widzieć tylko tę czekoladę.
Nagle oczy zaszły jej łzami, tak znikąd. Wstała, chcąc wziąć chusteczki, jednak szloch tak nią wstrząsnął, że upadła, rozbijając kubek na drobne części, jednocześnie wylewając gorącą ciecz.
Leżała teraz na podłodze, kompletnie nie kontrolując swojego zachowania i płakała jak małe dziecko. Dlaczego to tak strasznie bolało?! Chciała już nie czuć tego bólu, zasnąć i obudzić się kilka tygodni, miesięcy wcześniej. Zaczęłaby wszystko inaczej, a może nawet... Niczego by nie zaczynała. Byłaby zawsze sama, zostałaby w końcu starą panną, mieszkałaby ze swoim czarnym kotem gdzieś, gdziekolwiek, i byłoby jej dobrze.
Taa. Oszukiwała samą siebie.
Oliver zmienił jej życie o sto osiemdziesiąt stopni, poprawiając je całkowicie. Nie było już śladu po jej starym nawyku spędzania dni przed telewizorem. Praktycznie codziennie wychodziła gdzieś z chłopakiem, była z nim, czuła jego bliskość.
A teraz jedyne co czuła, to wrzątek rozlany na jej nogach, na który zresztą nie zwracała szczególnej uwagi, i ból. Tak silny, że rozrywał ją od środka, pozbawiając powietrza w płucach i umiejętności wzięcia oddechu.
Miała szczerze dość, ale nie chciała dać nikomu tej satysfakcji i ze sobą kończyć. Chociaż pewnie w tej sytuacji Jessica byłaby wniebowzięta...
Nie, stop!
Nie myśl o niej.
No już, wstań i się ogarnij. Jak ty wyglądasz?!
Sophie podniosła się na drżących nogach. Posprzątać postanowiła później, teraz musiała się przebrać. Gorąc na jej skórze dopiero teraz dał o sobie znać. Syknęła i czym prędzej przebrała spodnie. Wracała już do salonu, by zająć się rozbitym szkłem i napojem, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Żeby to nie był on - wyszeptała i weszła do przedpokoju.
Przed otworzeniem drzwi wzięła jeszcze głęboki wdech i przekręciła klucz.
- Sophie? Kochanie... - usłyszała i po momencie poczuła na sobie czyjeś ramiona.
- Mama? - wyszeptała zdziwiona, ale teraz nie chciała się nad tym zastanawiać i poddała się uściskowi.
Brakowało jej tego. Bardzo. Więc teraz chciała się tym nacieszyć, póki mogła.
Usiadły przy stole w kuchni. Kobieta tuliła do siebie córkę, która zwinęła się w jej objęciach jak gdyby miała pięć lat i właśnie rozbiła sobie kolano, i cierpliwie czekała, aż przestanie szlochać.
Ani słowem nie skomentowała bałaganu na środku salonu, nic nie powiedziała. Było to do niej tak niepodobne, że sama Sophie na początku miała wątpliwości, czy ktoś podmienił jej matkę.
W końcu usiadła. Kobieta podała jej chusteczkę, a nastolatka przesiadła się na miejsce naprzeciw niej i otarła policzki. Spojrzała na mamę, która spróbowała się nieudolnie uśmiechnąć.
Dziewczyna prychnęła, widząc grymas, który zamiast tego pojawił się na jej twarzy.
- No tak. Twoje mięśnie twarzy nie są przyzwyczajone do uśmiechu, może dlatego, że nigdy ich w tym celu nie używasz?
Mama spuściła wzrok, ale prawie natychmiast z powrotem skierowała go na dziewczynę.
- Wszystko sobie przemyślałam - zaczęła. - Przepraszam. Za to, że mnie przy tobie nie było. Że ignorowałam wszelkie twoje problemy, zasłaniając się pracą albo po prostu moim wybujałym ego. Wiem, że nie będziesz chciała mi tego wybaczyć, sama nie dałabym rady czegoś takiego zapomnieć... Kochanie, widziałam się z tatą - dodała, wzdychając.
Sophie wyprostowała się na swoim krześle i zrobiła wielkie oczy. Uniosła brwi i wpatrzyła się w mamę, dając jej do zrozumienia, by powiedziała coś więcej.
- Sam chciał się spotkać. Pytał, jak sobie sama z tobą radzę. Ha, dobre pytanie. - zamilkła na chwilę, zawieszając wzrok w czymś za oknem. Po momencie już kontynuowała: - Spójrzmy prawdzie w oczy, nie radzę sobie. Nie wiem o tobie nic, jak ci idzie w szkole, z kim się spotykasz, jakiej muzyki słuchasz... Nic. - westchnęła.
Sophie z niedowierzaniem patrzyła na mamę. Nigdy się jej tak dokładnie nie przyjrzała i zauważyła u niej pierwsze oznaki starości i zmęczenia. Drobne zmarszczki wokół oczu i ust, ciemne odrosty świadczące o braku czasu na ich zredukowanie, no i oczy. Bardzo smutne, duże, błękitne oczy.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Nie spodziewała się tego, a gdzie tam! Nawet w najskrytszych snach nie myślała o tym, że jej mama mogłaby się wreszcie zmienić. I to tak diametralnie... Coś mówiło jej, że to tylko jakaś przykrywka, że ta zmiana nie jest trwała, że zaraz prawda wyjdzie na jaw, ale odpychała od siebie tą myśl jak najdalej. Spojrzała na kobietę raz jeszcze i delikatnie się uśmiechnęła.
- Mamo, nie wierzę w to, co się teraz dzieje. Nigdy taka nie byłaś, czemu tak nagle... - urwała, dając jej możliwość do dopowiedzenia sobie w myśli reszty zdania.
Kobieta spojrzała na nią załzawionymi oczami i wyciągnęła dłoń ponad stołem, by chwycić palce córki. Trwały w takim uścisku jeszcze dobrą chwilę, dopóki Sophie nie odchrząknęła i nie odwróciła wzroku. Jej rodzicielka nieśmiało się uśmiechnęła i wstała.
- Chodź, posprzątamy to. - wskazała na podłogę w salonie, po czym zdała sobie z czegoś sprawę i dodała: - Tak w ogóle to co się stało? Otworzyłaś mi taka zapłakana...
Nastolatka również się podniosła i sięgnęła po miotłę.
- To dość, hm, długa historia...
- Nigdzie się nie wybieram. - oznajmiła natychmiast jej mama. - Muszę chyba to wiedzieć, jako matka, prawda? Martwię się.
- Szkoda, że dopiero teraz coś zauważyłaś - mruknęła cicho dziewczyna, po czym dodała głośniej: - Moją dotychczasową sytuację opisze tylko jedno zdanie. Miłość jest przereklamowana.

Oliver włóczył się po mieście już trzecią godzinę. Była dziesiąta w nocy, ulice były prawie że puste, ale on dalej uparcie pokonywał tę samą trasę nieprzerwanie przez cały czas.
Każda osoba, którą mijał, wydawała mu się znajoma, posiadała coś podobnego do Sophie. Przez to cierpiał jeszcze bardziej.
Chociaż, musiał przyznać, rozmowa z mamą wiele mu rozjaśniła i dała do myślenia. Miłość nie opiera się jedynie na słodyczy, chodzeniu za rączkę i wspólnym spędzaniu czasu. Owszem, jest to ważne, ale zawsze trzeba brać pod uwagę jakiś zgrzyt, który znikąd może pojawić się w życiu.
- Z prawie każdej kłótni da się wybrnąć – Oliver uciekł w swoje wspomnienia, przypominając sobie przemowę mamy. – Najistotniejsze wtedy jest to, jakie kroki się podejmie w celu naprawienia tego błędu. Nie możesz reagować zbyt pochopnie, ona też musi mieć czas – cierpliwie mu tłumaczyła.
Chłopak leciutko się uśmiechnął. Oczywiście, że musi mieć czas. No, a on? Nikt nie zwraca uwagi na jego uczucia? Złamane serce?
Jessica. Tak, jasne. Musiała się wedrzeć do jego umysłu powodując, że przed jego oczami zaczęły się przewijać obrazy, prawie że jak w kinie.
Ich pierwsze spotkanie. Pierwsza randka, pocałunek, spacery, imprezy, prezenty. Było im cudownie, to fakt, dopóki Jessica nie rzuciła go, bez pamięci zakochując się w Mattcie, co dopiero przybyłym do miasta. Zepsuło się wtedy wszystko, co podtrzymywało Sykesa przy życiu. Teraz też tak się stało, a stała za tym dokładnie ta sama osoba.
Usiadł na ławce, nie mogąc wytrzymać już natłoku myśli. Oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Przetarł ją i ponownie zagłębił się we wspomnieniach. Kiedyś musiał się z nimi zmierzyć.

- Oliiiver! – rozległ się pisk Jessiki po całym mieszkaniu.
Oli, który co dopiero się obudził, szeroko się uśmiechnął, słysząc głos ukochanej. Prawie że sekundę później wyskoczył z łóżka, i pobiegł za źródłem dźwięku.
Nastolatka pochylała się nad stołem, mozolnie coś tnąc, gdyż wokół niej latały przeróżne skrawki papieru. Zaciekawiony chłopak zbliżył się do dziewczyny i objął ją w pasie.
- Co tam szykujesz? – musnął ustami jej policzek.
- Prezent – zachichotała dziewczyna i podskoczyła, radośnie piszcząc.
Schowała pudełko za plecami i uśmiechnęła się do chłopaka. Uniosła prawą brew i oznajmiła:
- Poproś ładnie, a dostaniesz.
Sykes przewrócił oczami, po czym parsknął śmiechem.
- No zgoda. Hm… Proszę? – zrobił słodkie oczka.
Jessica zrobiła minę mówiącą, że za mało się stara. Wzdychając, chłopak ponowił próbę:
- Bardzo ładnie proszę. Prooooszęęęęę – dodał, uroczo przeciągając samogłoski.
Dziewczyna odwróciła się do niego bokiem, co natychmiast wykorzystał, całując ją w policzek.
- Proszę? – wyszeptał.
Dziewczyna podniosła wzrok i zarumieniła się, widząc jego ciemne tęczówki wpatrzone w nią. Udała, że się zastanawia, po czym z perlistym chichotem wręczyła mu prezent.
- Wszystkiego najlepszego, Oliver – szepnęła i połączyła ich usta w pocałunku.

Otworzył szeroko oczy.
Nie wiedzieć czemu przeniósł się akurat do tego wspomnienia. Szczerze mówiąc… Tamten dzień zaliczał do jednych z najszczęśliwszych. To, jak Jessica zmieniła się od tego czasu, było nieprawdopodobne. Nie było u niej śladu po tej słodyczy, miłości… Była teraz jakąś lalką, jak gdyby ktoś z góry nią dyrygował, narzucając, co ma robić.
Przymknął powieki, czując zbierające się łzy. Wykrzywił usta w uśmiechu.
- Jesteś ciotą, Sykes – wyszeptał sam do siebie i na powrót uciekł w czeluści swojego umysłu.

***
no i jest 9 :)
bardzo dziękuję Sandrze za dopytywanie się o nowy, miałam dzięki temu motywację do pisania :D
co do fragmentu: cóż. niezbyt jestem zadowolona, wyszedł taki troszkę nijaki i krótki, ale takie też są potrzebne, czyż nie?
miłego czytania, misie.
komentujcie, ok? c:



wtorek, 21 stycznia 2014

8

Osiem sklepów zostało całkowicie przekopane przez Sophie, zanim znalazła coś, w czym czuła się idealnie i coś, w czym również idealnie wyglądała, według Olivera.
Pojechali ruchomymi schodami na samą górę galerii w stronę fast-foodowych restauracji i widząc puste miejsca, z ulgą opadli na krzesła.
- Jeju – odsapnął Oli. – Hm. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli powiem, że nienawidzę…
- …zakupów? – dokończyła z chichotem Sophie. – No wybacz. – zrobiła skruszoną minę. – Ale przynajmniej mam coś, co mi się bardzo podoba i z czego jestem zadowolona.
- Skoro jesteś szczęśliwa, to ja też jestem – uniósł kąciki ust w uśmiechu. – Zamawiamy coś? – wskazał na menu leżące na ich stoliku.
Dziewczyna pobieżnie je przejrzała, marszcząc brwi.
- Wezmę tylko wodę – zdecydowała w końcu. – Nie przepadam za tym śmieciowym jedzeniem.
Westchnął.
- Jak chcesz. – i wstał, by złożyć zamówienie przy kasie.
Sophie odprowadziła go wzrokiem, a gdy zauważyła, że zajął się rozmową z kasjerką, rozsiadła się na krześle wygodniej i zagłębiła w swoich myślach. Po jej umyśle krążyły wspomnienia z wczorajszej imprezy u Matta i z dzisiejszego poranka w domu Sykesa. Ile by dała, by jej rodzina wyglądała tak jak jego…
Nigdy nie dane było jej doświadczyć takiej miłości, jakim mama chłopaka darzyła jego samego. Wiecznie przepracowana rodzicielka Sophie nie była nawet w jednym procencie podobna do tamtej kobiety, a szczerze mówiąc, nie była do niej podobna w żadnym stopniu. Każdą rzecz robiła źle, mimo iż na pewno się starała, tych usilnych prób nie było niestety widać.
Dziewczyna westchnęła. Taak. Jej życie, zanim poznała Oliego, było, szczerze powiedziawszy, jedną wielką porażką.
- Sophieeee! – usłyszała nad swoją głowa dziewczęcy pisk i zdumiona podniosła wzrok. Przy jej stoliku stała Jessica, machając do niej jak szalona.
- Hej! – przysunęła się bliżej i cmoknęła nastolatkę w policzek, która ani na chwilę nie przestała ukrywać swojego zdziwienia.
- Hhej – wyjąkała. – Siądziesz? – uśmiechnęła się sztucznie.
Ruda energicznie pokiwała głową, po czym zajęła miejsce i wpatrzyła się w jakiś punkt za plecami Sophie. Uśmiech po paru sekundach spełzł z jej twarzy i usta wygięły się w podkówkę. Sophie uniosła lewą brew i odwróciła się do tyłu, widząc zmierzającego w ich stronę Olivera z tacą zapełnioną ich zamówieniem.
Gdy chłopak stanął już przy krześle dziewczyny, rzucił jej niemało zszokowane spojrzenie oznajmując tym samym, że też nie ma pojęcia co Jess tu robi.
- Co cię do nas sprowadza? Albo inaczej; przyszłaś tu i przypadkiem nas spotkałaś, czy wiedziałaś że tu będziemy?
- Całkowity przypadek – pospieszyła z wyjaśnieniami dziewczyna. – Ale skoro już jestem, to chyba mogę wam się wyżalić? Matt mnie rzucił – spuściła wzrok robiąc smutną minę.
Oli spojrzał na nią z uwagą i odpowiedział:
- On ciebie? Słyszałem od niego coś innego…
- Eh, wiesz jaki on jest – teatralnie przewróciła oczami. – No, ale grunt, że możemy sobie pogadać od serca, nie? – poprawiła włosy i dodała: - Oliverku, zamówiłbyś mi coś?
Sophie skrzywiła się, słysząc to idiotyczne zdrobnienie. Parsknęła krótko, po czym zaczęła kaszleć by zatuszować niestosowny wybuch śmiechu.
Oliver rzucił jej rozbawione spojrzenie, po czym na powrót zwrócił się do Jessiki:
- Wiesz co, nie chcę być niegrzeczny, ale, no cóż, czemu ja mam ci coś zamawiać? Wyjdę na gbura, ale może…
- Rozumiem – pisnęła Jess i wstała, wyraźnie urażona. – Miło było z wami pogadać. – pociągnęła nosem i odwróciła się do nich tyłem, gotowa by odejść.
Sophie westchnęła głęboko. Ta idiotka zachowywała się jak jakaś rozkapryszona księżniczka, myśląc, że…
- Czekaj – usłyszała nagle głos chłopaka i mocno się zdumiała. – Usiądź. – westchnął. – Co chcesz? Tylko nie mam zbyt dużo kasy – dodał pospiesznie.
Uradowana Jessica z powrotem usiadła i zaczęła przeglądać menu. Wskazała palcem na potrawę, której sobie zażyczyła, a Oliver tylko skinął głową i ruszając w stronę kasy chwycił za rękę Sophie dając jej znak, żeby poszła z nim.
- Co to miało być? – syknęła, kiedy byli już w bezpiecznej odległości.
- Ej, nie wściekaj się – Oliver spojrzał na nią łagodnie i dotknął dłonią jej policzka. – Zrozum, znam ją długo i wiem, że po takim czymś zemściła by się i na mnie i na Bogu ducha winnym Mattcie, więc… A poza tym, nie wydaję na nią jakiejś fortuny – uśmiechnął się lekko.
Nastolatka wzięła głęboki wdech i mocniej ścisnęła dłoń chłopaka.
- Okej, niech ci będzie. Zamawiaj jej szybko to jedzenie i spadamy – mruknęła i oparła się o ścianę czekając, aż Sykes wykona zamówienie.
Kiedy wreszcie odwrócił się od kasjerki, podszedł do dziewczyny i pocałował ją prosto w usta i na krótką chwilę wplótł dłoń w jej włosy. Gdy oderwał się od jej ciała wyszczerzył zęby w uśmiechu i wyciągnął do niej rękę. Dziewczyna zachichotała splatając swoje palce z jego i ruszyła w stronę ich stolika, przy którym, niestety, czekała Jessica. Sophie policzyła w myślach do dziesięciu, po czym przybrała nieco fałszywy uśmiech i usiadła.
- Smacznego – mruknął Oliver, podając jej talerzyk z zamówioną przez nią sałatką..
- Dziękuję! – pisnęła Jessica i podniosła się, muskając wargami policzek chłopaka.
Sophie ścisnęła mocno pięści, chcąc opanować impuls rzucenia się na dziewczynę. Sykes coś odburknął i usiadł obok Sophie, kładąc dłoń na jej zaciśniętych palcach. W milczeniu obserwowali zajętą jedzeniem dziewczynę, podczas gdy umysły obojga wypełnione były najczarniejszymi myślami. Jessica zdawała się nie zauważać ich podłego nastroju i trajkotała jak najęta o tym, jak to załamała się po zerwaniu z Mattem.
- Pamiętasz, Oli, my to jak byliśmy razem, to nie kłóciliśmy się praktycznie w ogóle… - wypaliła nagle i jej wzrok natychmiastowo stał się rozmarzony.
Sophie gwałtownie się wyprostowała i spojrzała z wściekłością na tą rudą idiotkę, która miała czelność opowiadać takie brednie… Uciekła wzrokiem na bok, na twarz Oliego, który nagle zrobił się czerwony i zsunął się na krześle, chcąc pozostać jak najmniej widoczny. Nic nie rozumiejąc zdezorientowana Sophie przesuwała wzrok to na dziewczynę, to na chłopaka, nie bardzo wiedząc czy to, co powiedziała Jess było prawdą.
- Oliver? – spojrzała na niego pytająco.
Chłopak ani słowem nie odpowiedział, jedynie zsunął się jeszcze bardziej.
- To ja przepraszam na chwilę – wydusiła Sophie i zerwała się z krzesła, kierując się biegiem w stronę toalet.
Oparła się o umywalkę, ciężko oddychając. Byli razem?... Więc dlaczego chłopak to przed nią zataił? Myślała, że sobie ufają… Nie mają przed sobą żadnych tajemnic…
Jak widać się myliła.
Osunęła się na płytki, ukrywając twarz w dłoniach.
Nie, stop. Musisz to przemyśleć.
Oliver, Jessica, Matt, zerwanie…
Nic nie układało się w logiczną całość, nic nie było dla niej zrozumiałe. Dlaczego? Kiedy? Jak dawno?
- Coś się dzieje? – usłyszała jakiś życzliwy głos.
Podniosła głowę i ujrzała starszą kobietę, pochylającą się nad siedzącą nastolatką.
- Nie, nic – zaprzeczyła. – Zrobiło mi się tylko słabo, już mi lepiej. Dziękuję – dodała za wychodzącą kobietą.
Jęknęła. Tego tylko brakowało, żeby wzbudzała litość w obcych ludziach!
Weź się w garść, idiotko, przykazała sobie w myśli. Wstała, umyła ręce w lodowatej wodzie i ochlapała sobie twarz, chcąc się troszkę otrzeźwić. Rzuciła sobie jeszcze jedno spojrzenie w lustrze i opuściła łazienkę, powracając do stolika.
- Przepraszam – rzuciła, siadając. – No, Jessica, może powiesz mi jak to było, gdy byliście parą? – zwróciła się do dziewczyny, jednocześnie kątem oka obserwując reakcję chłopaka.
Jess poprawiła się na krześle, odchrząknęła jakby szykowała się do długiej opowieści i powiedziała:
- No więc, kiedy Oliverek i ja byliśmy razem, czyli gdzieś… - zamilkła, licząc coś zawzięcie na palcach – siedem miesięcy temu? Dobrze mówię, karaluszku?
Sophie nie powstrzymała się i tym razem wybuchła śmiechem, podczas gdy siedzący obok Oliver o mało co nie umierał ze wstydu.
- No, karaluszku, dobrze mówi? – zwróciła się do niego, chichocząc.
- Jessica, daj spokój – jęknął cicho. – To było wieki temu, nie potrzebuję tego wspominać…
- Ale ja potrzebuję – obruszyła się. – No więc siedem miesięcy temu byliśmy ze sobą bardzo szczęśliwi, niespodzianki jakie przygotowywał mi Oli były takie cudowne… Pikniki o północy, spacery… Chwalił się mną każdemu kogo napotkał, no po prostu perfekcyjny związek – westchnęła.
Sophie czuła, jak w miarę słuchania jej słów dobry humor, który miała jeszcze przed sekundą całkowicie ją opuszcza. Poczuła, że blednie. Podniosła się i spojrzała na Olivera.
- Miło, że powiedziałeś mi o waszym związku – rzuciła i z trudem powstrzymując łzy minęła jego krzesło i weszła na ruchome schody chcąc jak najszybciej opuścić to chore miejsce.
- Nie powiedziałeś jej? – usłyszała za sobą jeszcze sztucznie zdziwiony głos Jessiki.
Odwróciła się na ułamek sekundy do tyłu napotykając przerażone spojrzenie Sykesa, a chwilę potem już straciła go z oczu.
- Nie rycz – mruknęła do siebie, zbiegając na dół i potrącając po drodze przechodniów.
Szła szybkim krokiem przed siebie, skupiając wzrok na wystawach sklepowych, by zająć czymś myśli.
W końcu poczuła, że zaraz upadnie. Głowa bolała ją od powstrzymywania łez i zrobiło jej się czarno przed oczami, dopadła więc pierwszej lepszej ławki i zaczęła powoli oddychać.
Ludzie mijali ją obojętnie, nawet nie zwracając uwagi na mdlejącą nastolatkę. Mrugnęła kilka razy chcąc wyostrzyć obraz, po czym oparła brodę na dłoniach.

Oliver natychmiast pozbył się towarzystwa Jessiki, zostawiając ją samą w fast-foodzie, a sam zjechał schodami na dół śladem Sophie. Rozglądał się za nią z góry z nadzieją na jej odnalezienie, na próżno jednak. Kiedy dotarł już na piętro, pobiegł przed siebie, nie przestając wypatrywania dziewczyny i wypytywania przypadkowych osób o jej obecność tu. Zatrzymał się w końcu, czując się wyczerpany biegiem i jeszcze raz obrócił się wokół własnej osi by ewentualnie uchwycić jej sylwetkę.
Tam! Na ławce!
Znalazł się przy prawie że konającej Sophie w mgnieniu oka. Dziewczyna z trudem już nawet oddychała.
- Sophie, skarbie – wyszeptał. Kucnął naprzeciwko niej i z niemałym strachem patrzył, jak łapie powietrze. – Słabo ci?
Pokiwała głową. Oliver spojrzał na nią z uwagą i powiedział:
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem o Jessice. Po prostu… uznałem, że nie potrzebujesz takiej wiedzy, jeśli się pomyliłem, to wybacz. Wybacz, że nie okazałem się godny zaufania.
Dziewczyna przymknęła tylko powieki i wzięła głębszy wdech.
- Nie ma sprawy. – szepnęła. – Nie masz może wody? Pewnie mi pomoże…
Chłopak poderwał się i w ciągu kilkudziesięciu sekund dotarł do najbliższego sklepu z żywnością, kupił butelkę napoju i przyniósł ją Sophie. Patrzył jak łapczywie piła, a gdy skończyła, usiadł obok niej i okrył ją swoją kurtką.
- Lepiej? – spytał zatroskany.
Sophie pokiwała głową, spuściła wzrok i zaczęła skubać końcówki swoich ciemnych loków.
- Kochałeś ją? - zapytała cicho.
Oliver westchnął. Chwilę bił się z myślami, i w końcu wydusił:
- Kochałem. Była przy mnie, gdy nie było nikogo innego. - zamilkł, widząc ból wykrzywiający twarz nastolatki. - Przepraszam - szepnął.
- Nie, jest okej. Miałeś do tego prawo, byliście razem, a poza tym jeszcze się wtedy nie znaliśmy. Nie przepraszaj - odpowiedziała cicho. - Ale chciałabym żebyś wiedział, że teraz to ty dla mnie jesteś najważniejszy, no bo nie mam nikogo prócz ciebie...
Sykes w ułamku sekundy usiadł obok niej i objął ją ramieniem, delikatnie kołysząc. Pocałował jej policzek i wyszeptał prosto do ucha:
- Ty też jesteś dla mnie najważniejsza i nie pozwolę nikomu tego zepsuć.

Szli powoli pasażem między sklepami, nie odzywając się ani słowem. Po prostu delektowali się swoją bliskością i poprawą stosunków po tym, jak zepsuła je Jessica.
Wyszli na zewnątrz. Sophie zaczerpnęła głęboko świeżego powietrza, usiadła na pobliskiej ławeczce i wysiliła się na blady uśmiech.
- Wracamy? Nie wiem, busem, albo...
- Mogę się z wami zabrać, prawda? - pisnęło coś nad ich głowami.
Sophie podniosła wzrok. Obok stał oczywiście nie kto inny, jak Jess we własnej osobie. Oliver przetarł twarz dłońmi.
- Daj nam spokój, dobra? - oznajmił. - Nie wiem dlaczego tak dzisiaj za nami łazisz, ale proszę, przestań.
Ruda pociągnęła nosem.
- Skoro tak mówisz...
I oddaliła się w prawo. Sophie wstała.
- Jedźmy, proszę. Nie chcę się znów z nią spotkać - jęknęła.
- Oczywiście - zareagował od razu Oliver i wskazał dłonią na najbliższy przystanek.
Na autobus czekali jakieś pięć minut, w końcu gdy siedli okazało się, że wolne były akurat dwa miejsca, z tym że na drugich końcach pojazdu.
- Usiądź tam, okej? - chłopak podprowadził dziewczynę na fotel bliżej wyjścia. - Jakby ci było słabo, to przychodź, wysiądziemy.
- Dobrze, mamusiu - zachichotała, siadając. - No już bez przesady, aż tak umierająca nie jestem.
Chłopak oddalił się na tył autobusu mrucząc coś do siebie o zasłabnięciach i po paru sekundach pojazd ruszył.
Ruszył, by po momencie z piskiem opon zahamować i wpuszczając do środka jeszcze jedną osobę. Sophie, zajęta już widokiem za oknem nie zwróciła na to jakiejś szczególnej uwagi, więc tajemnicza osóbka minęła ją bez słowa i radosnym piskiem oznajmiła swoją radość ze znalezienia wolnego miejsca. Sophie w końcu się odwróciła, słysząc dziwnie znajomy głos i wytrzeszczyła oczy widząc, że to Jessica usadowiła się właśnie na kolanach Olivera, który był nie mało zszokowany powstałą sytuacją.
Ruda posłała jej fałszywy uśmiech, po czym położyła głowę na ramieniu chłopaka, powodując w Sophie nagły przypływ wściekłości. Sykes otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale Jessica natychmiast szepnęła mu coś do ucha.
Łzy przesłoniły jej widok, więc gwałtownie się odwróciła i otarła słone krople. Nie chciała okazywać swojej słabości przy tej idiotce, nie da jej tej satysfakcji. Oparła głowę o zimną szybę gotowa przeżyć tak całą podróż, i skupiła się wyłącznie na powstrzymywaniu płaczu. Ludzie wokół niej zaczęli wstawać i kierować się do wyjścia, co oznaczało, że autobus zatrzymał się na jakimś przystanku. Nie reagowała na nic, nie widziała współczujących spojrzeń ludzi kierowanych do niej, którzy za pewne mniej więcej orientowali się już w powstałej sytuacji. Zamknęła oczy i powtarzała sobie w głowie tylko to, jak bardzo nienawidzi Jessiki.
W tym samym czasie na drugim końcu autobusu Oliver wychodził z siebie. Widział, jak bardzo cierpiała Sophie i choćby chciał coś zrobić, Jess skutecznie mu to uniemożliwiała. Rozważał właśnie zrzucenie jej ze swoich kolan, gdy usłyszał jej cichutki szept:
- Po co nam Sophie, co? - mruknęła. - Nie pamiętasz, jak nam było dobrze razem? Nie pamiętasz?
Policzył szybko do dziesięciu, wziął głęboki wdech i otworzył usta by coś powiedzieć.
Dziewczyna oczywiście znalazła sposób, by to wykorzystać i przytknęła swoje wymalowane błyszczykiem wargi do jego.
Pech chciał, by Sophie właśnie w tym momencie się odwróciła. Zobaczyła, jak Oliver, jej Oliver obściskuje się tam z tą idiotką i momentalnie poczuła, że gdyby teraz tylko chciała, zabiłaby ją gołymi rękami.
Wstała i wrzasnęła na cały autobus:
- Nienawidzę was!
Rzuciła im jeszcze pełne nienawiści spojrzenie, podbiegła do wyjścia i wyskoczyła z jeszcze na szczęście stojącego pojazdu.
Sykes słysząc jej krzyk uchwycił jej sylwetkę opuszczającą autobus. Zmroziło go. Spojrzał na Jessikę, która, bardzo z siebie zadowolona oblizywała właśnie usta i krzyknął:
- Kurwa mać, Jessica, zejdź ze mnie!
Praktycznie ją zepchnął i co sił w nogach pobiegł za ukochaną, zdając sobie jednocześnie sprawę, że przecież już dawno mógł ją tak potraktować i znaleźć się przy Sophie.
Brunetka gnała co sił po ulicy, co sekundę podnosząc dłoń do załzawionych policzków po to, by je otrzeć.
- Nienawidzę ich, tak bardzo ich nienawidzę - szeptała do siebie non stop.
Wpadała na przechodniów, którzy komentowali to jakimiś niezbyt przyjemnymi epitetami i zatrzymywali się, by śledzić dalej trasę rozpędzonej nastolatki.
Sekundę później minął ich Oliver, który nawołując dziewczynę miał gigantyczną nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią i wszystko wróci do normy.
Wreszcie ją dogonił i złapał za ramię. Gwałtownie zahamowała. Załzawionymi oczami spojrzała na jego palce zaciśnięte na jej ręce i oznajmiła chłodno:
- Nie waż się mnie nawet dotykać.
- Kochanie, ja...
- Nie mów do mnie kochanie! - krzyknęła przez łzy. - Nie mów już tak do mnie! Proszę bardzo, nazywaj tak swoją cudowną Jessikę, ale mnie nie, rozumiesz?!
Wybuchła płaczem i usiadła wprost na chodniku, łkając. Chłopak patrzył na to przerażony.
- Nie wybaczę sobie tego, że doprowadziłem kobietę do płaczu - wyszeptał bardziej do siebie, niż do Sophie, po czym zwrócił się bezpośrednio do niej: - Sophie, posłuchaj mnie. Masz pojęcie, jak ja tam cierpiałem, widząc płaczącą ciebie, podczas gdy jedyne co mogłem robić to skupiać się na tym, by z tej wściekłości nie zrzucić Jessiki na ziemię i nie wygarnąć, co myślę o jej idiotycznym zachowaniu?
- A ty masz pojęcie - zaczęła cicho - jak się czułam, kiedy widziałam osobę, którą kocham nad życie obściskującą się z tą dziwką? - glos jej zadrżał. - Spójrz na to moimi oczami. Kocham cię, Oliver. Ale jeżeli wybierasz ją, to droga wolna. - machnęła ręką w nieokreślonym kierunku. - No idź.
Chłopak stał tam osłupiały, słuchając jej monologu, podczas gdy w środku aż cały się gotował. Kucnął przed nią i wyszeptał:
- Sophie, skarbie. - widząc, że chce coś powiedzieć, dotknął palcem jej warg. - Cii, poczekaj. Sophie. Kocham cię całym moim sercem, jesteś dla mnie wszystkim, absolutnie wszystkim i nie mam zamiaru zostawiać cię dla Jessiki, rozumiesz? Zrozum to wreszcie, bo męczy mnie już przekonywanie cię o rzeczach, które mają się całkiem inaczej...
- Męczy cię? To daj mi spokój i nie będzie cię męczyć. - wstała, spojrzała na niego jeszcze raz i ruszyła przed siebie, całą siłą woli powstrzymując się, by się nie odwrócić i na niego spojrzeć.
Nie poddawaj się, Sykes, nie poddawaj!, mruczał do siebie. Przeczesał włosy palcami i spojrzał na oddalającą się nastolatkę. Kochał ją, oczywiście że tak, do szaleństwa i będzie o nią walczył, do końca.
Jakaś starsza pani, która najwyraźniej wszystkiemu się z boku przyglądała podeszła do chłopaka i powiedziała:
- Leć za nią, na co czekasz?
W końcu oprzytomniał. Spojrzał na kobietę i słabo się uśmiechnął.
- Tak właśnie mam zamiar zrobić. Dziękuję! – dodał jeszcze do niej i odbiegł, zostawiając uśmiechniętą staruszkę w tyle.
Widział, że Sophie porusza się tak nierozsądnie, jak to tylko możliwe. Przechodziła przez ulicę nie zważając na to, jak wielki był uliczny ruch i przeciskała się między tłumami ludzi. Oliver nie spuszczał jej z oka ani na chwilę, bojąc się, że gdyby na chwilę odwrócił wzrok, zniknęłaby. A on już by jej nie odzyskał.
Zauważył, że weszła na most przebiegający nad jezdnią. W myślach mignęła mu wizja jej leżącej w kałuży krwi pośród stłuczonych aut, więc z prędkością światła pobiegł w miejsce gdzie stała.
Znajdował się kilka metrów od niej, bacznie śledząc każdy jej ruch. Nieco wychylała się za barierkę, spoglądając w dół. Kiedy pochyliła się bardziej, chłopak doskoczył do niej i dociągnął ją do siebie, zamykając w silnym uścisku. Próbowała się wyrywać, ale w końcu się poddała. Łzy płynęły po jej twarzy strumieniami.
- Sophie, co ty sobie wyobrażasz? Chciałaś skoczyć? – zapytał łagodnie. Siąknęła nosem i pokręciła głową.
- Nie, nie chciałam. Po prostu wyobrażałam sobie, co by było, gdybym skoczyła…
- Nie możesz tak! – zareagował krzykiem Oliver. – Nie pozwalam ci sobie nic zrobić. A już w szczególności nie przeze mnie. Gdyby coś ci się stało, też bym sobie coś zrobił.
Uśmiechnęła się smutno.
- Nie wymyślaj, proszę cię. Puść mnie, chcę iść do domu.
- Nie. Boję się o ciebie, rozumiesz? Przecież już raz cię widziałem z żyletką, kurwa, nie pozwolę ci się zabić! – krzyknął łamliwym głosem.
Oczy Sophie momentalnie się zaszkliły, odwróciła wzrok i wyszarpnęła się z jego objęć. Zdjęła z siebie jego bluzę i rzuciła nią w niego.
- Trzymaj. – mruknęła i odwróciła się, kierując się w stronę schodków prowadzących na chodnik.
- Sophie, nie idź – wyszeptał. – Słyszysz?! Nie idź! To według ciebie jest już koniec, tak?! Tego chcesz? Proszę cię bardzo! – wykrzyczał za nią. – Nie idź – dodał szeptem.
Dziewczyna zatrzymała się wpół kroku i odwróciła twarz ozdobioną strumieniami łez w jego stronę.
- Zdecyduj się, co? Nie idź, to koniec… Zastanów się, dobrze? – odpowiedziała chłodno i puściła się biegiem, by jak najszybciej go opuścić.
- Nie odchodź… - szepnął jeszcze raz i zaniósł się szlochem.

***
głupia Jessica. :c
znowu długo pisałam ten rozdział, no ale hm, tak czy siak, nie wyszedł dokładnie taki, jaki chciałam c:
kolejny postaram się dodać jak najszybciej.
drama bęędzie, nie martwcie się o brak wrażeń, czy coś. XD
kocham was bardzo mocno.


środa, 8 stycznia 2014

7

Sophie obudziła się w wygodnym łóżku, przykryta ciepłą, puchową kołdrą. Nie miała pojęcia, jak się tu znalazła, ale było jej bardzo przyjemnie i nie chciała tego przerywać.
Powoli do jej umysłu zaczęły przychodzić wspomnienia sprzed kilku godzin. Impreza, piknik, Oliver... No tak. Usnęła w jego ramionach, na środku jakiejś polany.
Podniosła głowę, ignorując lekki ból głowy i rozejrzała się po pokoju. Przez balkonowe okna wpadały jasne promyki słońca, co świadczyło o tym, że jest już rano. Musiała przespać pół nocy, bo z tego co pamiętała piknik rozpoczęli gdzieś przed dwudziestą czwartą.
Pomieszczenie urządzone było skromnie, ściany pomalowane były jasną farbą, a pod jedną z nich stała wielka, ciemnobrązowa szafa. Dziewczyna rozejrzała się chcąc namierzyć swoją dżinsową kurtkę, w której miała telefon, jednak na próżno. Wstała więc z cichym westchnieniem, przeczesała palcami włosy chcąc choć trochę polepszyć ich wygląd i otworzyła drzwi na korytarz.
Znajdowała się w jakimś przestronnym mieszkaniu. Po obu stronach korytarza mijała drzwi do pokojów i poczuła się nieco zagubiona, błądząc tam jak po labiryncie.
Dotarła do salonu połączonego z kuchnią. Bez namysłu nalała do szklanki wody prosto z kranu i wypiła ją duszkiem, ocierając usta. Ściany pokoju ozdobione były wieloma zdjęciami widoków, a jasnobrązowe meble ładnie z nimi kontrastowały.
Nastolatka uchyliła okno, chcąc wpuścić do środka świeże, poranne powietrze i wyglądnęła na zewnątrz. Z tego co widziała, wywnioskowała, że znajduje się na najwyższym piętrze w jakimś bloku. Na szczęście rozpoznawała okolicę, mieszkała tu jej koleżanka z gimnazjum, którą od czasu do czasu kiedyś zwykła odwiedzać, więc nie martwiła się ewentualnym powrotem do domu, gdyby okazało się, że znajduje się nie w mieszkaniu Olivera, a jakiegoś potencjalnego porywacza.
Przespacerowała się wzdłuż kolejnego korytarza i na jego końcu zobaczyła uchylone drzwi. Zerknęła do środka i jej oczom ukazał się śpiący Oli, wyłożony na całej powierzchni łóżka, w ręce ściskający swój telefon komórkowy. Sophie cichutko zachichotała i podeszła bliżej. Odgarnęła pojedynczy kosmyk włosów z jego czoła i usiadła na ziemi tak, by móc patrzeć na jego twarz.
- Olii - wyszeptała i przejechała mu palcem po policzku.
Gdy nie przyniosło to rezultatu, dziewczyna podniosła się z westchnieniem i rozpoczęła zwiedzanie jego pokoju.
Na zagraconym biurku znalazła dosłownie wszystko, od puszek po napojach energetycznych po płyty, tabletki na ból głowy i jakieś zabawki, najwyraźniej należące do jego młodszego rodzeństwa.
Na ścianie wisiał wielki plakat jednego z jego ulubionych zespołów, a wokół powieszone było kilka półek uginających się pod ciężarem postawionych tam książek i zeszytów. Chłopak niespokojnie przewrócił się na łóżku i wymruczał coś przez sen. Sophie zachichotała i w podskokach podbiegła do nastolatka, siadając na rogu łóżka.
- Oliiiveeeer - wymruczała mu prosto do ucha, po czym złożyła krótki pocałunek na jego wargach.
Podziałało. Chłopak momentalnie otworzył oczy, rozejrzał się wkoło zdezorientowany, i dopiero na widok dziewczyny uśmiech rozjaśnił jego twarz. Chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie, łaskocząc ją przy tym i wywołując salwy śmiechu.
- Ej, przestań! - pisnęła między wybuchami wesołości.
Leżeli teraz obok siebie, trzymając się za ręce. Oliver podparł się na łokciu i spojrzał na rumianą twarz dziewczyny.
- Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Dostałam bardzo wygodne łóżko - pochwaliła. - A w ogóle... Jak ja się tu znalazłam?
Chłopak parsknął krótkim śmiechem i zaczął wyjaśniać:
- Jordan i Lee znaleźli nas na polance, oczywiście ja też zasnąłem, więc mnie obudzili i pomogli cię przenieść do samochodu. Nie obudziłaś się ani razu - dodał po chwili milczenia i uśmiechnął się. - Najwięcej kłopotu sprawiła nam winda i wniesienie cię do mieszkania, ale daliśmy radę - zaśmiał się.
Dziewczyna teatralnie przewróciła oczami.
- Mogliście mnie obudzić i się nie trudzić noszeniem mnie. Sporo ważę - zauważyła. Oliver zamknął jej usta pocałunkiem, po czym oznajmił:
- Jesteś idealna, skarbie. Nawet za chuda. - chwycił w dłoń jej cienki nadgarstek.
Dziewczyna odwróciła wzrok.
- Mówiłam ci kiedyś jaki jesteś kochany?
- Nie - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Ale się obrażę, jeśli zaczniesz mnie komplementować.
Sophie uśmiechnęła się i przytknęła palec do ust, chcąc się skupić.
- No więc tak. Jesteś kochany, uroczy, masz przepiękne oczy, jesteś dżentelmenem, których w tych czasach zaczyna brakować, prawisz mi śliczne komplementy - roześmiała się. - I ogólnie jesteś najlepszą rzeczą, która mnie ostatnio spotkała - westchnęła.
- Jestem rzeczą? - zażartował, po czym podniósł się tak, że teraz znajdował się nad leżącym ciałem dziewczyny. - Ty też jesteś najlepsza. Nawet nie marzyłem, żeby spotkać tak perfekcyjną osobę – wyszeptał prosto w jej usta.
- Ojej, to słodkie - delikatnie się uśmiechnęła i przekrzywiła głowę.
Dotknęła dłonią jego policzka i na parę sekund złączyła ich wargi w pocałunku.
W tym samym czasie do mieszkania weszli jego prawowici właściciele, czyli rodzice Oliego wraz z dwójką małych dzieci, które miały przyjemność być rodzeństwem chłopaka. Nieco niska, aczkolwiek bardzo miło wyglądająca kobieta odwiesiła na wieszak swój płaszcz i udała się w stronę pokoju chłopaka chcąc go ewentualnie obudzić lub, jeśli już nie spał, poinformować go o swoim powrocie.
Stanęła pod drzwiami, zza których dochodził dziewczęcy chichot. Uniosła nieco brwi, uśmiechając się i zapukała, czekając na pozwolenie.
- O mój Boże, to moja mama - zaczął panikę Oliver i prawie że spadł z łóżka, usiłując wyplątać się spod kołdry.
Sophie śmiała się, przyglądając się jego poczynaniom, po czym zrobiła wielki krok nad chłopakiem i z gracją zeskoczyła na podłogę. Podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież, szerokim uśmiechem witając kobietę.
- Mama Oliego, prawda? - upewniła się.
- Tak, tak. A ty to Sophie? - zapytała, miło się uśmiechając. - Oliver non stop o tobie mówi. I wiesz co? - mrugnęła do niej. – Rzeczywiście, ani trochę nie przesadził w komplementowaniu.
Sophie zaśmiała się i spojrzała w kierunku chłopaka, któremu wreszcie udało się stanąć na nogach.
- Hej, mamuś - podszedł do niej i pocałował ją w policzek. - Kiedy śniadanie?
Kobieta zaczęła się śmiać, po chwili zawtórowała jej Sophie.
- Jak zrobię, to będzie. Kochanie, chcesz się może odświeżyć? - zwróciła się do nastolatki. - Tam jest łazienka - wskazała na drzwi - zaraz dam ci ręcznik, jeśli chcesz.
Pokiwała głową.
- Jeśli to nie będzie problem, to z chęcią. A potem pomogę pani ze śniadaniem - zaproponowała.
Mama Olivera, która zdążyła w tym czasie wyjąć z szafki biały ręcznik, podała go dziewczynie i uśmiechnęła się szczerze.
- Dziękuję. No, to biegnij, ja w tym czasie wszystko przygotuję - dodała i udała się do kuchni. Sophie patrzyła za nią, jak się oddalała i powiedziała cicho do Olivera:
- Też chcę taką mamę - zasmuciła się.
- No wiesz - zaczął wymijająco. - Być może patrzysz właśnie na swoją przyszłą teściową, kto wie...
- Przestań! - roześmiała się głośno i lekko uderzyła go w ramię. - Zaraz wracam.
I pobiegła do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Uchwyciła w lustrze swoje odbicie. Nie wyglądała w sumie tak najgorzej, musiała tylko ułożyć na nowo włosy i zmyć czarne ślady po makijażu. Weszła pod prysznic, rozkoszując się gorącą woda spływającą strumieniami po jej ciele. Brakowało jej tego, tego śmiechu, ciepła rodzinnego, takiej atmosfery. A tutaj? Tutaj widziała wszystko, za czym sama tak tęskniła. Kochającą się rodzinę, cudowną mamę... Czyli to, czego nigdy nie dane jej było doświadczyć.
Stanęła mokrymi stopami na podłodze wycierając ciało ręcznikiem. Kiedy ubrała już sukienkę, ostatni raz spojrzała na siebie w lustrze, przeczesała włosy leżącym na szafce grzebieniem i opuściła pomieszczenie.
Z łatwością trafiła do kuchni, po której plątała się już dwójka maluchów, goniących się między krzesłami i radośnie się śmiejących. Posłała im uśmiech, po czym stanęła obok kobiety.
- W czym pomóc? - zapytała.
- O, jesteś. Wiesz co, możesz układać te warzywa na kanapkach, dobrze? - poinstruowała ją kobieta, a dziewczyna czym prędzej zabrała się do roboty.
Po chwili ciszy, podczas której obie zajmowały się przygotowywaniem posiłku, Sophie zapytała:
- A gdzie Oliver? U siebie?
Kobieta wychyliła się na korytarz, po czym wzruszyła ramionami.
- A wiesz, że nie mam pojęcia? Pewnie tak, chociaż pewna nie jestem. - Spojrzała z uwagą na dziewczynę, po czym dodała: - Wiesz, że on cię kocha, prawda? Zrobiłby dla ciebie wszystko.
Sophie utkwiła wzrok w krojonym przez siebie właśnie pomidorze.
- Wiem - odparła cicho. - Jest cudowny - uśmiechnęła się jednym kącikiem ust.
Sekundę później poczuła czyjeś dłonie na swoim brzuchu i wargi, które musnęły jej policzek. - Co tam plotkujecie? - zapytał wesoło.
- Obgadujemy cię - odpowiedziała zgodnie z prawdą jego mama i roześmiała się głośno. - Położysz to na stole? - podała mu talerz z gotowymi już kanapkami.
Kiwnął głową i w podskokach doskoczył do jadalni, układając na stole naczynie.
Kiedy w końcu wszystko było gotowe, cała rodzina Sykesów wraz z Sophie u boku Olivera zasiadła przy śniadaniu.
Na początku konsumowali posiłek w milczeniu, w końcu ciszę przerwał chłopak zwracając się do mamy:
- Nie masz nic przeciwko jeśli ci uciekniemy po śniadaniu? - i mrugnął w stronę Sophie.
Ta natychmiast oblała się rumieńcem i spuściła wzrok wpatrując się w swoją kanapkę.
- Chyba nie mam wyjścia - roześmiała się kobieta. - Gdzie się wybieracie?
- Hm… Pamiętasz, jak mówiłem ci, że idziemy na koncert? – zaczął chłopak.
Kobieta zmarszczyła brwi.
- To dzisiaj? Myślałam, że…
- Nie, nie – wtrąciła się Sophie. – I też nie mam pojęcia co Oliver kombinuje – roześmiała się.
- No, synku, wyjawisz nam swój plan? – uśmiechnęła się jego mama.
Nastolatek, aby zniecierpliwić je obie wziął do ręki kanapkę i zaczął bardzo powoli ją przeżuwać. Sophie przewróciła oczami.
- No wysłówże się wreszcie – parsknęła.
Oli kiwnął głową i przełknął. Nagle w korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka. Zmarszczył brwi, po czym poderwał się z miejsca rzucając coś w stylu, że to jego telefon i pobiegł do swojego pokoju.
Jego mama spojrzała na to tylko i pokręciła głową z lekkim uśmiechem, po czym powróciła do konsumowania śniadania.
Kilka minut później, kiedy wszystkie talerze były już puste, a Sophie pomagała zanosić je do zmywarki, Sykes raczył się z powrotem pojawić. Podszedł do dziewczyny i ujął jej dłoń.
- Lecimy, mamuś. – pocałował ją w policzek. – Dzięki za śniadanko – poklepał się po brzuchu.
- Dziękuję za wszystko – szepnęła jeszcze Sophie do kobiety i szczerze się uśmiechnęła.
- Wpadaj częściej, kochana – odpowiedziała, odwdzięczając się tym samym i odprowadziła ich do drzwi. – Nie wróć za późno – przestrzegła syna, który tylko zawadiacko się uśmiechnął.
- Hm… Postaram się. Hej. – i zamknął za nimi drzwi.
Zbiegali schodami na dół, ani na chwilkę nie puszczając swoich palców. Kiedy w końcu znaleźli się na zewnątrz, chłopak przystanął i spojrzał w dół na rumianą twarz dziewczyny, która poprawiała właśnie rozwiane przez wiatr włosy. Dotknął dłonią jej policzka i na ułamek sekundy złączył ich usta. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i objął ją ramieniem.
- Gdzie idziemy? – zaciekawiła się.
- Do centrum handlowego – wyjaśnił. – Nie żeby coś, ale pomyślałem, że na koncert przydadzą ci się jakieś fajne, nowe ciuchy…
- Jesteś kochany.
- Wiem – odparł tylko, głośno się śmiejąc.
Kawałek szli w milczeniu.
- Kto dzwonił? – zapytała wreszcie Sophie.
Chłopak westchnął, jakby zwlekał z odpowiedzią.
- Matt. Jessica go rzuciła po tej imprezie. Prosił, żebym poszedł się z nim gdzieś upić, no ale mam ważniejsze sprawy do roboty. – pocałował ją w czubek głowy.
- Mogłeś z nim iść – odpowiedziała. – Nie obraziłabym się.
Oliver przewrócił oczami, przystanął i stanął naprzeciw nastolatki.
- Nie ma nic ważniejszego od ciebie, uwierz mi. A poza tym, w końcu chyba namówił Jordana. Nic chyba nie straciłem – zmarszczył brwi. – Niezbyt mi się uśmiecha upijanie się z Nichollsem.
Sophie z uśmiechem pokiwała głową i wtuliła się w jego tors.
- No wiem przecież. Chodźmy, co? Może nie będzie takich tłumów – zaproponowała.
Przytaknął jej i ponownie ją obejmując, ruszył przed siebie, co chwilę pochylając się nad jej uchem, by szepnąć coś, co absolutnie tylko ona powinna słyszeć.

***
no, przepraszam że tak długo nie dodawałam, brak weny mnie dopadł, niestety D:
ogólnie to znów taki nudnawy rozdział, ale w kolejnych fragmentach przewiduję jakąś mega dramę, więc będzie się działo XD komentować, komentować :)
kocham was bardzo <3